Górski Karabach - mała-wielka wojna
Walki między Armenią a Azerbejdżanem o Górski Karabach nie są jedynie lokalnym konfliktem dwóch, odległych dla Polski geograficzne państw. To jeden z najważniejszych konfliktów XXI wieku, będącego proxy-wojną rozgrywaną między dwoma aspirującymi do wielkości państwami. Wynik tej wojny będzie determinował przyszłość także i w naszej części Europy.
W telegraficznym skrócie - jak informują światowe media, i doskonale kondensuje to facebookowa strona KiKŚ - Konflikty i katastrofy światowe:
Premier Armenii w orędziu do narodu potwierdził, że wprowadzony został stan wojenny i mobilizacja z powodu zagrożenia atakiem Azerbejdżanu na Armenię. Premier Paszinian potwierdził również, że wśród ofiar porannych starć są zarówno wojskowi jak i cywile. Azerbejdżan odcina dostęp do wielu portali społecznościowych/kanałów wymiany informacji. Azerbejdżan twierdzi, że przejął kilka wiosek w spornym Górskim Karabachu, Armenia i władze Górskiego Karabachu zaprzeczają. Armenia twierdzi, że zniszczyła cztery śmigłowce i 10 czołgów i BWP Azerów. Turcja (sojusznik Azerbejdżanu) i Rosja (sojusznik Armenii) wzywają do zawieszenia broni i podejmują działania w tym kierunku. Erdogan: Armenia po raz kolejny pokazała, że jest największym zagrożeniem dla pokoju w regionie. Będziemy wspierać Azerbejdżan wszystkimi możliwymi środkami.
Kluczowy jest tu przedostatni podpunkt, jednak do niego dopiero dojdziemy. Na razie pomówmy o przeszłości i historii.
Gdy przed kilkoma laty następowało głośne zbliżenie Federacji Rosyjskiej i Turcji, analitycy polityki międzynarodowej wskazywali, iż jest to przełomowe wydarzenie, które odmieni sytuację regionu i świata. Pozwalałem sobie wtedy cichutko wyrażać sceptycyzm wobec tych opinii, wskazując, iż „sojusz” jest czysto taktyczny na okoliczność awantury syryjskiej i nie ma racji bytu w długim okresie.
Zwykle bywałem wyśmiewany.
To teraz ja mogę się pośmiać.
Sojusz Turcji i Federacji Rosyjskiej jest wspomnieniem, oba lokalne mocarstwa znowu są na kursie kolizyjnym. Każdy kto zna historię relacji tych dwóch państw mógł się tego spodziewać.
Zarówno islamska potęga jak i kraj carów mają rozbieżne interesy, lekko licząc od XVI wieku. Gdy potęgą było Imperium Osmańskie, carat był jedynie skromnym państwem rządzonym silną ręką przez wszechwładnych władców. To poczęło się zmieniać w wieku XVIII-tym. Moment przełomowy zaś wywołany został przez działania… Polski!
Bo to właśnie nasze państwo, I Rzeczpospolita, słynną szarżą pod obleganym Wiedniem przyczyniła się do rozpoczęcia uwiądu Osmańskiego władztwa, doprowadzając w długim okresie do złamania jego potęgi. Natura stosunków międzynarodowych nie znowu jednak próżni i w pustkę szybko poczęła wlewać się unowocześniająca się Rosja. Gwoździem do trumny imperium Turków była bitwa morska pod Czesmą w 1770 roku, która ostatecznie pokazała, iż tureckie państwo jest w fazie schodzącej, zaś rosyjskie carstwo - nowym imperium dyktującym warunki w obszarze Morza Czarnego i całego regionu.
Rosja, w różnych inkarnacjach, tą potęgą w regionie pozostała lekko licząc do upadku ZSRR, co pozwoliło Turcji na stopniowe odzyskiwanie wpływów, jednak to dopiero wizjonerska prezydentura Recepa Erdogana doprowadziła do zwrotu ku dawnej potędze i chęci odbudowy władzy dawnych Turków Osmańskich. Siłą rzeczy musiało to spotkać się z reakcją odradzającej się do potęgi Federacji Rosyjskiej pod władzą prezydenta Władimira Putina - Rosja zresztą w ruchu przez analityków nazywanym „bezprecedensowym”, rozpoczęła budowę wpływów na Bliskim Wschodzie (doprawdy, nie wiem co w tym bezprecedensowego - ZSRR realizował swoje interesy i budował wpływy zarówno tam jak i w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej, lecz czynił to odmiennymi instrumentami niż FR robi to obecnie). To musiało się spotkać z reakcją Turcji.
Tą reakcją był szereg działań. Wojnę o Górski Karabach można do tego grona włączyć, choć przecież konflikt nie został w żaden sposób bezpośrednio przez Turcję zainicjowany.
Nie mamy bowiem tu do czynienia z lokalnym konfliktem lecz proxy-wojną dwóch państw aspirujących do potęgi i wynik tego starcia będzie determinował też sytuację w naszym regionie.
Kluczowe jest pytanie o to jak powinna zachować się Polska?
Cieszy mnie, na obecną chwilę, cisza ze strony MSZ - pokazuje ona, iż nasz kraj podchodzi do sprawy ostrożnie i (nareszcie!) kalkuluje to co się mu opłaca, aniżeli rzuca się by poprzeć tego po czyjej stronie jest „słuszność”. Słuszność bowiem nie jest pojęciem, które powinno być obecne w analityce międzynarodowej. Co innego skuteczność, siła czy zysk.
Warto pamiętać, że nasze interesy także się będą w tym konflikcie przeplatać. Słusznie, że nowy szef MSZ kładzie nacisk na dalszą budowę idei Trójmorza. Idei, której trzon obejmuje Bałkany - a te będą kolejnym polem geopolitycznego i geoekonomicznego starcia między Federacją Rosyjską a Turcją. Oba te kraje miały bowiem historycznie na obszarze tym pokaźne strefy wpływów i nie sądzę, by któraś z nich tak łatwo pozwoliła wejść w te terytoria nowemu graczowi - Polsce.
Wszystko jednak przed nami, zaś wojna w Górskim Karabachu będzie batalią, którą warto obserwować i racjonalnie analizować.