Historycy zrobili swoje, czas na gospodarkę
Podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę noweli do ustawy o IPN wreszcie stawia kropkę nad i w ciągnącej się dziesięciolecia polsko-ukraińskiej dyskusji o odpowiedzialność za śmierć tysięcy niewinnych. I paradoksalnie otwiera pole do intensywnej współpracy na innych niż historyczne polach. Twarde postawienie sprawy zamiast ciągnącej się latami paplaniny jak się okazuje ma swoje dobre strony
W Kijowie z jednej strony co prawda wyrażają niezadowolenie ustawą, która penalizuje zaprzeczanie odpowiedzialności za wymierzone przeciw ludności cywilnej działania ukraińskich formacji, z drugiej jednak coraz bardziej dochodzą do głosu ci, którzy uważają, że oprócz warstwy historycznej Ukraina i Polska mają jeszcze i inne sfery wspólne ze szczególnym uwzględnieniem gospodarczej.
Coraz wyraźniej słychać głosy mówiące — Polacy mają swój punkt widzenia, którego nie zmienią — więc nie ma sensu z nimi o historii dyskutować, skupmy się zatem na tych sferach, w których mamy wspólne interesy.
Przy czym co ważne, te głosy nie płyną ze środowisk władzy — opanowanych dziś przez próbujących zakonserwować nieefektywny system gospodarczy oligarchów coraz wyraźniej ciążących w kierunku Moskwy, lecz z nastawionych na modernizację ukraińskich kręgów eksperckich i klasy średniej — czyli tych, na których perspektywicznie powinno nam najbardziej zależeć.
Jeśli wciągniemy się w jakiś konflikt z Warszawą na poziomie oświadczeń, proklamacji, ustaw — przy czym ustaw całkowicie nieefektywnych i nierealistycznych, to zacznie to szkodzić naszym realnym interesom jakich mamy bardzo wiele w sferach bezpieczeństwa, gospodarki, socjalnej. Trzeba przed wszystkim akcentować uwagę na tym co nas łączy, dołożyć maksimum starań, żeby rozwijały się konkretne projekty współpracy - przekonuje swoich rodaków szef wpływowego think-tanku Majdan Spraw Zagranicznych Bohdan Jaremenko.
I trzeba przyznać mu rację. Bo tak naprawdę polsko-ukraińskie relacje coraz bardziej wyznaczać będą nie historyczne spory, ale warunki pracy dla przeszło miliona imigrantów z Ukrainy i to czy ukraińska klasa średnia wypychana z rodzimego rynku przez umacniającą swoją monopolistyczną pozycję oligarchię znajdzie dla swoich firm przyjazne środowisko nad Wisłą a polscy przedsiębiorcy będą mogli spokojnie rozwijać działalność nad Dnieprem.
Nie będzie łatwo. O tym, że taki rozwój sytuacji nie podoba się ukraińskiej oligarchii, która gra dzisiaj pierwsze skrzypce w polityce naszego wschodniego sąsiada i będzie starała się ze wszelkich sił przeszkodzić w rozwoju takiej współpracy świadczy piątkowe wystąpienie przed Sejmem protestującej przeciwko przyjęciu noweli grupy deputowanych Radykalnej Partii Liaszka reprezentującej w ukraińskim parlamencie interesy wiązanego z półświatkiem Donbasu i oskarżanego o finansowanie prorosyjskich separatystów energetycznego magnata Rinata Achmetowa, który kontroluje eksport energii elektrycznej do Polski.
Tyle, że doskonale rozumieją to ci, z którymi w Kijowie jest o czym rozmawiać.
Nasz wielki działacz państwowy Liaszko urządził „patriotyczny mityng” pod polskim Sejmem. Byłoby dobrze, gdyby mu Polacy anulowali wjazd do Unii Europejskiej, jak to zrobiło USA anulując jego wizę. Bo zbyt drogo Ukrainę kosztują tournee radykalnego cyrku» — ironizował na facebooku temat występu finansowanych przez Achmetowa członków ukraińskiego parlamentu Jurij Romanienko z Ukraińskiego Instytutu Przyszłości, a jego komentarz błyskwicznie doczekał się setek lajków.
Więc nie zmarnujmy takiej okazji. Miejsce dotychczasowych kongresów historyków, poświęconych historii paneli i okrągłych stołów powinny zająć debaty o wspólnych interesach, promowaniu oddolnych projektów gospodarczej współpracy. Teraz nareszcie jest ku temu sprzyjający klimat.
Michał Kozak