Trump igra z recesją
Miodowy miesiąc w relacjach Chiny-USA trwał… dokładnie miesiąc. Rozmowy prezydentów na szczycie G20 miały przynieść ulgę dla rynków i gospodarki. Efekt na razie jednak to nowe cła, akurat w momencie, gdy światowy przemysł jest na krawędzi recesji.
W tym tygodniu wznowione zostały rozmowy pomiędzy stronami, nie trwały jednak zbyt długo. Zaplanowane oryginalnie na 2 dni, zostały zerwane już po kilku godzinach. Amerykanie mają Chinom za złe, że nie wywiązały się choćby z gestów dobrej woli takich jak zakupy produktów rolnych, co miało być przecież jedynie wstępem do poważniejszych rozmów na trudniejsze tematy. Rynki pierwotnie przeszły obok tych niepokojących informacji, skoncentrowane na posiedzeniu Fed. Tymczasem wczoraj wieczorem prezydent Trump ogłosił nałożenie nowych ceł na chiński import. Oprócz 25% ceł na import o wartości ok. 250 mld USD, które obowiązywały już wcześniej, od pierwszego września import o wartości ok. 300 mld USD ma być oclony na poziomie 10%, z możliwością podniesienia tej stawki. W konsekwencji giełdy zanurkowały, dolar stracił, zaś kruszce mocno zyskały.
Oczywiście decyzja ta, choć nieoczekiwana, jest w stylu prezydenta USA. Styl ten przyniósł zamierzone konsekwencje w „negocjacjach” z Meksykiem (choć należałoby to nazwać raczej postawieniem południowego sąsiada pod ścianą), ale od ponad roku nie przynosi rezultatów w relacji z Chinami, które są w większym stopniu niezależne od USA i mogą być gotowe na przejściowe koszty w zamian za utrzymanie pewnych rozwiązań, które postrzegają jako korzystne długoterminowo. Jak na razie to Trump robił pojednawcze gesty, choć – co trzeba podkreślić, cła nigdy nie były wycofywane. W efekcie bariery te kumulują się i tu pojawia się problem. W wyniku splotu kilku czynników światowy przemysł jest na krawędzi recesji. Jesteśmy w sytuacji, w której mocny rynek pracy i silny konsument mogą wyciągnąć przemysł z kłopotów, jednak jeśli spowolnienie w przemyśle będzie zbyt długie, efekt może być odwrotny. Z naszych obliczeń wynika, że globalny indeks PMI za lipiec jest na dobrej drodze aby spaść piąty kolejny miesiąc i odnotować najniższą wartość od sierpnia 2016 (bez uwzględnienia USA najniższą od kwietnia 2013).
Jedna czy dwie obniżki stóp procentowych na tym etapie mogą nie wystarczyć, aby wydobyć światową gospodarkę z dołka. Prezydent USA chciałby w kampanii pokazać się jako twardy negocjator, a jednocześnie „dowieźć” hossę na Wall Street do wyborów (zmuszając Fed do obniżania stóp). To jednak ryzykowna gra, która nie służy też złotemu. W tym kontekście na nieco dalszy plan zejdą pewnie dane z rynku pracy USA (14:30), choć to nadal bardzo istotny raport, pokazujący, na ile Fed będzie mieć przestrzeń do dalszego luzowania. O 8:30 euro kosztuje 4,3096 złotego, dolar 3,8877 złotego, frank 3,9342 złotego, zaś funt 4,7108 złotego.
Przemysław Kwiecień Główny Ekonomista XTB