Opinie

Ukraińskie przepisy uderzą w polskie firmy

Michał Kozak

  • Opublikowano: 11 grudnia 2017, 21:01

  • Powiększ tekst

Zmiany ustawowe przegłosowane przez ukraiński parlament w przeddzień wizyty nad Dnieprem prezydenta Andrzeja Dudy, to seria ciosów wymierzonych w polskie firmy. Ciosów, którym można było próbować zapobiec, gdyby istniała reprezentacja z prawdziwego zdarzenia polskiego biznesu zainteresowanego kontaktami z Ukrainą aktywnie działająca na rzecz polskich interesów nad Dnieprem i wspierana w swoich działaniach przez polskie czynniki oficjalne.

Ukraińscy deputowani przyjęli w zeszłym tygodniu w pierwszym czytaniu projekt ustawy «Kupuj ukraińskie», wprowadzający dyskryminacyjne warunki uczestnictwa firm zagranicznych w organizowanych nad Dnieprem zamówieniach publicznych. Faktycznie ruguje ona metodami administracyjnymi polskie firmy z ukraińskiego rynku zamówień publicznych. Projekt to wspólne dzieło prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki i Radykalnej Partii Liaszka, reprezentującej w ukraińskim parlamencie interesy głownego dziś polityczno-finansowego partnera ukraińskiego prezydenta - donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa.

Jeden z inicjatorów ustawy Wiktor Hałasiuk w swoich komentarzach nawet nie stara się ukrywać, że wymierzona jest ona m.in. w polskie firmy, jako przykład «ekonomicznego idiotyzmu», jaki ma ona uniemożliwiać przytaczając wygranie przez polskiego producenta taboru szynowego PESĘ przetargu na dostawy tramwajów dla Kijowa. Wygrana polskiej firmy w uczciwym przetargu została wskazana nawet w uzasadnieniu do ustawy jako «szkodliwa dla ukraińskiej gospodarki».

Dokonano też zmian w regulacjach celnych drastycznie ograniczając wartość towarów kupionych za granicą jakie mogą wwieźć do swojego kraju Ukraińcy. Dotychczas obywatel Ukrainy mógł raz na dobę wwieźć bezcłowo do swojego kraju towary o wartości 500 euro, teraz tę kwotę zmniejszono je do 50 euro. To oznacza praktycznie zlikwidowanie turystyki zakupowej Ukraińców do Polski prężnie rozwijającej się w ostatnich latach. Tymczasem w 2016 r. ok. 20 proc. ogółu wiz wydanych tylko przez konsulat RP we Lwowie - przeszło 100 tys. stanowiły wizy wydawane Ukraińcom, którzy udawali się do Polski na zakupy. Do tej liczby trzeba dodać dziesiątki tysięcy mieszkańców strefy przygranicznej, którzy do Polski mogli wjeżdżać bez wiz, a obecnie jeszcze miliony Ukraińców podróżujących do Uni Europejskiej, głównie do naszego kraju bezwizowo. To oznacza grube miliony złotych zostawionych w polskich sklepach. Teraz wyjazdy na zakupy do Polski staną się nieopłacalne, a tysiące polskich przedsiębiorców, głównie z Lubelszczyzny i Podkarpacia, którzy związali swoje biznesy z rosnącą falą klientów zza wschodniej granicy, zostaną na lodzie.

Zmiany odczują też właściciele polskich sklepów internetowych oferujący towary nabywcom znad Dniepru — w przegłosowanej przez parlament noweli wprowadzono też drastyczne regulacje dotyczące towarów przesyłanych pocztą.

Przyjęta równocześnie z poprzednimi uderzającymi w Polskę zmianami nowela do ukraińskiego kodeksu podatkowego o 100 proc. podniosła opłaty graniczne pobierane m.in. od polskich firm-eksporterów, dwa razy więcej za przejazdy ukraińskimi drogami i to mimo gigantycznego polskiego wsparcia finansowego na rozbudowę ukraińskiej infrastruktury drogowej zapłacą od Nowego Roku polscy przewoźnicy.

Wszystkie te grupy polskich przedsiębiorców już wkrótce będą liczyć idące w sumie w setki milionów złotych straty wskutek działań oligarchicznej ekipy Petra Poroszenki po raz kolejny pokazującej, że «współpracę polsko-ukraińską» widzi ona wyłącznie jako pozbawione wzajemności pasmo korzystnych dla Kijowa działań ze strony Polski.

W krytycznym momencie nie znalazł się bowiem nikt, kto w imieniu polskich przedsiębiorców powiedziałby w Kijowie, że uważamy wprowadzane zmiany za szkodliwe dla nas i niedopuszczalne.

Nie da się jednak ukryć, że za taką postawę ukraińskich władz wobec naszego kraju, po części odpowiedzialni jesteśmy sami.

Seria ciosów wymierzonych kilka dni temu w interesy polskich firm przez ukraiński parlament, to bowiem w jakiejś mierze skutek tego, że Warszawa tak aktywna dziś na polu polsko-ukraińskich relacji historycznych niestety oddała walkowerem niemniej ważną sferę relacji gospodarczych. Przeszło dwadzieścia lat powtarzanej przez neoliberalne środowiska dominującej tezy o tym, że najlepszą polityką gospodarczą jest brak takowej polityki zaowocował pełną abdykacją państwa. Relacje polskich firm z ukraińskimi partnerami w obowiązującej przez lata narracji nie były relacjami Polski, lecz wyłącznie ich prywatnymi. Na dokładkę instytucjonalną reprezentację tych interesów elity III RP oddały w ręce postkomunistów uznając obszar postsowiecki za naturalną domenę ich działalności.

Dobra zmiana, jaka po 2015 r. dotarła do wielu sfer polskiego życia niestety ominęła sferę polsko-ukraińskich relacji gospodarczych. W efekcie zajmuje się nimi dziś w imieniu Polski struktura, której z polskiej strony szefują były poseł PZPRSLD figurujący na „liście Macierewicza” pod pseudonimem TW „Robert” oraz były poseł Samoobrony, a ze strony ukraińskiej przedstawiciele ukraińskich oligarchów pilnujący u nas interesów swoich mocodawców. Jeszcze do niedawna jako szef komitetu doradców tego tworu figurował Leszek Miller. Ukraińska klasa średnia i normalny biznes znad Dniepru trzyma się od nich z daleka. Faktycznie więc postkomunistyczna atrapa, której głos w ogóle nie jest słyszany w Kijowie zajmuje miejsce, jakie powinna zająć reprezentacja polskiej sfery gospodarczej z prawdziwego zdarzenia, a w konsekwencji realny polski biznes nakierowany na współpracę gospodarczą z Ukrainą, a wraz z nim i Polska ponosi gigantyczne straty.

Tymczasem, że można inaczej, pokazują przykłady reprezentacji działającego nad Dnieprem biznesu z innych państw Unii Europejskiej i USA, których przedstawiciele monitorują na bieżąco przygotowywane zmiany, są obecni i aktywni podczas prac nad przygotowaniem zmian ustawowych i wewnętrznych regulacji ukraińskich, współpracują aktywnie z realnymi organizacjami-reprezentantami ukraińskiego biznesu, jakich wiele wyrosło po obaleniu Wiktora Janukowycza, a ich głos wsparty aktywną działalnością dyplomacji tych krajów jest w efekcie słyszany i uwzględniany przez ukraińskie władze.

Jeśli chcemy, by polskie firmy rzeczywiście były obecne na Ukrainie, zarabiały na kontaktach gospodarczych z naszym wschodnim sąsiadem i korzystały z tego, wciąż mimo wszystko bardzo perspektywicznego rynku powinniśmy brać z nich przykład. Dobra zmiana musi wreszcie dotrzeć i tutaj. To poważne wyzwanie dla naszego rządu, który powinien zainicjować utworzenie w miejsce istniejącego dziś postkomunistyczno-oligarchicznego klubu realnej reprezentacji polskiego biznesu chcącego działać na bardzo trudnym ukraińskim rynku i wspierać jej działalność nad Dnieprem. Albo trzeba uczciwie powiedzieć naszym przedsiębiorcom, że na żadne wsparcie nie mają co liczyć i z Ukrainą powinni sobie dać spokój. Bo funkcjonować dalej tak, jak to robiono przez ostatnich przeszło dwadzieścia lat po prostu nie ma sensu. Będziemy tylko liczyć straty.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych