Łukaszenka woli walczyć z maseczkami niż z pandemią
Zgodnie z życzeniem Alaksandra Łukaszenki białoruskie władze wycofują się z apeli o noszenie masek w miejscach publicznych. We wtorek informacje o obowiązku zasłaniania nosa i ust zniknęły z komunikacji miejskiej w Mińsku - czytamy w „Dzienniku Gazecie Prawnej” („DGP”)
Zasłanianie ust i nosa stało się na Białorusi sprawą polityczną. Opozycja krytykuje władze za mało rygorystyczne podejście do ograniczeń covidowych - napisano w korespondencji z Mińska w czwartkowym wydaniu gazety.
Przypomniano, że „we wtorek informacje o obowiązku zasłaniania nosa i ust zniknęły z komunikacji miejskiej w Mińsku”. „I to pomimo tego, że nawet według oficjalnych, kwestionowanych danych sytuacja na Białorusi jest najgorsza od początku pandemii” - podkreślono.
Zaznaczono, że „w ubiegłym roku lekceważące podejście władz do COVID-19 było jednym z czynników katalizujących antyłukaszenkowskie protesty”.
„Noszenie maski jest dobrą wolą każdego z nas. Dlatego informacja o jej obowiązkowym charakterze, która wcześniej była umieszczona w pojazdach, została zdemontowana” – powiedziała portalowi Onliner.by rzeczniczka przedsiębiorstwa Minsktrans Alena Hramyka, cytowana w artykule. „Podobny los spotkał komunikaty głosowe, w których przypominano pasażerom o maseczkach” - napisano.
Zaznaczono, że „przekaz władz w najjaśniejszy sposób opisał komentator państwowej telewizji Ihar Tur”. „Zdaje się, że Alaksandr Łukaszenka właśnie zlikwidował kary za nienoszenie masek. Są plusy dyktatury: szast-prast i nieprawidłowa decyzja przestaje obowiązywać” - ocenił.
„Szczepić się trzeba. I noście, proszę, maski. Ale wysyłać milicję do łowienia tych, którzy chodzą bez maski, to przesada. Nie jesteśmy przecież Zachodem, jesteśmy normalni” – napisał Tur, który w ten sposób zinterpretował naradę z 19 października, podczas której Łukaszenka krytykował ministrów za wprowadzenie kar finansowych.
„Piniewicz przychodzi, maskę zostawia w sekretariacie i wchodzi. Nikogo nie zmuszam, to wasze prawo. Więc kto dał wam prawo karać ludzi?” – mówił Łukaszenka pod adresem ministra zdrowia Dzmitryja Piniewicza.
Podkreślono, że „słowa Łukaszenki zostały w mgnieniu oka wcielone w życie”. „Trzy dni po naradzie resort zdrowia wycofał się z wprowadzonego dwa tygodnie wcześniej obowiązku noszenia masek” - napisano.
Zaznaczono, że z kolei „w sieciach społecznościowych pojawiły się hasła +Noś maskę, jeśli jesteś przeciw Łukaszence+”. „Opozycja zareagowała równie szybko, montując filmik z udziałem Swiatłany Cichanouskiej, Pawła Łatuszki i innych liderów sił antyłukaszenkowskich, którzy apelowali, by pamiętać o środkach ochrony osobistej” - czytamy w artykule.
„Lepiej dziś założyć maskę niż jutro, niezależnie od wysiłków lekarzy, odkryć, że nie ma już miejsc w szpitalach” - powiedziała ubiegłoroczna rywalka Łukaszenki w wyborach, nawiązując do niedawnej decyzji Mińska o wstrzymaniu planowych przyjęć pacjentów.
Jak przypomniano, „w 2020 r. podważanie wiedzy o COVID-19 przez prezydenta było jednym z czynników, które latem doprowadziły do wielusettysięcznych protestów”. „Łukaszenka twierdził, że z koronawirusem walczy się za pomocą wódki, sportu i prac polowych. Publicznie szydził też z pierwszych ofiar śmiertelnych pandemii, mówiąc o jednej z nich, że za jej śmierć odpowiada nadwaga, a nie wirus” - napisano.
Zwrócono uwagę, że „tymczasem sytuacja jest najgorsza od początku pandemii”. „W ostatnich dniach resort zdrowia meldował o ok. 2 tys. nowych przypadków dziennie i 15–17 zgonach. Niskie odchylenie standardowe (upraszczając, niewielka różnica w liczbie zgonów między dobami) jest najważniejszym argumentem statystyków, że dane te nie odpowiadają rzeczywistości” - wyjaśniono.
Podkreślono, że „zarzut fałszowania danych potwierdził portal Zerkalo.io, ujawniając wewnętrzny dokument o liczbie zakażeń stwierdzonych w Mińsku między 29 września a 10 października”. „Według niego w samej stolicy zachorowało wtedy 23 tys. 600 osób, gdy oficjalnie w całym kraju informowano o 23 tys. 700 infekcjach” - czytamy w artykule.
Przypomniano, że w Mińsku żyje 21 proc. mieszkańców Białorusi. „Stąd wniosek, że dane oficjalne są trzy-, czterokrotnie zaniżone. Biorąc pod uwagę, że w stolicy ze względu na większą gęstość zaludnienia i mobilność ludzi epidemia może się szerzyć szybciej niż gdzie indziej” - podkreślono w korespondencji.
Czytaj też: Polacy jednak chcą trzeciej dawki!
PAP/KG