Materiał Gazety Wyborczej jak test na inteligencję
Jeśli ktoś wydał dziś niemal 4 złote na „Gazetę Wyborczą” spodziewając się sensacji to, cóż, sam jest sobie winien. Taśmy prawdy Kaczyńskiego mogą mieć bowiem skutek odwrotny od tego, który założyli sobie dziennikarze, mocno ocieplając wizerunek tego polityka.
Nawet nie ma sensu wgłębiać się w szczegółowe zapisy „taśm prawdy”, bo już z pewnością znają je Państwo z innych miejsc. Jednak gazeta atmosferę sensacji budowała od wczoraj, jednak jeżeli ktoś spodziewał się rewolucji może być zawiedziony. I jest sam sobie winien.
Z „taśm” bowiem wynika, iż Kaczyński, wbrew wcześniejszej, wieloletniej narracji, nie jest safandułą, który nie ma prawa jazdy, konta w banku i nie umie zapewne też zawiązać sobie sznurowadeł, lecz człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, nie lękającym się długich negocjacji i jednocześnie niezwykle wręcz dbającym o to by wszystko odbywało się zgodnie z prawem i z porządkiem w papierach. „Gazeta” mogłaby się więc zdecydować - łamaga czy Mefistofeles? Facet nie mający konta w banku czy wielki aferzysta obracający milionami?
Nawet nie chce mi się odpowiadać na tak absurdalne pytania. Jedyne co zaskoczyło mnie w całej sytuacji to fakt, iż tak wiele osób nadal wierzy w sensacyjność materiałów prezentowanych przez „Gazetę Wyborczą”. Z drugiej strony sprawa z dzisiejszym numerem „Gazety” jest takim testem na inteligencję, podobnym do niedawnego kopiowania wpisu na Facebooku, który miał uchronić użytkowników przed kradzieżą treści z ich profili - jeśli ktoś wydał dziś niemal 4 złote na to pismo, spodziewając się mocnego, sensacyjnego dziennikarstwa śledczego, to, cóż, sam sobie wystawił nie najlepsze świadectwo.