Opinie

fot. www.freeimages.com
fot. www.freeimages.com

Deflacja znowu w eurozonie! Co na to Szwajcaria?

Jerzy Bielewicz

Jerzy Bielewicz

Finansista, doradca w Departamencie Zagranicznym NBP, były prezes stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Absolwent IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, były doradca Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, specjalista w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw. Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP

  • Opublikowano: 3 października 2015, 10:36

  • Powiększ tekst

Mimo dodruku pieniądza na niespotykaną dotąd skalę przez Europejski Bank Centralny (EBC) deflacja (spadek cen) powraca do eurozony, zwiastując kłopoty gospodarcze.

Efekt deflacji powoduje, że konsument może powstrzymać się od zakupów licząc, że w przyszłości te same towary nabędzie po niższej cenie. W konsekwencji przy mniejszym popycie wytwórcy ograniczają produkcję oraz zatrudnienie, a także, by zapewnić zbyt i utrzymać płynność finansową, obniżają ceny na swoje towary ‒ w taki sposób… dodatkowo pogłębiając skalę deflacji. Ten samonapędzający się mechanizm ekonomiści opisują jako „spirala deflacyjna”. Stąd też „deflacja” brzmi jednoznacznie złowieszczo w ekonomii, bo nieokiełzana prowadzi do spadku popytu, produkcji i zatrudnienia aż po recesję. Jak chronić się przed deflacją?

Otóż, agencja ratingowa Standard & Poor’s twierdzi, że Europejski Bank Centralny z siedzibą we Frankfurcie z nawiązką podwoi skalę dodruku pieniądza do 2,4 biliona euro (obecnie 1,1 biliona euro) w ciągu 3 lat. Czyli zaaplikuje nam lekarstwo, które w mniejszej dawce nie zadziałało skutecznie.

Pomińmy rozważania czy EBC postąpi słusznie. Nas interesuje przede wszystkim jak na tę nową sytuację zareaguje Szwajcarski Bank Centralny (SBC). Dlaczego? Z prostego powodu. Kolejna fala osłabienia polskiego złotego w stosunku do franka szwajcarskiego może zagrozić stabilności finansowej naszego państwa, gdyż coraz to większa rzesza „kredytobiorców”, którzy wzięli „kredyty we frankach”, może zaprzestać spłat, a to przełoży się na gorszą sytuację banków działających na terytorium Polski ‒ dokładnie jak miało to już miejsce w 2009 roku oraz w 2015 ‒ kilka miesięcy temu ‒ po decyzji SBC o uwolnieniu kursu franka w stosunku do euro. Wtedy polski złoty osłabił się z 3,5 do 4 złotego za franka.

Tym razem mechanizm może być podobny. Decyzja EBC o zwiększonej skali dodruku pieniądza wywoła ucieczkę inwestorów z eurozony do dolara amerykańskiego i franka szwajcarskiego. Euro osłabi się, a rykoszetem dostanie złotówka.

Ileż to razy przestrzegaliśmy, że problem „kredytów we frankach” (ani to kredyt, ani we frankach) należy rozwiązać jak najszybciej, bo jego skala rażenia rośnie z upływającym czasem. Przecież nawet szef NBP, Marek Belka nazwał owe „kredyty” nie inaczej jak „tykającą bombą”! Dotąd nasze apele były bezskuteczne, gdyż u władzy pozostaje koalicja PO-PSL, niedościgniona w spełnianiu życzeń lobby bankowego.

Czas płynie, a sytuacja kredytobiorców pogarsza się, podczas gdy banki, wbrew wszelkiej logice i zdrowemu rozsądkowi, raportują kolejny raz rekordowe zyski ‒ aż 8 miliardów złotych w pierwszym półroczu 2015 roku.

Czyja to krwawica? Zarówno tych, co zaciągnęli zobowiązania w złotych jak i we frankach, bowiem zła sytuacja całego sektora bankowego przekłada się na wysokie realne stopy procentowe i podwyższony koszt wszystkich kredytów ‒ również tych złotówkowych, zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dla firm. Innymi słowy wszyscy siedzimy w łodzi, która coraz to szybciej nabiera wody, nawet jeśli nie wzięliśmy żadnego kredytu, gdyż gra idzie o stabilność finansową Państwa Polskiego.

Źródło: wPolityce.pl

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych