Czarny poniedziałek na giełdach
A nadchodzące referendum w Polsce...
Dzisiaj agencje rozpisują się o kolejnym kryzysie chińskim nazywając dzisiejszy dzień na giełdzie „czarnym poniedziałkiem”. Nic dziwnego w sytuacji kiedy 8,5%-owe tąpnięcie na giełdzie w Państwie Środka i sześcioletnie minimum na giełdzie ropy musiały znaleźć odbicie na całym świecie, w sytuacji kiedy udział Chin w PKB świata jest równy USA, a produkcja miedzi i importu rudy żelaza w tym kraju to większa połowa w światowej talii. Mało kto zwraca uwagę że od początku dewaluacji juana ze światowych giełd już ubyło 5 bln USD aktywów i że decyzja o rozpoczęciu wojny walutowej przez Chiny była podjęta w tym samym dniu, 11 sierpnia w którym USA zablokowały Chinom możliwość włączenia juana do koszyka MFW od początku 2016 r.
Podczas gdy na świecie polityka i gospodarka przyspiesza w nowym chaosie, my w Polsce sennie zbliżamy się do referendum. W dzisiejszym artykule Financial Timesa „Turkey’s shift on Isis is a mark of US success” Jeremy Shapiro udowadnia że obecne zamieszanie na Bliskim Wschodzie oznacza wzmocnienie pozycji USA w regionie i poskromienie ambicji Turcji bycia niezależnym podmiotem. Mało kto z czytelników zdaje sobie sprawę że obecna ekwilibrystyka w Turcji jest związana z reformą konstytucyjną w Turcji, którą tamtejsze elity polityczne forsują – system prezydencki – a na które Zachód się nie zgadza. I to mimo tego że zarówno we Francji jak i w USA on funkcjonuje. W tym kontekście może się okazać że niesłusznie marginalizujemy formę wyłaniania władzy w procesie upodmiotowienia społeczeństwa lub jego woli ignorowania. Analizując przyczyny wypadnięcia Turcji z wpływów Zachodu Financial Times w innym artykule zacytował wypowiedz prezydenta Turcji Erdogana o tym że w Wlk. Brytanii rządzi król („UK is a semi-presidential system in which the Queen plays a powerful role”). W domyśle mając stabilną pozycję polityczną i wykorzystując służby specjalne tak kształtuje elity władzy za pomocą mediów i dopasowanych grup biznesu, że demokracja stała się fasadowa. Uwiarygodnił Erdogana były ambasador USA Francis Ricciardone mówiąc w zeszłym tygodniu, że jest on politykiem który „mówi od serca”. Moje doświadczenia z przeszłości dotyczące stosunków politycznych panujących w Hiszpanii, jak i opinii tamtejszych elit (o tym że nie oglądają wiadomości a telewizor mają w łazience, że dziennikarze to skorumpowany zawód) również ukazywały sytuację w której król Juan Carlos był decydentem, a nie kukiełką na scenie politycznej.
Z tej perspektywy system parlamentarny oparty na jednomandatowych okręgach wyborczych jawi się jako idealny do sprawowania kontroli nad społeczeństwem przekonanym o tym, że to ono decyduje o przebiegu procesów politycznych. Gdyż wystarczy doprowadzić do tego że przejmie się kontrolę nad dwoma grupami politycznymi, które pozornie będą zantagonizowane, a władzę można posiadać na przemian aż do kryzysu państwa. Nie prowadzić debaty programowej, lecz taką w której jedni drugim stawiają zarzuty. Wybory oparte o większość w okręgach jednomandatowych mają tą charakterystykę że premiują duże partie, które mają medialną możliwość oddziaływania w całym kraju. Utrudniają wejście nowym podmiotom politycznym, jednocześnie wspierają mniejszości narodowe. Obecne wybory w Wlk. Brytanii świetnie te zależności ukazały. Partia Konserwatywna zdobywając 36,9% głosów zdobyła 331 mandatów, podczas gdy Partia Niepodległości (UKIP) zdobyła zaledwie 1 mandat, mimo 12,6%-owego poparcia i 3,9 mln głosów. Okazało się że do Parlamentu nie wszedł nawet, popularny w skali kraju przywódca tej partii Nigel Farage, gdyż w swoim okręgu nie był w stanie uzyskać zaledwie 19 tys. głosów. Jak ukazują symulacje w Polsce sytuacja byłaby nawet gorsza, gdyż gdyby nałożyć wyniki wyborów prezydenckich na wybory do Sejmu, to samodzielne rządy sprawowałaby PO już bez PSLu, a ponad 20%-owe poparcie dla Kukiza zaowocowałoby jednym mandatem. Co charakterystyczne to fakt że system ten wspiera wszelkiego typu separatyzmy. I tak okazuje się że w Irlandii Pn. Unioniści (DUP) i separatyści z Sinn Fein zdobywając w sumie 9% głosów (361 tys.) tego co UKIP wprowadzili do Parlamentu 12 posłów. Zwycięstwo szkockich narodowców (SNP), mimo że w skali Wlk. Brytanii uzyskali poniżej półtora miliona głosów (4,7%), doprowadziło do tego że zdobyli prawie wszystkie mandaty w Szkocji – 56 na 59. W efekcie jak podaje Bloomberg podczas piątkowego spotkania Davida Camerona z liderem SNP Nicola Sturgeonem premier już obiecał uzyskanie przez Szkocję autonomii finansowej i kontroli nad 60% wydatków z wyodrębnionego szkockiego budżetu. Wszystko to nastąpiło zaledwie miesiąc po przegranym przez Szkotów referendum niepodległościowym i sprawiło, że w efekcie należy się spodziewać kolejnego po roku 2016.
Dlatego przyjęcie JOWów może okazać symbolicznym „gwoździem do trumny” demokracji i suwerenności w Polsce. Symbolicznym gdyż Polska traci swoje znaczenie na świecie nie z powodu tego lub innego systemu politycznego który wdrożyła lecz z powodu upadku moralnego społeczeństwa, które nie pracuje nad sobą lecz myśli że inni wykonają konieczne reformy za nich.