Noc sylwestrowa 406/2013 a kolejne powtórki z historii w „innych szatach”
Obecnie jak przed wiekami w Rzymie ludzie przygotowują się do zabawy sylwestrowej, podczas gdy nieświadomy wagi aktu prezydent podpisuje „skok na OFE”, tak jak wiele wieków temu mróz z północy który skuł Ren przyspieszając katastrofę. W Polsce rok 2013 jest okresem dramatycznym, wirtualnym punktem zwrotnym dla całego Narodu, całkiem analogicznym do nocy sylwestrowej 406 r.
Był to ostatni okres na odwrócenie upadku demograficznego Polski, którego już teraz nie uda się zahamować, gdyż kobiety z wyżu solidarnościowego przekraczające 30 lat to „stara pierwiastka” która nawet pomimo chęci ze względów medycznych może być bezpłodną i bezdzietną, o wielodzietności nie wspominając. Od teraz aby zahamować proces likwidacji społeczeństwa młodsze małoliczne kohorty dziewcząt musiałyby rodzić przeciętnie 3(!) razy większą liczbę dzieci co jest niemożliwym, w sytuacji gdy do tej pory demoralizacja tak osłabiła społeczeństwo, że nie było w stanie uzyskać nawet prostej zastępowalności pokoleń.
Debata emerytalna pod koniec roku ukazała już pierwsze objawy zapaści finansowej, kiedy to zabrano majątek emerytalny tym którzy już niedługo będą przechodzili na emerytury oparci jedynie o dochody podatkowe, które będą wysychały wraz ze spadkiem ilości osób w wieku produkcyjnym. Mimo tego nie odbyła się debata o konieczności równoczesnego wprowadzenia polityki prorodzinnej, tak samo jak przy podpisaniu Traktatu Lizbońskiego polski elity nie zająknęły się nawet nad koniecznością wprowadzenia polityki pronatalistycznej, która kompensowałaby tak dramatyczną utratę wagi głosu Polski w Unii Europejskiej. W tym kontekście tak naprawdę akceptacja „skoku na OFE” to nieznaczący akt, na równi z przejściem Renu przez garstkę bo zaledwie kilkadziesiąt tysięcy Wandali, którzy nie zagroziliby imperium gdyby nie długotrwały moralny upadek Rzymu. Zgoda prezydenta może być jedynie porównywalna z mrozem który skuł wody rzeki, gdyż gdyby nie on pewnie upadek imperium przesunąłby się jedynie w czasie. Gdyż bez sanacji stosunków społecznych i tak by nastąpił, jak w przypadku Polski bez odbudowy rodziny, z biegiem czasu coraz trudniejszej, nie uda się naprawić stosunków ani społecznych, ani finansowo-gospodarczych. Z tym że o ile proces zapaści Rzymu trwał wieki o tyle zapaść demograficzna Polski trwała zaledwie ćwierćwiecze i nawet mimo podwójnego zwycięstwa w 2005 r. nie zrealizowano obiecanej wyborcom polityki prorodzinnej, to tak samo jak w przypadku Rzymu upadek Polski nastąpi stosunkowo szybko w ciągu zaledwie jednego pokolenia, a może i szybciej. O ile w przypadku Rzymu w przeciągu jednego pokolenia ludność stolicy zmalała o ¾, tak samo drastyczny upadek będzie i w przypadku Polski, to co przodkowie wywalczyli przez tysiąclecie, gnuśnością zaledwie jednej generacji zostanie zaprzepaszczone. W tym kontekście zawłaszczenie środków pokolenia które uzbierało sobie pewne zaskórniaki na starość, ale nie zadbało o siłę rodziny, jest zaledwie pierwszym krokiem procesu który można jedynie porównać z przekroczeniem Renu. Po tym kroku będą następowały lawinowo, coraz szybciej, następne kiedy to zamiast bolesnego wzmożenia wysiłku będzie się jedynie uśmierzało ból i wymyślało kolejne triki, łącznie z ostatnim polegającym na nieskutecznej ucieczce w przebraniu z Rzymu przed Wandalami samozwańczego cesarza. Aż do bankructwa na widok zwałów faktur medycznych i rachunków ZUSu, których nie będzie komu opłacić, a porównywalnych do utraty spichlerzy imperium w Afryce, które dostarczały chleba na igrzyska i podatki na urzędy. Późniejsze demontowanie metalowych klamr na budynkach dla pozyskania metalu to ostatni akord pogrążania kiedyś kwitnącej gospodarki, któremu społeczeństwo do końca nie umie zaradzić, gdyż jest zbyt zgnuśniałe aby spinające klamry założyć na nowo, nie czekając na niewolników na których już je nie stać.
Od wielu lat twierdziłem że o ile przez wszystkie lata transformacji Gazeta Wyborcza tępi i wyśmiewa, a w najgorszym razie wycisza postulujących wprowadzenie polityki prorodzinnej, to nagle się obudzi ale po czasie gdy sytuacja będzie nie do uratowania. I tak ogłoszenie wyborczego programu gospodarczego PiS z 2005 r. „Rozwój przez zatrudnienie” GW podpisała złośliwym tytułem „Dzieci i pracy”, ale ostatnio jak gdyby się coś zmieniało na lepsze, zaczęły się pojawiać rzeczowe informacje o zapaści demograficznej. Niemniej gdy aktualnie opisuję stan momentu krytycznego, to okazuje się że 20 grudnia znowu ukazał się „uspokajający” artykuł Rafała Jarosa i Piotra Krajewskiego (byłego doradcy ministra Jarosława Bauca i Andrzeja Raczko) pt. „Nie potrzeba nam więcej dzieci. Dla ich dobra” pełnego wyjątkowo infantylnych tez ekonomicznych, których nie zamierzam nawet krytykować, a których nagłaśnianie ukazuje że GW jeszcze nie zaprzestała prowadzenia propagandy antyrodzinnej również na tym polu, jak i dlaczego AWS nie mógł wprowadzić polityki prorodzinnej, mimo iż przewodniczący Krzaklewski był pod tym względem pełen dobrych chęci. W tym samym dniu GW również w wywiadzie Agnieszki Wądołowskiej "Dziecko w Polsce traktuje się jak luksusową konsumpcję rodziców" wyjaśnia pośrednio dlaczego PiS mimo zwycięskiego programu wyborczego, tego z lodówką i spadającymi dziecięcymi zabawkami, obiecanej wyborcom polityki prorodzinnej również nie wprowadził. Otóż rozmawiając z pisowskim ministrem finansów tamtego okresu, a także zgodnie z deklaracjami jednym z głównych kandydatów tego ugrupowania na to stanowisko w przyszłym rządzie, padają ostre stwierdzenia że podjęcie decyzji o dziecku w Polsce to „albo bohaterstwo, albo głupota”, w połączeniu ze stwierdzeniami że winą rządu jest to że premier wypowiedział(!) ileś tam lapsusów językowych, podczas gdy wiele działań ministra jest ocenianych dobrze. I to mimo tego że były minister „[u]waża[] i od wielu lat głos[i] pogląd, że państwo w bardzo niewielkim stopniu rekompensuje te wydatki, które towarzyszą większej konsumpcji związanej z wychowaniem dzieci”, to pani redaktor nie tylko nie zadaje pytania dlaczego w 2006 r., kiedy to był kluczowy moment na wprowadzenie obiecanej w wyborach polityki prorodzinnej, to jej nie wprowadził i jako demograf nie zrobił dosłownie nic w tej kwestii gdy był ministrem finansów. Ale nawet nie zapytała co zrobi w tej sferze gdy będzie przyszłym wicepremierem z ramienia opozycji, czy też rozmawiając z bądź co bądź ministrem finansów z gabinetu cieni BCC(!) nie zadała nawet pytania o to co należałoby zrobić już teraz!
Spinając pewną klamrą wydarzenia nocy sylwestrowej z późniejszym upadkiem utworzonego z czasem potężnego państwa Wandalów, pragnąłbym podzielić się spostrzeżeniami co do formy w jakiej nastąpił zanik tamtejszego społeczeństwa. Gdy obecnie obserwuję niezauważalne dla społeczeństwa postępujące uzależnianie się naszego kraju od Niemiec, przy jednoczesnym nagłaśnianiu zagrożenia rosyjskiego związanego czy to katastrofą smoleńską, czy też antyrosyjskimi burdami kibiców na ME i 11 listopada pod ambasadą tego kraju, ale nie naszego zachodniego sąsiada, mimo iż jest to rocznica jego upadku, to przychodzi na myśl ta oto historia sprzed półtora tysiąca lat. Tym bardziej gdy czytam w prasie niemieckiej, że premier Polski z poparciem Berlina udaje się do Brukseli objąć kluczowy urząd KE. Otóż Cesarz Justynian przeprowadził w tamtych czasach działania polityczno-wojskowe na wielu poziomach. Najpierw poprzez swoich agentów odwrócił uwagę Wandalów od właściwego zagrożenia, skierowując ich uwagę w kierunku Sardynii gdzie wzniecił bunt mieszkańców. Jednocześnie wojska Justyniana w niewielkiej liczbie (15 tyś.) wylądowały pod Kartaginą pokonując zdekoncentrowane jednostki, oraz pojmały króla Gelimera. Jednak króla nie potraktowano źle, zamieszkał w stolicy Cesarstwa Konstantynopolu w podarowanym majątku i skorumpowany, oddał całe królestwo w ręce Cesarstwa. W efekcie struktury państwowe zostały przyłączone do Cesarstwa, a nawet wojskowi zaczęli otrzymywać żołd należny żołnierzom Bizancjum. Konsekwencje tej polityki były poważniejsze niż tylko przegrana wojna, gdyż już w następnym wieku, w sytuacji najazdu arabskiego nie było w społeczeństwie woli przetrwania, tak że dość szybko ulegli trwałej islamizacji. Do tego stopnia, że obecnie w Tunezji nikt nie uważa się za ich potomków. Tak oto może się okazać że „przeszłość to teraźniejszość występująca tylko w innym przebraniu”.
Kasandrycznie wieszcząc upadek powinniśmy jednak działać, koncentrując się jak to postuluje Umberto Eco na teraźniejszości (mimo iż ludzie „long to inhabit imagined worlds of the past rather than face the challenges of living in the present”), starając się mimo wszystko do powtórki z historii nie dopuścić i to we własnym interesie. Mając przed oczami św. Augustyna który również zatroskany poziomem demoralizacji przewidywał upadek dekadenckiej cywilizacji, niemniej gdy Wandalowie wymordowywali zdemoralizowane elity kartagińskie na równi z prawymi członkami gmin chrześcijańskich, odsunął się w modlitwie i niedługo umarł.