Loteria na koszt własny
Coraz więcej niepokojących sygnałów nadsyłają rynki obligacji skarbowych i być może na nie zaczyna reagować Catalyst, bo nie wszystko można tłumaczyć GetBackiem.
Na pierwszy plan wychodzą obligacje Włoch – rentowność 10-latek wzrosła do 2,5 proc. i jest to najwyższa (poza Grecją) rentowność papierów w strefie euro. A jest to skok z poziomu bliskiego 1,7 proc. na początku maja. Najłatwiejszych wymówek dostarcza polityka, ale czy obligacje południa Europy nie były wcześniej bronione przez Europejski Bank Centralny? Czy jest to zagranie polityczne, czy sił prywatnych inwestorów – jak na dłoni widać, jak niebezpiecznym działaniem jest interwencja banku centralnego na rynku lub jej zaprzestanie czy ograniczenie.
Z rynku tureckiego możemy dowiedzieć się natomiast, co dzieje się, gdy interwencja przychodzi zbyt późno (podwyżka stóp procentowych nie zatrzymała spadku liry) – przyznanie się do błędu przez bank centralny nie jest tym samym, co zapobieganie mu (ta refleksja kierowana jest w stronę RPP).
Czy tego typu wydarzenia jak wyprzedaż obligacji na wybranych rynkach wschodzących, ale nie w Polsce, jest w stanie wystraszyć inwestorów na Catalyst – rynku nie powiązanego ze światowym krwiobiegiem, co udowodnił niejednokrotnie w latach swojej krótkiej, zwykle spokojnej historii? Odpowiedź dopiero poznamy. Teraz możemy tylko zgadywać, czemu rynek zamiast podnosić się po getbackowym ciosie, znów się zgina.
Opublikowane dotąd wyniki kwartalne w zdecydowanej większości zaprezentowały się nieźle i w zgodzie ze stanem koniunktury gospodarczej. Mimo to, coraz więcej notowanych serii ciąży w kierunku nominału i ostrożnie testuje tę granicę. Wliczając papiery Echa, Ghelamco i Kruka, a nawet PCC Rokita, by wymienić tylko te, które przeprowadzały w przeszłości emisje publiczne. Rzecz niebywała – nowa emisja Orlenu sprzedaje się już od tygodnia i wciąż brak informacji o przekroczeniu wartości oferty. Równie dobrze może to być efekt zniechęcenia do inwestycji wywołany aferą GetBacku, może chodzić o umorzenia w funduszach dłużnych, może jednak chodzić także o mentalne dostrojenie do wydarzeń na światowym rynku długu. Ten – choć ogromniejszy niż rynek akcji – z reguły pozostaje niewidoczny dla opinii publicznej i trafia na czołówki serwisów tylko wtedy, gdy dzieje się coś spektakularnie niekorzystnego. Nie brak głosów, że to dopiero początek pokazu fajerwerków, choć akurat końcówka tygodnia przyniosła odreagowanie, a amerykańskie 10-latki zeszły poniżej 3 proc. rentowności. Lubiący się bać i tu dostrzegą zły znak – różnica między rentownością 10-letnich i papierów dwuletnich spadła poniżej 45 punktów bazowych, a „jak wiadomo” inwersja krzywej zapoczątkuje krach. Po drugie, w odreagowaniu nie uczestniczyły obligacje Włoch i Hiszpanii.
Kto ma w nosie dylematy inwestorów na rozwiniętych i wschodzących rynkach, przyjrzy się nowej ofercie obligacji premiowych. Resort finansów zaoferuje w czerwcu obligacje detaliczne, 10-miesięczne, oprocentowane na 1,5 proc. w skali roku, których zakup będzie jednocześnie zakupem losu na loterii (nieładnie jest wiązać elementy gry losowej z inwestycją tak poważną jak zakup obligacji skarbowych, MF mówi więc o premii). Wygrać można 10, 100, 1000 lub 10 000 zł, a pula nagród rośnie za każdym razem, gdy licznik sprzedaży przekroczy kolejne 10 mln zł. Lekko licząc wartość nagród to 0,4 proc. wartości sprzedanych papierów. Inaczej mówiąc, pula nagród pochodzi z zatrzymanego oprocentowania, które mogłoby być wyższe, gdyby nie wprowadzono elementu loteryjnego. Ot, niegroźna i tania zabawa w czasie, w którym globalni inwestorzy naprawdę biegle liczący pieniądze, zaczynają zdradzać objawy niezdrowej fascynacji katastroficznymi wizjami.
Emil Szweda, Obligacje.pl