Pismo Michnika atakuje Min. Rol. Grzegorza Pudę. Ujawniamy, jak było naprawdę
W piśmie Adama Michnika dziś kolejny atak na ministra rolnictwa Grzegorza Pudę, tym razem pod hasłami rzekomego niewłaściwego zachowania wobec jednego z pracowników w czasie pobytu w Brukseli.
„Oczekuje się od nas zgadywania życzeń ministra, przewidywania, co może go zadowolić” — twierdzi cytowany przez gazetę pan Adrian Maliszewski, pełniący w resorcie obowiązki inspektora do spraw wyjazdów służbowych.
A wszystko dlatego, że otrzymał zapowiedź zwolnienia z pracy. Jak twierdzi, to rodzaj kary za brak organizacji odprawy VIP (poza kolejnością) dla podróżującego samolotem ministra. Ten w efekcie, przesiadając się w Rzeszowie, spóźnił się na samolot do Warszawy. Wedle wersji zwierzchników urzędnik miał otrzymać takie polecenie telefonicznie. Ten sobie tego jednak nie przypomina. I stawia inne zarzuty: o bezpodstawne pretensje za wybór hotelu w czasie spotkań ministra Pudy w Brukseli.
Jak jest naprawdę?
Zapytaliśmy w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Czy faktycznie znany jako spokojny i sympatyczny człowiek nagle - w roli ministra - stał się satrapą i tyranem? Wyłania się z tego wersja inna niż opisywana na łamach radykalnie niechętnego Zjednoczonej Prawicy dziennika.
Przede wszystkim, zwracają uwagę nasi rozmówcy, Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi jest organem administracji państwowej i nie dokonuje czynności z zakresu prawa pracy wobec osób zatrudnionych w urzędzie, a w szczególności czynności wynikających z nawiązania i trwania stosunku pracy z członkami korpusu służby cywilnej oraz czynności związanych z ustaniem stosunku pracy.
To leży w kompetencjach Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, które zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego jest zespołem ludzi obsługujących organ administracji państwowej w wypełnianiu jego konstytucyjnych obowiązków. Trudno jednak odmówić Ministrowi prawa do wyrażenia opinii dotyczących poziomu wykonywania zadań przez osoby zatrudnione w Ministerstwie. Niezależnie od rodzaju jednostki organizacyjnej, prywatnej czy państwowej, każdy szef ma do tego prawo.
Polecenie było, czy nie było?
Co do meritum sprawy, to wedle naszych źródeł opisany wyjazd planowany był od początku w klasie ekonomicznej. Natomiast przy jego organizacji pracownik miał nie wypełnić prawidłowo swoich obowiązków i nie zapewnił Ministrowi obsługi poprzez salonik VIP Portu Lotniczego „Rzeszów – Jasionka”. Wbrew stwierdzeniom zawartym w artykule miał wyraźnie otrzymać takie polecenie służbowe.
Przyznał się zresztą do tego sam i przeprosił za zaistniałą sytuację. Są na to konkretne dowody, ale dziennikarz tego już nie sprawdził — słyszymy.
Ponadto Minister miał nie zostać poinformowany, że salon VIP nie został zarezerwowany. Zacytujmy jeszcze jedną wypowiedź:
To, że pracownik popełnił błąd i nie dopełnił swoich obowiązków, to jedno. Jednak z powodu jego zaniedbania Minister nie mógł już wejść na pokład samolotu w Rzeszowie co istotnie uniemożliwiło realizację jego służbowych obowiązków. Minister nie zdążył na spotkanie z Prezesem Rady Ministrów. Wracał do Warszawy samochodem. I tu po raz kolejny zbudowano obraz niedobrego VIP-a używając określenia – czekał na limuzynę. Bo przecież czytelnik nie zwróciłby uwagi na rzeczywisty opis, że Minister wrócił do Warszawy służbowym samochodem, który był w Rzeszowie już wcześniej z inną delegacją. Limuzyna brzmi! To się sprzeda i do koncepcji pasuje, a samochód – już nie.
Po co „strefa VIP”?
Co do strefy VIP, to Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi ma podpisaną umowę z PP „Porty Lotnicze” na korzystanie ze strefy VIPLine. I nie po to, jak podkreśla osoba z otoczenia ministra, aby korzystać z przekąsek i napojów, bo na to zwykle nie ma czasu. Korzystanie ze strefy VIPLine umożliwia sprawne przeprowadzenie odprawy, co przy bardzo napiętym kalendarzu szefa resortu ma być niezbędne.
Jak wynika z naszych informacji, w sprawie przytoczonego przez dziennikarza „Gazety Wyborczej” lotu z Lizbony należy wyjaśnić, że zgłoszenie Ministra do VIPLine w Warszawie przy przylocie z Lizbony było standardowym obowiązkiem pracownika, które nie wymagało żadnego dodatkowego polecenia.
Sprawa hotelu
Natomiast w spranie październikowego posiedzenie Rady Ministrów Rolnictwa w Luksemburgu otrzymaliśmy informacje, że była to jedna z kluczowych Rad na przestrzeni ostatnich lat. Zarezerwowany przez pracownika dla delegacji Ministerstwa Rolnictwa hotel Hotel DoubleTree by Hilton, położony był przy lotnisku. To znaczna odległość od budynku w którym toczyły się obrady, które trwały dwa dni i dwie noce. Zmiana hotelu był(dojazd ok 45 minut) a podyktowana wyłącznie kwestiami praktycznymi, wynikała z uczestniczenia w wielogodzinnych negocjacjach i konieczności szybkiego dotarcia na miejsce spotkań z hotelu i odwrotnie. Natomiast nie jest prawdą, że pracownik musiał przenieść delegację do „pięciogwiazdkowego hotelu Sofitel Le Grand Ducal”. Jak sprawdziliśmy, delegacja została przeniesiona do położonego w sąsiedztwie budynku Rady hotelu Novotel Kirchberg, w tej samej kategorii (****). Cztery, nie pięć gwiazdek.
Jak się dowiedzieliśmy, na przestrzeni ostatniego 1,5 roku przełożeni kilkakrotnie mieli zwracać uwagę na spadek jego zaangażowania, brak należytej uwagi, niedokładność i zbyt rutynowe podejście do pracy. Nie rozstrzygamy oczywiście, czy te zastrzeżenia były słuszne, ale miały miejsce.
Czytaj też: Paszport covidowy w postaci bransoletki? Ruszają testy
wPolityce.pl/kp