Najgorsza walentynkowa niespodzianka w historii
Stany Zjednoczone są wyjątkowym krajem pod wieloma względami, ale właśnie okazało się, że jako jedyny stosuje wyższe stawki celne na bieliznę damską niż na męską.
Piszą o tym w ostatnich dniach amerykańskie media na czele z The Washington Post i CNN. A informacje o zróżnicowaniu – ze względu na płeć - ceł na bieliznę podał dyrektor ds. handlu i rynków globalnych w Progressive Policy Institute Ed Gresser. Średnia stawka celna w USA na bieliznę damską wynosi 15,5 proc, zaś na męską jest o 4 proc. niższa. Ekspert wyliczył więc, że w efekcie kobiety są obciążane wyższym o 35 proc. podatkiem.
Nie tyle liczby wywołały zainteresowanie mediów, co sam fakt. Na tyle zaskakujący, że odniosła się do niego felietonistka „The Washington Post” Catherine Rampell. W opinii zatytułowanej „Co damska bielizna mówi nam o naszym systemie handlowym” wskazuje, że „nieuczciwość w bieliźnie odzwierciedla szerszy, dziwacznie antykobiecy wzorzec w naszym systemie handlowym: z kilkoma wyjątkami - odzież męska jest tańsza niż odzież damska”.
Ekspert Progressive Policy Institute zauważa, że większość krajów ustaliło stawki ryczałtowe na bieliznę, bez względu na to dla kogo jest przeznaczona. I podaje kilka przykładów, jak Australia, która stosuje 5-proc. stawkę, Nowa Zelandia – 10 proc., czy Kanada - 18 proc. Natomiast Unia Europejska wprowadziła cło w wysokości 6,5 proc. na staniki i gorsety, zaś na pozostałą bieliznę obowiązują stawki zryczałtowane – 12 proc.
W USA 98 proc. odzieży pochodzi z importu, a - według dyrektora Gressera - około trzy czwarte z kwoty ponad 1,5 miliarda dolarów, jaką stanowiły w ubiegłym roku wpływy z taryf celnych za bieliznę, pochodziło z artykułów przeznaczonych dla kobiet. Ed Gresser określił dane na temat stawek celnych na bieliznę jako „najgorszą walentynkową niespodziankę w historii”.
Agnieszka Łakoma (na podst. CNN, KTEN, Newser)