TYLKO U NAS
Polityka nie odpuszcza. Kolejny atak na NBP
17 grudnia portal money.pl opublikował tekst red. Grzegorza Siemionczyka pt. „Dlaczego Adam Glapiński znów stał się jastrzębiem?”. „W mojej opinii jest on kolejną próbą wywarcia presji politycznej na NBP” – pisze prof. Leon Podkaminer.
17 grudnia portal money.pl opublikował tekst red. Grzegorza Siemionczyka pt. „Dlaczego Adam Glapiński znów stał się jastrzębiem?”. Konkluzją tego tekstu jest insynuacja: przypisanie Prezesowi NBP zamiaru niszczenia polskiej gospodarki:
„Nagłe zaostrzenie retoryki przez prezesa Glapińskiego jest niezrozumiałe, jeśli oceniać je przez pryzmat danych i prognoz. Dużo łatwiej jest powiązać je z polityką… Wychodząc z założenia, że Glapiński będzie się starał umacniać kandydaturę Karola Nawrockiego… Adam Glapiński może zaszkodzić kandydatowi KO, chłodząc gospodarkę. W takich warunkach wyborcy mogą uznać, że rząd Donalda Tuska nie jest zbyt kompetentny i mogą nie chcieć dawać mu pełni władzy, głosując na Rafała Trzaskowskiego”.
Politycznie motywowane pomówienie ma wynikać z „autorskich” interpretacji różnych faktów (i pseudo-faktów) ekonomicznych. Wiele z tych interpretacji nie zasługuje w ogóle na rzeczową polemikę. Niektóre zaś najwyraźniej opierają się na nieporozumieniach i braku dość specjalistycznej wiedzy. (Jak wiadomo, w Polsce wszyscy – a zwłaszcza żurnaliści - doskonale znają się i na futbolu i na polityce pieniężnej…)
»» Polemika z tekstem Grzegorza Siemionczyka czytaj tutaj:
Prof. Grażyna Ancyparowicz odpowiada na tekst money.pl
Autora tekstu „razi fakt, że niemal takie same „dane i prognozy” były dostępne jesienią 2023 r., gdy RPP obniżyła stopę referencyjną NBP o 1 pkt proc. A także później, gdy prezes Glapiński – kolejno – widział możliwość obniżania stóp procentowych w 2025 r., nie widział jej i znów ją zobaczył. Skoro bardzo podobne uwarunkowania makroekonomiczne raz są uzasadnieniem dla łagodzenia polityki pieniężnej, a raz nie, to najwyraźniej nastawienie szefa NBP jest w luźnym związku z tymi uwarunkowaniami”.
Otóż, po pierwsze, „niemal takie same” nie oznacza „takie same” a „bardzo podobne” to nie to samo co „identyczne”. Poza tym „dane i prognozy” zmieniają się – czasem wbrew wcześniejszej najlepszej wiedzy – z jednego na drugie posiedzenie RPP. GUS często rewiduje dane wcześniej udostępnione. Rewizji i aktualizacji podlegają też szczegółowe dane zbierane przez NBP (np. w kwestii oczekiwań inflacyjnych, koniunktury krajowej i zagranicznej itp.). Stałej ocenie podlegają też przypuszczalne intencje (fiskalne, płacowe itp.) rządu. Nawet niezauważalne dla laika zmiany „danych” mogą – i często mają – znaczące reperkusje dla „prognoz” tj. projekcji ilościowych wynikających z użycia modelu NECMOD, formalnego narzędzia prognostycznego NBP). Dla postronnego obserwatora warunki makroekonomiczne mogą się wydawać stałe. Ale nie dla profesjonalistów…
Autor ucieka się też do „odgrzewania kotleta”: „Warto przypomnieć, że w 2021 r., gdy RPP długo utrzymywała stopy procentowe blisko zera, choć inflacja już przyspieszała, zwolennikom zacieśnienia polityki pieniężnej przypominał, że taka decyzja byłaby „szkolnym błędem”. Właśnie dlatego, że wzrost cen napędzały „czynniki zewnętrzne”.
Otóż makroekonomiczny kontekst inflacji i rola czynników zewnętrznych były w 2021 r. zupełnie odmienne od kontekstów późniejszych (ukształtowanych w warunkach wojny na Ukrainie). Wystarczy przypomnieć, że przez cały 2021 r. Europejski Bank Centralny utrzymywał – nie bez powodu - negatywną (!) stopę depozytową (-0,50 proc.). NBP nie wyłamywał się z frontu banków centralnych w tym okresie. Powstrzymywanie się od podwyżek stóp było wtedy właściwe i uzasadnione. Zresztą, nie było to wyłączną zasługą prof. Glapińskiego. „współodpowiedzialność” ponoszą członkowie ówczesnej RPP. (Tak samo to nie sam prof. Glapiński jest autorem decyzji podejmowanych – dość jednomyślnie -przez RPP w latach późniejszych).
Nie ma raczej sensu prostowanie wielu innych dyletanckich bądź wręcz niespójnych stwierdzeń zawartych w tekście red. Siemionczyka. Np. uwag o wyższości wskaźnika inflacji bazowej nad prostym CPI, lub o tym, że grudniowe pozostawienie stopy referencyjnej na poziomie 5,75 % było, z jednej strony, „zgodne z oczekiwaniami”, a z drugiej „sporym zaskoczeniem”.
Oceniam, że omawiany tekst nie ma żadnego waloru merytorycznego. W mojej opinii jest on kolejną próbą wywarcia presji politycznej na NBP. Miałaby ona skutkować obniżką stóp procentowych, co z kolei miałoby wesprzeć anemiczną obecnie koniunkturę gospodarczą – kosztem prawdopodobnego utrwalenia i przedłużenia inflacji w okresie późniejszym (2026 – 2027).
Leon Podkaminer, profesor ekonomii, doradca prezesa NBP
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj: