Opinie

Kolejny raz jako podatnicy płacimy za straty w systemie bankowym - tym razem rachunek wystawiły dwa włoskie banki

Jerzy Bielewicz

Jerzy Bielewicz

Finansista, doradca w Departamencie Zagranicznym NBP, były prezes stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Absolwent IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, były doradca Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, specjalista w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw. Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP

  • Opublikowano: 28 czerwca 2017, 15:16

    Aktualizacja: 28 czerwca 2017, 15:26

  • 0
  • Powiększ tekst

Włoski rząd pokryje straty wynikłe z utraty płynności przez dwa małe banki z regionu Wenecji: Veneto Banca i Banca Popolare di Vicenza. Rachunek wystawiony przez cały system bankowy opiewa na kwotę 17 miliardów euro. To około 1 proc. PKB Republiki Włoskiej. O tyle też wzrośnie realne zadłużenie tego kraju szacowane na ponad 2 biliony euro (133 do 137 proc PKB wg różnych szacunków).

Giełdy przyjęły tę mannę z nieba z entuzjazmem: ceny europejskich banków idą w górę. W gruzach za to legły solenne zapewnienia Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego (ECB), że podatnicy UE już nigdy nie będą musieli wykładać własnych pieniędzy na ratowanie systemu bankowego. W gruzach legło również prawo Unii Europejskiej (dyrektywa dotycząca upadłości banków) uchwalone po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku. Wróciliśmy zatem do punktu wyjścia z przed kryzysu, kiedy okazało się, że zyski banków należą się ich właścicielom, a ewentualne straty zawsze pokryją podatnicy, czyli MY.

Kto chwilowo zyskał?

Bezpośrednim beneficjentem pomocy państwa okazał się w tym przypadku drugi co do wielkości włoski bank: Intesa Sanpaolo, który wraz „dobrymi aktywami” (depozyty i spłacane kredyty) upadłych banków otrzymał, bagatela, 4,8 miliarda euro w prezencie od podatników. Na tę wieść w ciągu 3 dni akcje Intesy zyskały 6,5 proc. i dalej pną się w górę. Ktoś mógłby się spytać: „Czemu tak mało?!”. Odpowiedź jest bardzo prosta. Cały włoski system bankowy chwieje się w posadach przygnieciony złymi długami, które szacowane są przez analityków nawet na kwotę 300 miliardów euro... Z pewnością zyskał na czasie lokalny rząd, który chce dotrwać do wyborów parlamentarnych w 2018 roku. Zyskały Niemcy, bo konsumenta z Włoch ciągle stać, by kupować niemieckie Mercedesy, maszyny i inne dobra.

Kto stracił bądź straci?

W sposób oczywisty straciła Republika Włoska, której skokowo przybyło długów do spłaty. Niewątpliwie stracili obywatele tego kraju, bo ich pieniądze zamiast wspierać system finansowy mogły zostać wydane na szczytne cele jak edukacja, opieka zdrowotna i infrastruktura drogowa. Stracili również obywatele UE, bo podtrzymywanie systemu finansowego Włoch kosztuje krocie. Przykładowo, EBC, na którego czele stoi Włoch Mario Draghi, skupuje zarówno włoskie obligacje rządowe, jak również podtrzymuje płynność lokalnych instytucji finansowych umożliwiając wymianę handlowej „na kredyt” z centrum, czyli z Niemcami. Tracą kraje wysoko zadłużone jak Francja, Hiszpania i Portugalia, bo właśnie otworzono puszkę Pandory z długami. Okazuje się oto, że Unia Bankowa istnieje wyłącznie na papierze, a dyrektywy UE nie zobowiązują Republiki Włoskiej...

Jak się skryć przed kolejnym kryzysem?

Skryć się nie da, można jedynie minimalizować potencjalne straty. Tak zrobiła Wielka Brytania podejmując decyzje o Brexicie z UE. W przypadku Polski, nie można nam pod żadnym pozorem nawet rozważać wejścia do strefy euro. W międzyczasie należy czym prędzej „repolonizować” nasze zadłużenie poprzez systematyczne zmniejszanie udziału w nim inwestorów zagranicznych. Jednak największe ryzyko ponosimy, gdy zadłużamy się w obcych walutach... Tego nie można nam robić w obecnej sytuacji. Należy też usilnie dążyć do zmniejszenia proporcji zadłużenia sektora publicznego w stosunku do PKB. Co też, mam nadzieję, nastąpi już w bieżącym roku.

Powiązane tematy

Komentarze