Opinie

Fot. PAP/EPA/RICK WILKING
Fot. PAP/EPA/RICK WILKING

Jacek Karnowski: To Trump wygrał debatę, bezdyskusyjnie

Jacek Karnowski

Jacek Karnowski

Dziennikarz, redaktor naczelny tygodnika "Sieci"

  • Opublikowano: 28 września 2016, 13:31

  • 0
  • Powiększ tekst

Z drobnym opóźnieniem obejrzałem całą debatę Donald Trump - Hilary Clinton. I muszę przyznać, że jestem zdumiony powszechnymi ocenami, że to Hilary Clinton poradziła sobie lepiej. Mam wrażenie, że tak jednoznaczne oceny są wynikiem zwykłego chciejstwa sympatyków kandydatki demokratów.

Cóż z tego, że w kilku miejscach celnie atakowała konkurenta? Cóż z tego, że sprawnie - choć bez pasji - powtarzała wyuczone formułki? Cóż z tego wszystkiego, skoro tak niewiele miała Amerykanom do powiedzenia w najważniejszych sprawach?

Gdy Trump kilkukrotnie wbijał do głów wyborców, że zatrzyma odpływ miejsc pracy do tańszych krajów i wypowie niekorzystne umowy handlowe, ona stwierdzała, że rzeczywiście potrzeba „więcej dobrych miejsc pracy”. Gdy Trump zapowiadał przywrócenie „prawa i porządku” w dzielnicach zamieszanych przez czarnych Amerykanów i latynosów, ona mówiła o „poszukiwaniu najbardziej efektywnych sposobów” radzenia sobie z przestępczością. Gdy on obiecywał powstrzymanie nielegalnej imigracji, ona nie miała do powiedzenia nic.

Jeśli chodzi o przebicie się z własnym przekazem, z tymi dwoma, trzema kwestiami, które wyborcy zapamiętają, Trump pobił Clinton na głowę. Oceny, że było odwrotnie, przypominają samozadowolenie sztabu Komorowskiego po debatach z Andrzej Dudą. A przecież wyborcy potrafią wiele wybaczyć, w tym liczne chropowatości i wpadki, jeśli czują u kandydata autentyzm, wolę działania, energię, dynamizm.

Nie zapominajmy: w tle amerykańskich wyborów jest wołanie o zmianę. Gdyby go nie było, zamiast Trumpa debatowałby Rubio, Cruz albo Jeb Bush. W tym kontekście Hilary Clinton jawi się jako postać z przeszłości, która ludziom zmęczonym tym, co jest, nie ma nic do zaproponowania, poza wystudiowanymi minami i okrągło brzmiącymi frazesami. Świat anglosaski, a szerzej i cały Zachód, jest na zakręcie. Brexit nie był przypadkiem, był symptomem choroby. Ludzie chcą korekty, zmiany, nadziei. Bo dziś klasa średnia jest coraz bardziej łupiona, pod coraz większą presją. I ma już dość udawania, że nic się nie dzieje.

Inna sprawa, że Trump mógłby wypaść dużo lepiej, gdyby się porządnie przygotował, a nie szedł na debatę niemal z biegu. Włożona praca zawsze popłaca, lekceważenie przeciwnika nigdy nie przynosi nic dobrego.

I jeszcze inna sprawa: Trump powtórzył, że będzie żądał od państw - jak to ujął - „bronionych przez USA” - pieniędzy za dalszą obecność wojsk amerykańskich. Wymienił Japonię, Koreę Południową, Arabię Saudyjską. Nie powtórzył wypowiedzi, która była podważeniem fundamentu NATO, a która wiązała udzielenie pomocy z oceną zachowania sojusznika. Ale pytanie, czy zwycięstwo Trumpa nie będzie dla Polski groźne, pozostaje otwarte.

Powiązane tematy

Komentarze