Opinie

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

Francja w potrzebie sięga po... prawicę!

Aleksandra Rybińska

Aleksandra Rybińska

Absolwentka wydziału socjologii paryskiej Sorbony oraz Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu. Dziennikarz portalu wPolityce.pl i tygodnika wSieci. Członek redakcji internetowego tygodnika idei Nowa Konfederacja i zarządu Fundacji Macieja Rybińskiego. Wcześniej m.in.: Rzeczpospolita, Gazeta Polska i Gazeta Polska Codziennie.

  • Opublikowano: 15 lipca 2020, 11:00

  • Powiększ tekst

Dzień Bastylii to najważniejsze francuskie święto państwowe. Ze względu na pandemię tegoroczne obchody wypadły jednak dość skromnie, i były zamknięte dla szerszej publiczności. Można było je oglądać głównie w telewizji. Oddano na nich hołd wojsku i służbom medycznym, które „na pierwszej linii frontu” walczyły z kryzysem Covid-19. Podczas gdy trwały oficjalne obchody z udziałem kilku tysięcy zaproszonych gości, z placu Republiki ruszył marsz protestacyjny związków zawodowych pracowników służby zdrowia, w który wmieszali się uczestnicy manifestacji „żółtych kamizelek” przeciwko policyjnej przemocy. Zanim marsz, którego uczestnicy domagali się więcej funduszy dla szpitali, dotarł do placu Bastylii, doszło do przepychanek z policją. Pandemia nad Sekwaną została opanowana, ale wraz z powrotem do względnej normalności, wróciły stare problemy, a do nich dołączyły nowe.

Podczas tradycyjnego wywiadu telewizyjnego z okazji 14 lipca prezydent Emmanuel Macron przyznał, że nie udało mu się „zjednoczyć” kraju, który czeka dziś poważny kryzys gospodarczy. Francuzi już otrzymali pewien przedsmak tego kryzysu – grupa Daimler ogłosiła sprzedaż swojej fabryki w Lotaryngii, gdzie produkowany jest Smart i przerzucenie produkcji do Chin. Renault chce zatrzymać produkcję samochodów w zakładach w podparyskim Flins-sur-Seine, a także w Maubeuge, oraz zamknąć historyczny zakład produkujący sportowy model „Alpine” w Dieppe, a PSA rozważa likwidację swojej siedziby w Rueil i przerzucenie 40 tys. osób na pracę zdalną. Redukcja zatrudnienia i likwidacja dotyka także innych branż przemysłu, w ostatnich tygodniach protestowali pracownicy Airbusa, Hop !, Nokii, i koncernu farmaceutycznego Sanofi przeciwko planom restrukturyzacji, które mogą zakończyć się likwidacją tysięcy miejsc pracy.

Macron ma przed sobą więc bardzo trudne zadanie. Ponad 500 mld euro ma zostać wpompowanych w gospodarkę. Prezydent bronił jednocześnie swoich reform, jak kontrowersyjnej reformy emerytalnej, która ma być w najbliższym czasie zakończona, i obiecał Francuzom odbudowę Francji - na modłę ekologiczną, czyli biorąc pod uwagę ślad węglowy. Oglądając wywiad trudno było się oprzeć wrażeniu, że gospodarz pałacu Elizejskiego jest nieco zmęczony i z tęsknotą myśli o początku swojej kadencji, gdy miał wysokie poparcie w sondażach a jego polityczne propozycje spotykały się ze sporym społecznym entuzjazmem. Według najnowszych sondaży zaledwie 33 proc. Francuzów ma zaufanie do Macrona. To o 20 proc. mniej niż ufało byłemu już premierowi Edouardowi Philippowi, którego prezydent m.in. dlatego zdymisjonował. Wybory prezydenckie odbędą się za dwa lata, a nie ma nic gorszego niż wyhodowany na własnej piersi rywal w wyścigu o najwyższy urząd w państwie, na którego tle można tylko źle wypaść.

Pomóc w odbudowie Francji ma Macronowi nowy rząd, złożony z polityków kojarzonych z centroprawicą, a konkretnie z byłym już prezydentem Nicolasem Sarkozym. Pierwszym jest nowy premier Jean Castex, wieloletni doradca społeczny Sarkozy’ego i polityk, drugą Roselyn Bachelot w roli minister kultury. Bachelot przez lata była związana z Francois Fillonem, a za prezydentury Sarkozy’ego była ministrem zdrowia. Do nowego rządu załapali się także były szef kampanii Sarkozy’ego Gérald Darmanin w roli szefa MSW oraz prawnik Éric Dupond-Moretti, bliski doradca Sarkozyego, który przejął stery ministerstwa sprawiedliwości. Macron zarzeka się, że zatrudnienie „ludzi od Sarkozy’ego” nie oznacza wcale, że rząd skręca w prawo, bo liczy się tylko „czy jest skuteczny”. Zdaniem ekspertów prezydent szykuje się na trudne czasy i dlatego zatrudnił prawicowe „buldogi”. Ma to być ekipa na czas kryzysu, która ma przeforsować trudne decyzje pałacu Elizejskiego.

Powodów skrętu w prawo Macrona jest oczywiście więcej. Wybory samorządowe, a szczególnie ich druga tura w czerwcu, pokazały, że tradycyjne partie nie są wcale martwe. Szczególnie centroprawica daje coraz większe oznaki życia. A Macron jest przekonany, że zagrożenie w 2022 roku nadejdzie z prawej strony. Chce więc już teraz zagospodarować elektorat centroprawicy. Niewykluczony jest zresztą scenariusz wspólnej kandydatury centroprawicy i Zgromadzenia Narodowego Marin Le Pen z okazji wyborów prezydenckich. Lewica Macronowi zagraża o wiele mniej, ponieważ pozostaje zasadniczo podzielona, a więc szanse, że jeden z lewicowych kandydatów dotrze do drugiej tury wyborów prezydenckich, są małe.

Skład nowego rządu wywołał nad Sekwaną duże kontrowersje. W ostatnich dniach na ulice wyszły m.in. feministki by wyrazić sprzeciw wobec nominacji Gérald Darmanina na szefa MSW. Darmanin jest oskarżony o gwałt na 46-letniej prostytutce, która zwróciła się do niego w 2009 roku, gdy był doradcą ówczesnego sekretarza generalnego Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP), dziś „Les Republicains”, Xaviera Bertranda. Sophie Spatz starała się o anulację wyroku za szantaż wobec byłego partnera, a Darmanin miał zaproponować jej pomoc w zamian za seks. Po wspólnej wizycie w klubie swingersów polityk miał zgwałcić kobietę w pokoju hotelowym. Sprawa została zamknięta w 2018 r., ale sąd kasacyjny kazał ja ponownie otworzyć w listopadzie 2019 r., a w czerwcu b.r. sąd apelacyjny ponownie uruchomił w tej sprawie dochodzenie. To nie jedyny zarzut o nadużycie władzy i gwałt, który ciąży na nowym szefie MSW. W 2015 r., gdy był jeszcze radnym miasta Tourcoing miał zmusić kobietę do seksu w zamian za obietnicę pracy i mieszkania. Śledztwo w tej sprawie zostało jednak dwa lata temu zamknięte, z braku dowodów.

Nie tylko Darmanin przeszkadza jednak feministkom, które zarzucają Macronowi „hipokryzję”, w końcu nie raz stawiał się w roli obrońcy kobiet. Nowy minister sprawiedliwości także znalazł się w oku cyklonu. Éric Dupond-Moretti to znany przeciwnik ruchu #MeToo oraz adwokat m.in. korsykańskiej mafii. Bronił także wielokrotnie polityków oskarżonych o przestępstwa seksualne, m.in. wieloletniego deputowanego do Zgromadzenia Narodow Georgesa Trona – jednego z czołowych w przeszłości polityków Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) – oskarżonego o gwałty na swoich pracownicach czy Karima Benzemy – zawodnika Realu Madryt, zamieszanego w szantażowanie innego piłkarza – Mathieu Valbueny – sekstaśmami. Dupond-Moretti w trakcie swojej 36-letniej kariery wywalczył na sali sądowej uniewinnienie dla 145 osób. Stąd wziął się jeden z jego wielu przydomków: Acquittator - Uniewinniający. Zdaniem feministek to raczej „potwór”, mający w nosie ofiary gwałtów, którym zresztą chętnie zarzuca „konfabulację”.

Bądź jak bądź, nowy rząd będzie musiał się zmierzyć ze starymi problemami, i szeregiem nowych, z czego największym jest bez wątpienia grożąca Francji gospodarcza katastrofa.

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.