Trump bałagani, Kongres musi posprzątać
Nadzieje na stabilizujący pakiet fiskalny w USA zostały zgaszone przez prezydenta Trumpa, który nakazał Republikanom przerwanie negocjacji do czasu po wyborach. Z rynków znika pozytywny czynnik, który mógłby neutralizować nerwowość przed wyborami.
Pakiet fiskalny przyjdzie, tylko po wyborach i nie wiadomo w jakiej wysokości: 2,4 bln USD od Demokratów czy tylko 1,6 bln USD od Republikanów. Wstępny szok został nieco złagodzony wraz ze złagodzeniem stanowiska Trumpa, który wyraził gotowość do częściowego zatwierdzenia niektórych elementów pakietu, w tym wsparcia dla linii lotniczych i programu ochrony wypłat dla małych firm. Trump chce też ratować swoje szasnę w wyborach, gdyż później stwierdził, że jest gotowy natychmiast podpisać ustawę o czekach pomocowych na 1200 USD. Piłka znowu jest po stronie Kongresu, który musi posprzątać bałagan zrobiony przez prezydenta, ale razem wygląda na to, że USA nie otrze się ponownie o recesję – zagrożenie, przed którym przestrzegał wczoraj szef Fed Powell, jeśli nie pojawi się dodatkowe wsparcie fiskalne. Niezależnie od stopnia międzypartyjnej współpracy, to nie będzie poziom pomocy, jak była podstawa nadziei stojących za ostatnią poprawą rynnowych nastrojów. Nawet jeśli przyjmiemy, że wstępna reakcja Wall Street wczoraj (S&P500 -1,4 proc.) była zbyt mocna (w końcu jakieś pieniądze publiczne mogą zostać wydane), to wracamy do układu, gdzie negatywne czynniki ryzyka znowu maja przewagę. Stąd ostrzegałbym przed odczytywaniem zbyt wiele z dzisiejszego zielonego startu Wall Street, który może być tylko korektą wczorajszego spadku co do skali, a nie kierunku. Inwestorzy zachowują ostrożność co do ryzyka wyborów, zarówno ze względu na sceptycyzm względem (pamiętne niespodzianki z 2016 r.: Brexit i Trump), jak i dlatego, że ryzyko kwestionowanego wyniku wyborów nie znika (choć duża przewaga Bidena w sondażach to ryzyko umniejsza).
W ostatnich dniach złoty wykazuje zadziwiającą niewrażliwość na wahania na rynkach zewnętrznych. Po burzliwym ubiegłym tygodniu, który najpierw przyniósł gwałtowną deprecjacją złotego, a potem dynamiczne odreagowanie, teraz rynek szuka nowego punktu równowagi w okolicach 4,49 EUR/PLN w obliczu podwyższonej awersji do ryzyka. Złoty pozostaje jednak dalej na łasce nastrojów zewnętrznych oraz nastawieniu inwestorów do dolara. Więcej ryzyk związanych z wyborami w USA i drugą falą koronawirusa oznacza większą presję na powrót kapitału w stronę USD, ale kosztem ryzykownych walut rynków wschodzących. To jedyne, co się liczy, z całkowitym pominięciem lokalnych fundamentów. W tym kontekście mało znacząca wydaje się dzisiejsza decyzja Rady Polityki Pieniężnej, gdzie nie oczekujemy zmian w poziomie stóp procentowych ani w programie skupu obligacji. Znaczenie posiedzeń tym bardziej jest deprecjonowane, gdyż kolejny miesiąc uczestnicy rynków muszą się obejść bez konferencji prasowej. A ostatnie mocne sygnały z obozu jastrzębi (E. Gatnar wzywał do normalizacji polityki w przyszłym roku) byłyby ciekawym tematem do rozwinięcia przez prezesa A. Glapińskiego. Tak pozostajemy jedynie z komunikatem prasowym, który będzie sugerował, że większość członków opowiada się za utrzymaniem rekordowo niskich stóp procentowych na dłużej. W obliczu ryzyk drugiej fali pandemii luźna polityka monetarna jest słusznym podejściem, jednak dodatkowa komunikacja z rynkiem by nie zaszkodziła. Z drugiej strony, przynajmniej nie zostanie wypowiedziane nic, co mogłoby niepotrzebnie rozhuśtać złotego.
Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.