Popieraj swojego rolnika
Nie jestem zwolennikiem programów kulinarnych, ale parę oglądałem i właściwie da się o nich powiedzieć jedno – każdy z nich to hymn na temat lokalnej kuchni w danym regionie czy kraju. Zwłaszcza widać to w programach amerykańskich, gdzie prawie tak duże znaczenie jak smak ma to, aby produkty były lokalne. Chodzi o świeżość produktów, ale także o wsparcie miejscowych producentów. Zasada, że „ja kupię od Ciebie, Ty kupisz ode mnie” jest tam doskonale znana.
Wkrótce zaczną się wakacje i wszyscy rozjedziemy się po świecie czy po pięknych regionach naszego kraju i także będziemy rozkoszować się lokalnymi specjałami. Będziemy mieli nadzieję, że jemy rzeczy świeże, pochodzące od lokalnych producentów. Niektórzy – być może – zadadzą sobie nieco wysiłku, aby poszukać w okolicy, w której wypoczywają, takich właśnie miejscowych produktów.
Myślę, że warto podtrzymać ten zwyczaj także po powrocie z wakacji. Choćby dlatego, że nie tylko zapewnimy sobie dobre produkty, ale także na tym zyskamy.
Niedawno słyszałem, że producenci malin protestują przeciwko niskim cenom skupu. Szło bodajże o 4 zł za kilogram malin. Przyznam, że nie pamiętam takich cen w tzw. warzywniakach ani nawet u ulicznych sprzedawców owoców. W tym wypadku mówimy raczej o 6-8 zł za… pół kilograma.
Tymczasem często wystarczy wyjechać za miasto, aby znaleźć plantatora malin. Można się z nim dogadać i wziąć od niego choćby kilogram za 10 zł. On będzie zadowolony, bo to wyższa kwota niż w skupie, i klient będzie zadowolony, bo to jednak mniej niż w warzywniaku.
Podobnie jest z innymi owocami. Powiedzmy sobie wprost – zbieranie np. wiśni czy czereśni na zarobek to dość męcząca praca. Ale jeśli potraktować to jako element wypoczynku, raz na jakiś czas, może to być całkiem sympatyczna rozrywka. Zwłaszcza że najlepiej się opala przy pracy właśnie.
Nieco trudniej jest z lokalnymi serami. Niewiele znam takich regionalnych produktów, może poza serami korycińskimi oraz oscypkami. A jednak – wiem, bo przetestowałem – da się znaleźć lokalne sery kozie. Może i oferta jest szersza, jeśli tylko poszukać.
Znacznie lepiej jest z wędlinami – na szczęście tradycja rzeźników, którzy sprzedają własne mięso i własne wyroby z tego mięsa, jeszcze nie umarła. Ceny nie są wcale wysokie, a w zamian za to można kupić szynkę, w której jest mniej niż 80 proc. wody.
Im więcej będziemy kupować od lokalnych i znajomych wytwórców, tym więcej ich będzie. To oczywiście wymaga nieco wysiłku, trzeba czasem przejechać kilka czy kilkanaście kilometrów i poszukać produktów, które nas interesują, ale ten trud się opłaci. Pojawią się nowe produkty, z których część okaże się tak dobra, że stanie się regionalnym przysmakiem. Z czasem może się okazać, że coraz więcej ludzi będzie przyjeżdżać w nasze okolice właśnie po to, aby zjeść coś pysznego. Tak właśnie dzieje się często w wielu krajach Zachodniej Europy czy w USA, co często tak bardzo zachwyca turystów z Polski.
Tyle że tam wspieranie lokalnych producentów jest czymś oczywistym. Ten zwyczaj nie został zniszczony najpierw przez lata socjalistycznej walki z prywatną inicjatywą, a potem przez cielęco-liberalny zachwyt nad produktami z Zachodu. Ten na szczęście nam mija, ale niestety nie dorobiliśmy się jeszcze wielu lokalnych producentów. Aby ich liczba wzrosła, potrzeba, abyśmy się nauczyli wspierać własnego rolnika. Wspierać w najbardziej naturalny sposób – kupując od niego to, co wyhodował. A wiec, drodzy Państwo, popierajcie swoich rolników. W końcu oni na tym zarobi, a Wy zyskacie. I na dodatek może jeszcze zaoszczędzicie.