Parlamentarzyści do spółdzielni marsz!
„Praca aż do emerytury”, „Przyjeżdża tu cały świat”, „Encykliki, sprawiedliwość, praca”, „Zatrudnienie przede wszystkim”, „Połowa zysków dla spółdzielców” – to cytaty jako żywo wyjęte z artykułu opublikowanego w „Dużym Formacie”, czwartkowym dodatku do „Gazety Wyborczej”.
Tekst na kilka kolumn wychwala pod niebiosa Mondragon Corporation Cooperativa, czyli Korporację Spółdzielczą Mondragon (MCC), największą na świecie spółdzielczą instytucję, która od lat doskonale rozwija się w hiszpańskim miasteczku Arrasate Mondragon. Choć w całej Hiszpanii bezrobocie szaleje na poziomie 30 procent i więcej, w rejonie Mondragon oscyluje wokół dziesięciu…
Nie czas tu i miejsce, by wytykać redaktorom z Czerskiej z jednej strony specyficzny stosunek, by rzec najłagodniej do tego, co nasze i polskie (ileż batów rozdano na tamtych łamach naszej, rodzimej spółdzielczości) i z drugiej, niespotykanej apoteozy tego, co dzieje się poza granicami III RP.
Prawdą jest, że spółdzielczość granic nie zna. Słuszna jest teza i o tym, że to jedyna, sprawdzona i odporna na różne wstrząsy dyscyplina w gospodarce, która daje szanse normalnie żyć lokalnym społecznościom. Bez względu na to, czy żyją w Hiszpanii, Grecji, Kanadzie, czy w Polsce. Pośród wielu dziedzin życia spółdzielczość wydaje się też najsprawiedliwszą formą relacji między tymi , którzy pracę dają a jej wykonawcami. Tak naprawdę wszyscy pracownicy spółdzielni są jednocześnie jej współwłaścicielami. Gdzie znajdziemy bardziej demokratyczną formę organizacji przedsiębiorstwa?
Nie wiedzieć czemu zajadliwi obrońcy i apologeci PRL bronią wszystkich dziedzin poprzedniego ustroju, z wyjątkiem… spółdzielczości. Faktem jest, że wypaczano ją wówczas, ale czyż znacznie bardziej nie wypaczano innych?
W okresie PRL-u spółdzielczość, podobnie jak cała reszta tzw. socjalistycznej gospodarki nie miała szans rozwinąć skrzydeł. Po 1989 roku, w okresie tzw. „wolnej Amerykanki”, kiedy sprowadzano z tzw. Zachodu wszystko, jako wzór do naśladowania, o spółdzielczości niemal całkowicie zapomniano. Niemal, bo dzięki Bogu udało się reaktywować Kasy Stefczyka, które dzisiaj dla owego świata są bodaj jedynym przykładem udanej inicjatywy społecznej z… inicjatywy samych Polaków.
Dzisiaj piewcy i apologeci Unii Europejskiej posługujący się językiem polskim w polskim parlamencie, nadwiślańską spółdzielczość wyrywają z korzeniami, tworząc prawo, które de facto usuwa ten rodzaj działalności z publicznego życia. Może w ramach wycieczek krajoznawczych, zamiast „haratać w gałę”, pojechaliby do Hiszpanii, Portugali, Grecji, czy Włoch, gdzie cooperativy mają kilkudziesięcioprocentowy udział w rynku i gdyby nie takie mniejsze Mondragony, dawno już zabrakłoby na europensje dla wybrańców narodu!