Analizy

Powrót do jednostajnej słabości dolara nie jest wszystkim na rękę. Żaden kraj nie chce ponosić kosztu umacniania się własnej waluty / autor: Pixabay
Powrót do jednostajnej słabości dolara nie jest wszystkim na rękę. Żaden kraj nie chce ponosić kosztu umacniania się własnej waluty / autor: Pixabay

Nierozważne zasiewanie wątpliwości

Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.

  • Opublikowano: 23 września 2020, 10:30

    Aktualizacja: 23 września 2020, 10:49

  • Powiększ tekst

Techniczne przełamania na EUR/USD, GBP/USD i AUD/USD napędzały domykanie krótkich pozycji w USD, które przez wakacje były skrzętnie budowane na fali pozytywnych nastrojów. Odkup dolara podsycały też komentarze członka Fed Evansa, który wybrzmiał niepotrzebnie jastrzębio.

Charles Evans powiedział wczoraj, że gdy inflacja wzrośnie powyżej 2 proc., Fed może wtedy zacząć podnosić stopy procentowe, a polityka monetarna i tak pozostanie akomodacyjna. Dodał, że komunikat po wrześniowym FOMC nie wyklucza, aby Fed rozpoczął podwyżki zanim inflacja zacznie się uśredniać wokół celu 2 proc., choć jest to temat do dyskusji. O rety! Nie ma to jak pochwalić się elastycznością w podejmowaniu decyzji w najgorszym momencie. Czy Evans powiedział coś, co jest totalną fikcją i taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny? Absolutnie nie, a nawet wręcz przeciwnie. Średnia 10-letnia dla indeksu PCE Core (preferowana przez Fed miara inflacji) pozostaje poniżej 2 proc. do 2015 r. Wydaje się mało realne, aby teraz Fed czekał kolejne 5 lat bez żadnego ruchu na stopach procentowych, albo pozwolił na wystrzał inflacji np. powyżej 3 proc., by przyspieszyć proces uśredniania. Jeśli jednak stabilność rynkó finansowych (na której Fed bardzo zależy) opiera się o gwarancję utrzymywania polityki „lower for longer”, to po co zasiewać w inwestorach dodatkową niepewność odnośnie perspektyw ścieżki stóp procentowych? Teraz wypadałoby, aby Fed „wyprostował” swoje stanowisko i osiem przemówień członków FOMC w ciągu dnia może być do tego dobrą okazją. Pomimo tego, umocnienie dolara ma także podstawy techniczne i nie uda się odkręcić całości wyrządzonych szkód.

Inna sprawa, że powrót do jednostajnej słabości dolara nie jest wszystkim na rękę. Żaden kraj nie chce ponosić kosztu umacniania się własnej waluty, gdyż słaba waluta jest dużą zaletą w procesie odbudowy ożywienia i poprawy warunków wymiany handlowej. Zdaje sobie z tego sprawę m.in. Bank Rezerwy Nowej Zelandii, który w komunikacie po dzisiejszej decyzji zaznaczył, że pozostaje w gotowości do dalszej ekspansji monetarnej. Dziś polityka nie została zmieniona, co było oczekiwane po sierpniowej decyzji o rozszerzeniu QE. Jednak dziś bank jasno zaznaczył, że jeszcze w tym roku zamierza uruchomić program pożyczkowy dla banków, a w odwodzie pozostają ujemne stopy procentowe (teraz stopa OCR wynosi 0,25 proc.). W obliczu negatywnych ryzyk dla ożywienia RBNZ czuje, że musi wspierać gospodarkę przez długi czas. Naturalną (i być zamierzoną) konsekwencją takiej polityki jest presja na osłabienie NZD. NZD/USD może być miejscem, gdzie ewentualne zahamowanie pędu ku umocnieniu USD będzie słabo dostrzegalne.

Burza na rynkach uderza w złotego, gdyż każda forma ryzyka jest aktualnie niechciana. Nie sądzę, aby wyprzedaż złotego wiązała się dyskontem liczby zachorowań na wirusa w Polsce czy perspektywą wprowadzenia restrykcji na wzór tych z Europy Zachodniej. Takie już uroki globalnego rynku i faktu, że silny dolar (i dołujący EUR/USD) to zawsze zła wiadomość dla walut Europy Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na tempo, z jakim EUR/PLN zjechał z 4,51 do 4,48, jak tylko EUR/USD miał moment stabilizacji. To podkreśla, że przecena złotego jest dyktowana strachem, a nie fundamentami, według których EUR/PLN powinien być niżej. Ale to obecnie nie ma znaczenia.

Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych