INWAZJA NA UKRAINĘ
Pokój (nie) za wszelką cenę
Niemal codziennie słyszymy o kolejnych atakach Rosji i jej drobnych zdobyczach terytorialnych, nieustannie też dochodzą do nas wieści o uderzeniach ukraińskich na rosyjskie zaplecze. Jaki cel mają te działania? I jaka walka toczy się w… sieci?
Tylko dziś w nocy (31 lipca) siły ukraińskie strąciły 89 rosyjskich dronów. Przedwczoraj zaś docierały do nas informacje o intensywnych natarciach Rosji na miasto Pokrowsk. Jednocześnie Ukraina intensyfikuje uderzenia na rosyjską infrasteukturę logistyczną i surowcową. Baza naftowa w obwodzie kurskim, uderzenia na infrastrukturę energetyczną w obwodach biełgorodzkim, woroneskim, briańskim i leningradzkim… uderzenia ukraińskich wojsk specjalnych na rosyjskich najemników w Mali… zebrałem wieści tylko z trzech ostatnich dni. Nie, nie jest to jakaś intensyfikacja działań wojennych, lecz przeniesienie wojny na odmienny poziom.
Wojna pozycyjna
Po intensywnych działaniach z lat 2022 i 2023, ofensywach i kontrofensywach wojna rosyjsko-ukraińska weszła w fazę pozycyjną. To efekt osłabienia obu stron. Ukraina złapała zadyszkę po kryzysie związanym z zamrożeniem amerykańskich dostaw i zbyt wolnej (ale później - zdecydowanej) reakcji na to państw europejskich, z kolei Rosja, cóż - wbrew propagandzie Kremla i ochoczo suflującym ją, także i w Polsce, cichym zwolennikom tego kraju, kraj ten nie dysponuje zasobami wystarczającymi do prowadzenia walki z taką intensywnością z jaką przewidywano.
Zdobycze z ostatnich miesięcy okupione są nie tylko potężną daniną krwi rosyjskich żołnierzy (przypominam - 500 tys. strat!), ale też gigantycznym przemiałem sprzętu wojskowego. Co i tak nie przełożyło się na efektywność na polu walki - spora część dotychczasowych zdobyczy to rejony z których Ukraińcy zwyczajnie się cofnęli, lub miasta, które - po ich zniszczeniu - straciły dla Ukrainy znaczenie strategiczne. Czy mają je dla Rosji? Wątpliwe.
Mimo to Rosjanie, wciąż boksując mentalnie w rozumowaniu XIX wiecznym, walczyć będą o każdą piędź ziemi, przed nieuchronnym zmuszeniem ich do rozmów pokojowych. To tam rozstrzygną się najbliższe lata - także dla NATO.
Wszystko, tylko nie „Mińsk III”
Osoby zaznajomione z pierwszą wojną ukraińsko-rosyjską, znaną też jako „Wojna donbaska” często stosują określenie „Mińsk II” jako synonim porozumienia, na którym korzysta tylko Rosja i tak szybko łamiąc jego ustalenia. I to właśnie kolejnego „Mińska” („Mińska III”?) chcą uniknąć Ukraińcy.
Obecnie działania obu stron wyraźnie wskazują, że po wyborach w USA Kijów i Moskwa spodziewają się nacisku na rozmowy pokojowe. I każde z tych państw ma swoją wizję tego jak umocnić swą pozycję w tychże.
Dla Rosji jest to, tradycyjnie, XIX-wieczna praktyka zajęcia połaci lądów i utrzymania tychże. Stąd kolejne ofensywy, ataki, i intensyfikacja ataków dronowo-rakietowych. Z kolei Ukraina, doskonale rozumiejąc, iż rozmowy będą oznaczać rozpatrzenie jakiegoś kolejnego „Mińska” starają się maksymalnie sparaliżować rosyjski przemysł, logistykę, infrastrukturę energetyczną czy paliwową. I to właśnie te ataki wydają się być dla Kremla najgroźniejsze.
Stare nie wróci
Niektórzy komentatorzy wprost prezentują wizję, w której Zachód nie tylko nie pomaga Ukrainie (to łatwo obalić prostym google), ale wręcz czeka na powrót do „business as usual” z Rosją zaraz po zakończeniu wojny. Taki pogląd w ostatnim czasie prezentował chociażby Rafał Ziemkiewicz w swoim programie w TV Republika. Według popularnego publicysty za takim podejściem do sprawy ma optować nawet… Joe Biden.
Ciężko to komentować, ale spróbuję.
Czy Zachód chciałby, by do wojny nigdy nie doszło, by móc nadal robić interesy z Rosją? Bez wątpienia. Jednak Rubikon został przekroczony i większość państw UE swoje powiązania z Rosją albo już zerwało, albo zerwać próbuje. Nawet Niemcy, przez długie lata będące de facto rzecznikiem Rosji w UE musiały podjąć po chwili wahania kosztowną transformację i odwrót od taniego, rosyjskiego surowca, co odbija się negatywnie na ich danych gospodarczych. Szybki powrót do tego co było? Technicznie jest to niemożliwe.
Także sankcje odbijają się negatywnie na Rosji. Coraz częściej z tego kraju dochodzą informacje o katastrofach lotniczych i kolejowych, spada też produkcja motoryzacyjna. A to tylko te dane, które „wyciekają” - poziom problemów musi być o wiele większy. Jednocześnie ograniczenia w dostępie do technologii powodują, że odbudowa niszczonej infrastruktury będzie bardzo trudna. Ukraina, jeśli miałaby się zgodzić na ustępstwa terytorialne i „śmierdzący” pokój, chcę przynajmniej oddalić widmo kolejnej inwazji.
Wojna na memy
Skąd jednak podejrzenie, że jesteśmy bliżej rozmów? Przesłanek jest kilka.
Pierwszą są, oczywiście, wybory w USA i perspektywa triumfu w tychże Donalda Trumpa. Ten prawicowy polityk utrzymywał swego czasu, że „zakończy wojnę w 24 godziny”, regularnie też straszy swoich wyborców rzekomą wojną nuklearną, która miałaby wybuchnąć, gdyby w Białym Domu pozostali Demokraci.
Czy to realna perspektywa (mowa o wojnie jądrowej) - nie można jej wykluczyć. Kreml nie raz pokazał, iż jest kompletnie nieracjonalny, jednak to jakoby tamą przeciwko tejże miał być właśnie Trump, cóż, jest wątpliwe. Istotnie jednak Trump może być orędownikiem rozmów, choćby po to, by wykazać przed wyborcami, że dotrzymuje obietnic.
Druga przesłanka jest bardziej mglista, ale w mojej ocenie warta odnotowania. Osoby w środowisku analitycznym i militarnym od kilku tygodni przekazują, że ich feedy w social mediach pełne są profili, które prezentują albo pozytywną wizję Rosji, albo - siłę rosyjskiej armii. Wskazywał na to korespondent wojenny i ekspert ds. wojskowości Marcin Ogdowski, sam także zauważyłem ten proceder. Poniższe screeny to efekt „skrollowania” zaledwie przez 30 sekund:
Jeśli dziwi Państwa obecność w tym zestawieniu SPAMu nieco zapomnianego już gwiazdora kina akcji Stevena Seagala, to wyjaśniam - Seagal od kilku lat regularnie jest bohaterem propagandowych ustawek, czy to na Białorusi czy w Rosji.
Nie tylko ciepło wypowiadał się o Łukaszence, ale był nawet gościem rosyjskiego, propagandowego show Sołowiowa, gdzie deklarował, że na Ukrainie widział „tysiące nazistów”. Być może przypomnienie tej „gwiazdy” internautom, ma ich skłonić do googlania Seagala i… zapoznania się z jego korzystną dla Rosji działalnością. Wszystko celem ocieplenia wizerunku Moskwy.
A to wizerunek byłby dla Rosji najcenniejszą monetą po ewentualnym zawieszeniu broni. Zbrodnie wojenne, niszczenie Ukrainy, śmierć tysięcy cywili, w tym dzieci, bombardowanie porodówek, szpitali i szkół… wszystko to wyraźnie pokazuje, że Rosja mentalnie jest nawet nie w wieku XIX, ale gdzieś w okolicach okresu najazdu Hunów na Europę i taki posiada obecnie wizerunek, przynajmniej na wciąż dominującym militarnie i gospodarczo nad resztą globu Zachodzie. Zmiana tegoż wizerunku może być najważniejszym ruchem, jaki wykonać musi Kreml przed potencjalnymi rozmowami.
Pytanie czy te toporne metody będą skuteczne? I czy nowy wizerunek wystarczy, by zmienić passę zrujnowanego gospodarczo państwa rosyjskiego.
Miejmy nadzieję, że internetowe fejki o czołgu „Armata” będą jedynym śladem po potędze Rosji po zakończeniu/zawieszeniu działań wojennych na Ukrainie.
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Branża drzewna mówi „stop” resortowi klimatu!
Potężna zmiana! Bankowcy nie chcą euro w Polsce
Szokujący spadek McDonald’s po 3 latach! Co się stało?
Czarne chmury! Analitycy mocno obniżają prognozę PKB
»» Najnowsze wydanie „Wywiadu Gospodarczego” oglądaj tutaj: