W Gazpromie i nie tylko są agenci rosyjskiego wywiadu
W większości dużych państwowych firm jest tzw. kurator, funkcjonariusz FSB” – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Igor Worobujew, który przez lata był wysokim menedżerem Gazpromu.
Worobujew przekonuje, że pomimo lat spędzonych w Rosji i pracy dla flagowej spółki reżimu, czuje się Ukraińcem i z powodu rosyjskiej agresji na jego kraj, wrócił do domu.
Dla mnie opuszczenie Rosji i całego życia, które tam przez wiele lat budowałem, to pokuta. Wyjechałem, bo chciałem być uczciwy wobec samego siebie. Dzisiaj nie mam nic. Ani zagranicznych kont w banku, ani nieruchomości. Mam dzisiaj 50 lat, przeżyłem życie, całkiem niezłe. A teraz nie mam nic – mówi.
Wróciłem, żeby podzielić los mojego narodu. Wielu Ukraińców straciło wszystko: domy, bliskich, a nierzadko i życie. Nie równam się z nimi, ale chcę być obok nich – twierdzi.
Zdaniem Worobujewa, w Gazpromie nie spotkał ludzi, którzy „ślepo wierzyliby” w opowieści Kremla.
Przez ponad 20 lat pracy nie spotkałem tam zbyt wielu osób, które ślepo wierzyłyby w narrację Kremla. Dlatego wielu doskonale mnie rozumiało. Bo większość Rosjan zdaje sobie sprawę, że rosyjska władza jest przestępcza. I że to, co robi Putin, jest straszne, szkodliwe i niebezpieczne przede wszystkim dla obywateli Federacji Rosyjskiej. Znaczna większość zwyczajnie się bała. Przez ponad 20 lat Putin zrobił wystarczająco dużo, by wbić ludzi w asfalt, utwierdzić w przekonaniu, że nie mają żadnych praw – czytamy.
Ukrainiec mówi też o byłych funkcjonariuszach KGB związanych z Putinem, którzy pracują w Gazpromie.
Wiem, że w Gazpromie są ludzie, którzy pracowali kiedyś z Putinem w KGB. Nazwisk nie wymienię, ale są to osoby, o których mówi się, że zostali „zesłani z góry”. Nikt ich nie zatrudniał. Wybrał ich Putin – mówi Worobujew.
wPolityce.pl/RO