Żywot dziennikarza śledczego
Mariusz Zielke był jednym z najlepszych dziennikarzy śledczych w Polsce – badał największe afery gospodarcze III RP, opisywał nieprawidłowości, oszustwa giełdowe i przekręty warte miliardy złotych. Potem zmuszony został do odejścia z rodzimej redakcji i zamilknięcia. Próbowano go uciszyć licznymi procesami i wykończyć finansowo. Mimo to nie poddał się.
Niepozorny facet w ciemnej marynarce. Nie za szczupły, nie za gruby, z wyglądu podobny absolutnie do nikogo. To Mariusz Zielke – był jednym z najlepszych dziennikarzy śledczych ostatniego dwudziestolecia. Korupcja, oszustwa gospodarcze, przekręty giełdowe, nieprawidłowości przy prywatyzacjach, ustawione przetargi – to o takich sprawach pisał przez długie lata na łamach „Pulsu Biznesu”. Potem musiał zmienić fach – został pisarzem. I dalej walczy z finansowymi patologiami.
Jak każdy porządny pisarz Mariusz Zielke może się pochwalić interesującym życiorysem - urodził się w 1971 roku w Przasnyszu, gdzie później ukończył Technikum Mechaniczne. Wyjechał do Warszawy, siedem lat studiował na UW – na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Okres ten wspomina z rozbawieniem – „Zrezygnowałem ze studiów z powodu konfliktu z jednym z wykładowców: babka nie chciała dopuścić mnie do egzaminu, bo nie chodziłem na jej zajęcia - które były koszmarnie idiotyczne” mówi w rozmowie, po czym dodaje – „tak więc formalnie nie jestem absolwentem, mimo iż zrezygnowałem po piątym roku”. Więc nie od razu trafił do mediów – początkowo imał się różnych zajęć – „Pracowałem w domu pomocy społecznej dla psychicznie chorych jako opiekun, byłem monterem ciągników w Ursusie, tak więc niezły ze mnie socjalista, choć nienawidzę komuny”. Dopiero potem, jak sam stwierdza, postanowił zostać intelektualistą.
Dziennikarz
Został więc dziennikarzem. Wyspecjalizował się w tematyce gospodarczej, jednak nie interesowało go komentowanie wyników giełdowych czy przeprowadzanie wywiadów z prezesami wielkich banków i spółek. Wolał badać te sprawy, które rekiny finansowe wolałyby przed nami ukryć – niejasne powiązania, intrygi i zmowy. Układy, korupcję i nieprawidłowości. I jak się okazało w tzw. wolnej Polsce miał ręce pełne roboty.
Bardzo szybko z człowieka znikąd stał się czołowym nazwiskiem polskiego dziennikarstwa śledczego. Badał coraz większe sprawy, składał poszczególne elementy układanki jaką jest polski biznes.
„W 2004 roku wdałem się w wojnę z największymi funduszami inwestycyjnymi i emerytalnymi - bardzo bogatymi instytucjami” – mówi Mariusz Zielke – „ujawniłem naprawdę wielkie przekręty i manipulacje na giełdzie, w tym wyprowadzenie ogromnych majątków z publicznych firm.” Dziennikarz pisał o tym w cyklu tekstów pod zbiorowym tytułem „Grupa trzymająca giełdę”. To właśnie za ten cykl artykułów redaktor Zielke otrzymał swoją pierwszą nagrodę Grand Press, w roku 2005. Jednak swoimi śledztwami nie zyskał nowych przyjaciół, narobił natomiast wielu wrogów, także w mediach - „ Fundusze musiały zapłacić kilka milionów złotych kar, zarządzający dostali zarzuty prokuratorskie, ale potem śledztwa umorzono i zaatakował mnie dziennikarz Parkietu, że nie miałem racji. Kilkanaście miesięcy później okazało się, że ten sam dziennikarz ma sprawę w prokuraturze z doniesienia KNF, który zarzucił mu pisanie tekstów na zlecenie w celu manipulacji kursami akcji - pisał o firmach, jednocześnie kupując lub sprzedając w tym samym czasie akcje tych firm.” – wyjaśnia Zielke. „Wcześniej próbował zaatakować mnie dziennikarz Rzeczpospolitej, ale nie bardzo mu wyszło. Okazało się, że ten dziennikarz dostawał nagrody (często po kilkanaście tysięcy złotych) od stowarzyszenia reprezentującego fundusze, które ja negatywnie opisywałem.” Zielke wskazuje na niejasne powiązania świata mediów i biznesu. Dochodzi do licznych patologii – dziennikarze piszą teksty w zamian za zagraniczne stypendia, wycieczki i granty gwarantowane przez „bohaterów” ich reportaży. Innym razem, gdy toczy się śledztwo, prowadzący je dziennikarz otrzymuje oferty bardzo wysokich łapówek aby sprawie „ukręcić łeb”. Redaktorowi Zielke także proponowano łapówki o astronomicznej wielkości. Zawsze odmawiał: „postawiłem się dla zasad” – mówi. Wtedy zaatakowano go z innej strony.
Niepokorny
„Opisywałem jako pierwszy wątpliwości wobec Andrzeja M., któremu zarzucano korupcję. Mimo tego powołano go na dyrektora CPI MSWiA. Opisywałem wątpliwości wobec umów z IBM jakie robił w policji i potem w MSWiA. Po latach okazało się, że brał za to wszystko łapówki, a fundusze unijne zatrzymano.” Zielke „podpadł” największym – CISCO, Microsoftowi, IBM, HP. To on jako pierwszy opisywał to, że zachodnie koncerny informatyczne traktują Polskę niczym wspomnianą kiedyś półgębkiem przez ministra Boniego przestrzeń neokolonialną.
Zaczęły się pierwsze procesy sądowe – żadnego nie przegrał, mimo, iż pozwy składano w taki sposób aby maksymalnie utrudnić mu funkcjonowanie i pracę. Kiedy zadarł ze spółką IDM, która ostatecznie przyniosła swoim klientom ogromne straty, postarano się go upokorzyć i zniechęcić długimi procesami, w różnych częściach Polski. Przychodziły wezwania na rozprawy z Gdańska i innych miast odległych od Warszawy. Nawet z Lubina. Potrafił więc spędzić niemal 24 godziny w pociągu, tylko po to aby dotrzeć na przesłuchanie lub rozprawę trwającą godzinę. Jednak i te sprawy wygrał. Bronił się samodzielnie.
Część procesów ciągnie się do dziś, jednak w międzyczasie atak przyszedł ze strony z której Zielke najmniej się spodziewał – został zmuszony do pożegnania się z redakcją „Pulsu Biznesu” w którym pracował dziesięć lat. Otrzymał propozycję „nie do odrzucenia” – miał zgodzić się na drastyczne obniżenie pensji, albo odejść. Biorąc pod uwagę dotkliwe dla finansów dziennikarza procesy cios w wynagrodzenie nie wchodził w grę, z drugiej strony taka decyzja redakcji oznaczała, że został on pozbawiony wsparcia gazety. Zagrał więc va banque – odszedł.
Redaktor Zielke w pewnym stopniu rozumie zachowania gazet pozbywających się swoich najlepszych, najbardziej niepokornych śledczych, wskazuje, że chodzi tu przede wszystkim o reklamodawców. To specyfika polskiego rynku medialnego zamyka redakcje w pułapce, w której są zależne od pieniędzy z reklam, a więc często oznacza to, że dziennikarze nie mogą być zbyt dociekliwi wobec wielkich firm i spółek. Jednak jego zrozumienie nie oznacza akceptacji dla tej patologii - „gazety mają obowiązek walczyć. Moralnie rozliczają różne osoby, firmy, partie, a same są amoralne, działają wbrew swojemu powołaniu” - mówi Zielke.
Wyglądało na to, że wreszcie skutecznie zamknięto mu usta – został zwolniony z gazety, ponadto wciąż toczyły się przeciwko niemu procesy, bardzo dotkliwe dla jego finansów. Pomimo licznych nagród redakcje innych gazet nie były zainteresowane współpracą z nim – przyjęcie na pokład dziennikarza, który zadarł z tyloma ważnymi postaciami polskiego świata biznesu nie wchodziło w rachubę. Zielke więc skorzystał z innego medium – Internetu. W 2009 roku założył Niezależną Gazetę Internetową (www.ngi24.pl) i jako jej redaktor naczelny kontynuował swoje śledztwa. W tym samym roku NGI została nominowana do nagrody Grand Press jako pierwsze medium internetowe w historii tej nagrody, z kolei jej redaktora naczelnego znów nominowano w kategorii „dziennikarstwo śledcze”.
Mimo to, Zielke zauważył, że śledztwa, które prowadzi nie docierają do świadomości społecznej, a jemu zależało na tym aby obywatele wiedzieli jak duża jest skala nieprawidłowości i korupcji w Polsce. By mieli świadomość jak marnego autoramentu ludzie zarządzają ich finansami, podatkami. Wreszcie – jak wielkie pieniądze są marnowane w układach i łapówkarstwie, zamiast być wydawanymi na rozwój naszego kraju. NGI trafiało do szerokiego grona odbiorców, jednak wciąż zbyt wąskiego aby wywołać jakiś wzrost świadomości obywatelskiej.
Wykorzystując swoje doświadczenia i wiedzę napisał powieść. Tak powstał „Wyrok”.
Pisarz
„Wyrok” powstał bardzo szybko. Zielke rozesłał powieść do różnych wydawnictw, jednak pomimo bardzo pozytywnych recenzji po konsultacjach z prawnikami wydawcy nie byli zainteresowani publikacją.
„Książki nikt nie chciał wydać bojąc się procesów z opisanymi tam firmami, instytucjami, ludźmi. Nikt nie chciał słuchać, że takiego zagrożenia nie ma, bo ja nie opisuję konkretnych ludzi tylko mechanizmy przestępstw” – opisuje ten okres Zielke – „ta powieść opowiada o tym, jak w rzeczywistości wyglądają w naszym kraju media i biznes, jakie są powiązania pomiędzy nimi, jak ciężko być uczciwym dziennikarzem i łatwo dać się zmanipulować. W sensacyjną akcję starałem się wpleść wszystkie moje doświadczenia z mediów i biznesu. Poznałem te środowiska, znam większość najbogatszych biznesmenów i firm, widziałem sposoby ich działań, sposoby kreatywnej księgowości w wielkim biznesie i innych przestępstw, i postanowiłem te moje doświadczenia przekazać”.
Jak sam mówi wszystkie przestępstwa opisane w książce naprawdę się wydarzyły – przekręty księgowe, wynajem prostytutek dla zarządzających funduszami inwestycyjnymi, łapówkarstwo, przekręty giełdowe wreszcie inwestycje w celu wyprowadzenia pieniędzy za granicę. A także nieprawidłowości po stronie urzędów, prokuratury i policji. Powieść w sensacyjnej formule opisuje autentyczne wydarzenia, mechanizmy przestępstw. Odsłania całą prawdę na temat tego jak wygląda świat polskiej finansjery i biznesu. I dlatego znalazła się na indeksie.
Zielke wydał ją więc pierwotnie własnym sumptem – skromny nakład rozszedł się jednak błyskawicznie. Mimo to wydawnictwa wciąż były niechętne powieści – opublikowała ją dopiero Czarna Owca w swojej serii kryminalnej. I mimo, iż powieść znakomicie się sprzedaje, podbija listy bestsellerów i coraz ciężej znaleźć ją na księgarskich półkach to i tak toczy się z nią walka „przez zamilczanie”.
Autor nie jest tym zaskoczony – powieść odsłania rzeczywiste kulisy polskiego biznesu jedynie przy użyciu sensacyjnej fabuły. Została wydana w ubiegłym roku, a dziś widzimy wiele rzeczywistych afer, które autor tylko wzmiankował – na jaw wychodzą kontrole CBA przeprowadzane w MSWiA (afera informatyzacyjna), machinacje giełdowe (niedawne odwołanie szefa GPW – Ludwika Sobolewskiego), wreszcie wielkie przekręty i nieprawidłowości przy przetargach autostradowych sięgające samych szczytów władzy i przynoszące miliardowe straty budżetowi państwa. Sam Zielke po ukazaniu się powieści był wzywany na przesłuchania przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w związku z… fabułą powieści! „Mam pełno wrogów i w policji, i w CBA, i w ABW. No, ale i przyjaciół wśród tych, którzy wiedzą, że nie dałem sobą manipulować przez panów, którzy naprawdę świetnie manipulują innymi mediami” – mówi Zielke. Wspomina też, że kiedy jeszcze był dziennikarzem wizyty składali mu funkcjonariusze CBA mówiąc, iż dostarcza im za dużo materiałów – „nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego obrobić” – mówili agenci. Tym mocniejszym uderzeniem było zebranie wszystkich faktów w jednej powieści.
Mariusz Zielke, pomimo wciąż trwających procesów i ciągłych szykan nie poddaje się. Wciąż chce pisać o układach, korupcji, urzędniczej indolencji i przestępczości na samych szczytach biznesu i polityki. I chce pokazywać jak bardzo te patologie niszczą nasz kraj – „Problem leży w systemie i jest wart znacznie więcej - jest wart ponad 100 mld zł rocznie. Mamy problem z tym, żeby te pieniądze poszły wreszcie na rozwój kraju, a nie na przejedzenie albo przekręty”. Teraz pisze kontynuację „Wyroku”. Mimo wiedzy, którą posiada jest optymistą. I nie chce się poddawać. „Ja naprawdę dotykałem wielkich przekrętów, spraw systemowych, wartych miliardów złotych.” – mówi Zielke – „I w tych moich sprawach niczego tak naprawdę nie wyjaśniono. To może dołować. Ale jedynym lekarstwem jest dawać przykład, że trzeba robić swoje. Inaczej się nie da.”