Opinie

Na jeden temat przy czwartku: Patriotyzm gospodarczy

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 13 czerwca 2013, 10:28

    Aktualizacja: 13 czerwca 2013, 12:26

  • Powiększ tekst

 

Zapraszam Państwa do kolejnego artykułu z interaktywnego cyklu. Wprawdzie każdy artykuł można komentować i wchodzić w dyskusję, jednak nie ma co liczyć na nic więcej, niż kulturalna wymiana zdań. My proponujemy Państwu konkurs, który promuje najciekawsze komentarze. Co czwartek pojawia się artykuł w cyklu "na jeden temat". Spośród komentarzy poniżej wybieramy najlepszy, który zostanie opublikowany, jako samodzielny artykuł, lub którego autor będzie mógł rozwinąć swoją myśl i napisać autorski tekst, który opublikujemy na portalu. Oceny będzie dokonywać zespół redakcyjny bezstronny, obiektywny, do łapówek nieskory. Zachęcam Państwa do rzeczowej i kulturalnej dyskusji - w końcu niecodziennie można zostać dziennikarzem wGospodarce.pl!

W poprzednim tygodniu autorem najlepszego komentarza pod artykułem „Czy w III RP istniała prawica” jest… „marshal”. Marshal swoimi komentarzami wygrywa publikację swoich myśli na serwisie wgospodarce.pl. Prosimy o kontakt [email protected] w celu uzgodnienia szczegółów publikacji.

 

 

W mediach podziemnych i naziemnych temat częsty. Pojawia się zwykle w dwóch aspektach: płacenia podatków albo wspierania produktów rodzimych. Płacenie podatków odstawmy na bok - chyba każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę, że to propaganda. Na temat preferencji produktów rodzimego pochodzenia głosy są dwa, albo pseudonaukowo krzyczący o bezsensowności zwracania uwagi na kraj produkcji, bo przecież "kapitał nie ma narodowości" i drugi bezmyślnie powtarzający, że trzeba kupować tylko polskie towary, ale... nie wiadomo, dlaczego. Jak to jest z tymi produktami?

Czy znają Państwo taki kraj lub region, który jest bogaty, a którego mieszkańcy nie wybieraliby produktów "patriotycznie"? Zacznijmy od Europy, gdzie o ile mnie pamięć nie zawodzi najbogatszymi rejonami jest Tyrol, Bawaria, poza tyrolowa Austria, Szwajcaria, można jeszcze dodać UK i Czechy, chociaż ci ostatni mają fatalne drogi. Łatwo zauważalnym jest, że wszystkie te kraje, regiony bardzo mocno wspierają swój lokalny rynek. W Bawarii wszystko, co bawarskie jest najlepsze (o produktach spoza Niemiec w ogóle nie myślą), podobnie Austria, Włosi to pewnie nawet nie wiedzą, że istnieje produkcja w innych krajach! Angielskie piwo jest najlepsze na świecie, Królowa, Jeremy Clarkson i Union Jack. W Czechach lokalny Pils jest smaczniejszy niż niemieckie, podobnie góry, narty i kobiety. Patrząc na do niedawna potężne Stany Zjednoczone, które wręcz ociekają patriotyzmem gospodarczym, albo Japonię, która jest chyba najbardziej hermetycznym rynkiem na świecie, możemy tylko teorie potwierdzić. Pytanie tylko, czy ta miłość do produktów lokalnych wynika z tego, że produkują rzeczy na wysokim poziomie, przez co są bogaci, czy na odwrót - są bogaci, bo dbają o swój region, wspierają ludzi pochodzących stamtąd, ponieważ czują się z nimi utożsamieni?

Zwracając uwagę na absurdalność porównań - wszak trudno powiedzieć, czy lepiej kupić BMW, czy Mazdę, czy lepsza włoska pizza, czy bawarski precel, albo czy pale ale ma lepszy smak od weissbiera- nasuwa się wniosek, że poszczególne nacje miłują swoje produkty niezależnie od rozumu, suchego rachunku ekonomicznego. Zwyczajnie utożsamiają się z nimi, jest to niejako część ich. W Polsce tymczasem naśmiewamy się z folkloru, pierogów, schabowych i ogórków kiszonych. Jakiż to obciach powiedzieć, że lubi się kapustę kiszoną. Co innego sushi, albo bolognese. Wtedy jest się światowym, niezaściankowym (głosującym na platformę) człowiekiem z miasta.

Opowiadając o bezsensie wspierania polskiej, czy lokalnej produkcji, nasi pseudo-mędrcy opowiadający o globalnym, wolnym rynku i międzynarodowej konkurencji zapominają, że wszędzie na świecie wyroby lokalesów zawsze wygrywają. Wybierając na co dzień jajka holenderskie powinniśmy być świadomi tego, że w Holandii na co dzień nie wybiera się jajek polskich nawet, jeśli są tańsze i w ten sposób nasze produkty są pozbawione fundamentu - supportu od rodaków, bez tego ciężko im konkurować na globalnym rynku z wyrobami, które takie zaplecze mają. Możemy mówić sobie, że przecież w dobie XXI wieku wszystko jest "importowalne", jest handel zagraniczny, nie musimy wszystkiego robić sami, ale chyba w tym wywodzie zapominamy, że my musimy coś dać, aby jakiś towar otrzymać. Na przykład pieniądze. Taki ot drobny szczegół - aby kupować coś od innych, najpierw musimy na to zarobić, a zarabia się na produkcji dóbr i usług. Nie, pieniądze nie biorą się z podatków.

Skąd bierze się u ludzi patriotyzm? Ze zwyczajnej potrzeby identyfikowania się, z potrzeby posiadania tożsamości. Od tego nie uciekniemy, taka jest nasza natura, szukamy podobieństw, szukamy grupy, w której możemy się czuć "jak u siebie". Utożsamiamy się ze swoim miejscem urodzenia, wychowania, z ludźmi z tego regionu. Nie chodzi o to, że ich lubimy, tylko jakoś nam bliżej do nich niż do zupełnie przypadkowych ludzi w innym zakątku świata. Możemy mieszkać nawet w innym miejscu, w innym kraju i nawet z nim się utożsamiać, kochać swój nowy region, ale zawsze będzie w nas duża część naszej "pierwotnej" narodowości. Dlatego Włoch zawsze będzie wspierać Włocha na arenie międzynarodowej, dlatego Bawarczyk poprze innego Bawarczyka na poziomie krajowym, a ja uważam, że folklor mazowiecki jest bardziej malowniczy niż kaszubski. W Polsce jednak jakoś nie potrafimy tego pojąć, że świat się kieruje takimi zasadami i nie wspieramy siebie nawzajem na poziomie międzynarodowym oraz stronimy od lokalnych wyrobów, uważając je za obciach albo badziewie. Pewnie jest to spowodowane ogromnymi podziałami w naszym społeczeństwie spowodowanymi 70cio leciem rządów głupców, z którymi ciężko nam się identyfikować oraz medialnym praniem mózgów na wielką skalę. Ważne jest jednak odróżnienie wspierania ludzi władzy od wspierania sąsiadów, rodaków, którym warto kibicować. Przecież jesteśmy dumni z naszych sportowców, jesteśmy dumni z sukcesów Polaków za granicą - dobrze jest wspierać krajan, bo wtedy mamy poczucie odrobiny swojego wkładu w ich sukces. Jeśli nie trafia do nas argument "idei wspólnoty", pomyślmy o tym, że cały świat tak działa. Możemy mieć wielu wpływowych przyjaciół różnej narodowości, którzy nam pomogą, ale nie nikt nie wstawi się za nami tylko i wyłącznie z powodu bycia Polakiem, podczas gdy za Włochem, Austriakiem, Żydem, Niemcem owszem. Toczymy, więc nierówną walkę.

Mrzonką jest pisanie o braku narodowości kapitału, właśnie z powyższej przyczyny - krajan za krajanem stanie murem. Nie ma to żadnych racjonalnych przyczyn, po prostu tak działają ludzie.

Nie mam tutaj na myśli "ratowania" firm za pieniądze podatników, ponieważ są polskie. Nie, chodzi o takie zwyczajne, proste, konsumenckie wspieranie. Kupię buty polskiej firmy, bo są ładne i solidne. Polski Porter Bałtycki i Grodzisz jest lepszy niż Ale i Weissbier razem wzięte. Nie musimy wpadać w skrajność i stronić od produktów innej "narodowości", ale dobrze jest pomyśleć, że nikt nam tak dobrze nie pomoże jak my sobie sami. Oczywiście, firmy zagraniczne działające na polskim rynku dają tutaj pracę, inwestują i nie ma co się na nie obrażać. Jednak, jeśli zależy nam na byciu krajem silnym i bogatym, powinniśmy siebie nawzajem wspierać, bardziej niż "kapitał zagraniczny".

A jak to wygląda z Państwa perspektywy? Czy warto wspierać rodzime produkty, czy to mrzonka powtarzana przez PiS i Radio Maryja?


 

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych