Nowa Premiera Tuska
Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jest zapowiedzią jego rychłego wycofania się z funkcji premiera. Tusk postanowił wycofać się z pierwszoplanowej polityki, aby po wyborach parlamentarnych w 2015 r. powrócić w nowej odsłonie – jako premier rządu stworzonego przez szeroką antypisowską koalicję. Właśnie dlatego, już teraz, mianował Elżbietę Bieńkowską – szefową nowego superministerstwa i powierzył jej funkcję wicepremiera.
Ostatnia rekonstrukcja rządu Donalda Tuska przyniosła ze sobą wiele zmian. Z funkcji ministerialnych odeszli: Jacek Rostowski (MF), Marcin Korolec (MŚ), Michał Boni (MAC), Krystyna Szumilas (MEN), Barbara Kudrycka (MNiSW) i Joanna Mucha (MS). Ich miejsca zastąpili: Mateusz Szczurek, który objął tekę ministra finansów, Maciej Grabowski – jako minister środowiska, Rafał Trzaskowski – jako minister administracji i cyfryzacji, Joanna Kluzik-Rostkowska – edukacji, Lena Kolarska-Bobińska – nauki i szkolnictwa wyższego oraz Andrzej Biernat – jako minister sportu. Tak naprawdę nie wszystkie zmiany mogły być zaskoczeniem. Dotychczasowy wicepremier Jacek Rostowski sam zgłosił chęć odejścia. Można się jedynie zastanawiać, co legło u podstaw jego decyzji o odejściu z rządu.
Błędy, bałagan i niedoróbki
Wiele wskazuje, że coraz większy grad krytyki, który spadał na rząd Tuska w znacznej mierze spowodowany był zarządzaniem finansami państwa (w ciągu sześciu lat ministrowania Rostowskiego państwowy dług wzrósł o ponad 400 mld złotych). W konsekwencji spory spadek poparcia był wystarczającym argumentem, aby sam premier skutecznie go do tego przekonał. Znikł również minister Sławomir Nowak i jego Ministerstwo Transportu. I to również nikogo nie powinno dziwić. O bałaganie organizacyjnym w resorcie Nowaka wiadomo było również od dawna. Zbliżająca się zima mogła tylko ten bałagan uwidocznić. Poza tym Nowak i jego zegarki zbyt źle kojarzyły się już Polakom. Michał Boni, biegający z karteczkami na konferencjach prasowych premiera jako szef MAC, wyglądał raczej archaicznie, a jego sukcesy w cyfryzacji Polski okazały się zwykłą niedoróbką. Panie od oświaty – Szumilas i Kudrycka utonęły w oświatowym bałaganie i jego problemach. Zmęczona minister Kudrycka sama zdeklarowała wcześniej gotowość odejścia, tłumacząc to potrzebą świeżej krwi w resorcie. O odejściu z rządu minister Muchy wiadomo było już wówczas, gdy nie było jeszcze mowy o rekonstrukcji rządu.
Nowi ministrowie nie mają już tak partyjnego oblicza, jak ich poprzednicy. Mateusz Szczurek, Andrzej Grabowski i Rafał Trzaskowski czy nowa wicepremier Elżbieta Bieńkowska na pewno takimi nie są. Z kolei Joanna Kluzik-Rostkowska jest w zasadzie z politycznego second handu i trudno mówić o niej jako o czystej krwi polityku PO. Tak naprawdę z partyjnym aparatem rządzącej PO kojarzyć się może jedynie Andrzej Biernat. Mamy więc do czynienia ze swoistym odpartyjnieniem nowego składu rządu. Ale patrząc na zrekonstruowany rząd Donalda Tuska, uderza coś zupełnie innego. To zmiana roli i znaczenia w rządzie dotychczasowych ministrów.
Superministerstwo Bieńkowskiej
Tak naprawdę Tusk stworzył superministerstwo, łącząc dotychczasowe ministerstwa rozwoju regionalnego i transportu. Można oczywiście spekulować, czy rzeczywiście nie chodziło premierowi o usprawnienie wydawania unijnych środków, które przepływają z jednego ministerstwa do drugiego. I czy to nie jest teraz nowy priorytet Tuska, aby pokazać Polakom, jak duże środki z unijnych funduszy udało się jego rządowi skutecznie wykorzystać. Gdyby jednak tak było w istocie, to Tusk jako premier objąłby osobistym nadzorem wydatkowanie tych środków. Tak się jednak nie stało. Tusk połączył oba ministerstwa w jedno, powierzając je Elżbiecie Bieńkowskiej, dodatkowo zaproponował jej kandydaturę na nowego wicepremiera. Nie został nim nowy minister finansów Mateusz Szczurek. Jest to o tyle dziwne, że minister finansów w strukturze wszystkich rządów po roku 1989 miał zawsze mocną pozycję i zawsze mógł liczyć na funkcję wicepremiera. Podobna sytuacja odnosiła się w przeszłości także do ministra gospodarki, którego rola w rządzie zawsze była znaczna i niejednokrotnie wiązała się z funkcją wicepremiera – zazwyczaj przedstawiciela koalicyjnej partii. Mamy więc do czynienia z potężnym wzrostem znaczenia ministerstwa rozwoju regionalnego w osobie jego szefowej – nowego wicepremiera rządu – i ze znacznym osłabieniem dotychczasowej pozycji ministra finansów. I w tym miejscu powstaje pytanie, czy taka sytuacja jest wynikiem przypadku, czy efektem przemyślanego planu Tuska. Wiele jednak wskazuje, że pozbawiona politycznego zaplecza nowa wicepremier Elżbieta Bieńkowska została politycznie wywindowana w górę nie bez powodu. Donald Tusk, zmęczony sześcioletnimi rządami, postanowił przygotować jej polityczny grunt pod kolejny awans – tym razem na premiera. To kwestia najbliższych miesięcy, kiedy Elżbieta Bieńkowska zastąpi samego Donalda Tuska. Dlaczego jednak właśnie ona?
Sekret nowej pani premier
Elżbieta Bieńkowska jako minister rozwoju regionalnego na pewno wyróżniała się spośród innych ministrów rządu Donalda Tuska. Miała spore urzędnicze doświadczenie i merytoryczne przygotowanie, czego zdecydowana większość ministrów Tuska nie posiadała, nie wspominając o zdymisjonowanym ministrze Nowaku. Nie znaczy to jednak, że w swojej dotychczasowej karierze Bieńkowska nie zanotowała wpadek, jak wtedy, gdy w grudniu 2012 r. Komisja Europejska zablokowała część funduszy unijnych przeznaczonych na rozwój polskiego transportu. Odpowiedzialność za to po części ponosił również resort Bieńkowskiej. To jednak nie przeszkodziło, aby szefowa ministerstwa rozwoju regionalnego zachowała dobre notowania u premiera. W kręgach parlamentarnych PO mówi się od dawna, że Elżbieta Bieńkowska stała się zaufaną osobą premiera. Ale o kulisach tego zaufania politycy PO wolą jednak milczeć. Jest jasne, że to ona będzie teraz twarzą rządzącej PO, nie będąc jednocześnie kojarzona z partyjnym aparatem PO. Bieńkowska będzie kreowana na kogoś w rodzaju apolitycznego premiera, fachowca, sprawnego urzędnika, odpowiedzialnego przede wszystkim za spożytkowanie ogromnych unijnych funduszy, dzięki którym Polska może się rozwijać. To jedyny PR-owy kierunek, jaki został już dzisiaj Tuskowi.
Wariant Putina
Donald Tusk już niebawem wycofa się z blasku fleszów, ze stanowiska szefa rządu, który musi tłumaczyć się za wszystkie afery i polityczne bójki jego stronników ze stronnikami największego partyjnego rywala Grzegorza Schetyny. Jest już mocno zmęczony i wypalony sześcioletnimi rządami. Poza tym musi dokończyć akcję pacyfikowania Platformy i odzyskania nad nią całkowitej kontroli. Polityczna rzeź ludzi Schetyny trwa. Następna w kolejce będzie wpływowa w gospodarce grupa Aleksandra Grada, która podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy zdecydowała się publicznie „oddać szacunek” Grzegorzowi Schetynie. Tusk o tym zapomnieć nie może. Ale oprócz spacyfikowania partii i wzmocnienia swojego w niej przywództwa Tusk chce odsunąć PO od bezpośredniego wpływu na rząd. I właśnie dlatego obsada personalna nowego rządu została znacznie odpartyjniona, na rzecz „apolitycznych fachowców”. Co z tego, że z trzeciego szeregu potencjalnych kandydatów? Ważne, że wielu z nich nie można w żaden sposób wiązać z tym, co dzieje się wewnątrz partii. To oni będą przejmowali brzemię skutków dotychczasowych rządów PO. Jednocześnie Tusk, pchając Bieńkowską w kierunku przyszłego premierostwa, będzie mógł przed wyborami również zrzucić z siebie część odpowiedzialności za mierną jakość swojego rządzenia Polską. Będzie czekał na swój polityczny powrót do momentu, aż nadejdą nowe wybory w 2015 r. Wprawdzie PO może ich tym razem nie wygrać, ale Tusk już dzisiaj myśli o zmontowaniu szerokiej antypisowskiej koalicji i ponownym objęciu funkcji premiera. To trochę jak wariant Putina, który w 2008 r. wyznaczył na prezydenta Rosji młodego, rzutkiego i dobrze odbieranego w kraju Dmitrija Miedwiediewa, by w 2012 r. ponownie wkroczyć na scenę Rosji jako prezydent. Tak będzie również w przypadku Donalda Tuska. I do tego właśnie potrzebna mu jest wicepremier Elżbieta Bieńkowska – nowa kobieta Tuska.
dr Leszek Pietrzak
Autor jest historykiem, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych