Nowa NAFTA nie oznacza końca konfliktów
Patrząc na zachowanie rynków w poniedziałkowy poranek można zauważyć skrajnie różną percepcję rzeczywistości. W Azji dominuje pesymizm, chińskie akcje znów dziś tracą, koreańskie również są nisko i jedynie w Australii mamy optymizm po wyborach do parlamentu. Jednocześnie na kontraktach na europejskie i amerykańskie rynki dominuje optymizm.
Pomimo rozpalenia na nowo konfliktu handlowego na linii USA-Chiny w ubiegłym tygodniu na wielu rynkach dominował optymizm. O ile dane ekonomiczne były bardzo różne (słabe w Chinach, zaś w USA skrajne – bardzo słabe twarde dane za kwiecień, ale optymistyczne wskaźniki wyprzedzające za maj), o tyle rządziła polityka, a przede wszystkim decyzje i sygnały z amerykańskiej administracji. Przede wszystkim bardzo dobrą decyzją dla Europy było odłożenie na przynajmniej pół roku decyzji wprowadzeniu ceł na import samochodów do USA. Taka decyzja podjęta teraz byłaby przysłowiowym gwoździem do trumny dla i tak przeżywającego kłopoty europejskiego przemysłu. W piątek doszła informacja o planowanym zniesieniu amerykańskich ceł na import stali i aluminium z Kanady i Meksyku, co pozwoliłoby na rychłe podpisanie porozumienia o wolnym handlu, które zastąpiłoby „starą NAFTĘ”.
Patrząc na interpretację tych decyzji przez rynek często spotykamy się z opinią, że w ten sposób rozwiązana zostanie również kwestia chińska. To jednak bardzo optymistyczne założenie, zaś naszym zdaniem może być kompletnie odwrotnie. Wojna handlowa na wszystkich frontach na nieco ponad rok przed wyborami prezydenckimi oznaczałaby niemal pewną światową recesję i mogłaby po prostu pogrążyć szanse Trumpa na reelekcję. Zamykając fronty – przynajmniej na razie, z ważnymi partnerami nie tylko handlowymi, ale też politycznymi, Trump daje sobie więcej przestrzeni na twardy konflikt z Chinami i tak właśnie to widzimy. Kolejnym kamyczkiem w tej historii jest dzisiejsza informacja, iż Google ogranicza część interesów z firmą Huawei. W takich okolicznościach konstruktywne rozmowy handlowe nie zostaną szybko wznowione.
To też tłumaczy dlaczego nastroje w Azji są tak minorowe, ale ponieważ obecnie Azja to główny motor światowego wzrostu, sielanka na innych rynkach również może być krótkotrwała. Wyjątkiem w Azji jest dziś Australia, gdzie giełda i waluta zyskują dziś po nieoczekiwanie mocnym zwycięstwie partii konserwatywnej w przedterminowych wyborach. Będzie ona mogła rządzić samodzielnie, co zwykle przyjmowane jest przez rynki korzystnie, jednak wobec nienajlepszych perspektyw dla Chin, impuls ten może nie okazać się trwały.
W Europie ostatnia prosta kampanii do Europarlamentu i widać to głównie w notowaniach funta, który wprost nurkuje wobec perspektywy zwycięstwa partii Brexit. Na rynku panuje obawa, że premier May poda się do dymisji i Konserwatyści postawią na wyjście z UE nawet bez porozumienia, aby bronić swojej pozycji na scenie politycznej. Na złotym dość spokojnie, choć mocny dolar jest zauważalny – para USDPLN znów znajduje się w strefie oporu. Siła dolara w coraz mniejszym stopniu poparta jest różnicami w rynkowych stopach procentowych, ale brakuje katalizatora, który pozwoliłby na większe umocnienie europejskich walut. O 9:00 euro kosztuje 4,3027 złotego, dolar 3,8574 złotego, frank 3,8141 złotego, zaś funt 4,9110 złotego.