Przyjaciel Nowaka: Nie pytałem jego, czemu nie chce sam go kupić
Przyjaciel oskarżonego o złożenie nieprawdziwych zeznań majątkowych Sławomira Nowaka, który miał mu kupić zegarek, zeznał w sądzie, że nie pytał Nowaka, czemu nie chce sam go kupić. Wypełniająca to oświadczenie współpracownica b. ministra twierdzi, że nie wpisałaby zegarka wartego nawet 50 tys. zł.
W środę Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście kontynuował proces b. ministra transportu, który złożył dymisję w związku z zarzutami prokuratury. Przesłuchano troje świadków - Piotra W., b. rzecznika resortu Mikołaja Karpińskiego i b. szefową gabinetu politycznego Nowaka, która przez kilka lat wypełniała jego oświadczenia majątkowe.
Warszawska prokuratura okręgowa oskarżyła Nowaka o to, że podał nieprawdę w pięciu oświadczeniach majątkowych składanych przez niego jako posła i ministra w okresie od listopada 2011 r. do marca 2013 r. Nowak nie wykazał w nich - a według prokuratury miał obowiązek - zegarka renomowanej firmy wartego, jak wynika z dwóch opinii biegłego, minimum 17 tys. zł. Przepisy nakazują wpisywać do oświadczenia przedmioty warte co najmniej 10 tys. zł. Za tak opisane przestępstwo grozi do 5 lat więzienia.
Nowak nie przyznaje się do zarzutu, twierdzi, że pokazywał się z tym zegarkiem publicznie, więc nigdy nie chciał go ukrywać. Mówił przed sądem, że nie wiedział, iż musi wpisywać do oświadczenia przedmioty osobiste takie jak zegarek, zaś ten był zaległym prezentem od rodziców i żony na 35. urodziny.
Po zegarek miał pójść do sklepu jego wieloletni przyjaciel biznesmen Piotr W. (znają się kilkanaście lat, od czasów wspólnej działalności w młodzieżówce partyjnej), którego Nowak uważał za znawcę zegarków i który miał rabat w tym sklepie, bo dokonywał w nim wcześniej zakupów. Minister miał mu dać zebraną przez rodzinę gotówkę i poprosić, by kupił ten zegarek dla niego. Jak twierdził Nowak, zrobił tak, bo nie chciał być widziany przez fotoreporterów, gdy dokonuje takiego zakupu.
Przesłuchany w środę w sądzie Piotr W. potwierdził tę wersję. Nie pamiętał wielu szczegółów, bo - jak mówił - było to kilka lat temu i nie stanowiło "istotnego wydarzenia" w jego życiu. Zarazem przyznał, że nikt inny go nigdy nie prosił o coś podobnego. Przyznał też, że w przeszłości na pewien czas "dla zabawy" zamienił się z Nowakiem na zegarki.
"Wydaje mi się, że Sławek Nowak poprosił mnie, abym to ja odebrał ten zegarek ze sklepu, gdyż on jako osoba publiczna nie chciał mieć zdjęć w tym sklepie, jak dokonuje tego zakupu. Tak to sobie przypominam, ale on mi tak nie powiedział, że nie chce mieć zdjęć" - twierdził Piotr W. "To dlaczego pan właśnie tak sobie pomyślał?" - pytała sędzia Dorota Radlińska. "Taka jest moja koncepcja, to ja tak oceniłem. On jest moim przyjacielem, poprosił mnie, więc ja to zrobiłem" - odpowiedział świadek. Indagowany, czy nie pytał, czemu Nowak nie chce sam pójść po ten zegarek, odparł, że do dziś nie zapytał o to swego przyjaciela.
"Pieniądze na odbiór zegarka miałem od Sławka Nowaka w gotówce. Dostałem taką kwotę, jaka była cena tego zegarka. Idąc go odebrać, wiedziałem ile będzie kosztował, bo wcześniej byłem w tym sklepie razem z Nowakiem i on oglądał tam różne zegarki, wybrał model dla siebie, a ja - jako wcześniejszy klient tego sklepu, a kupiłem tam już sześć czy siedem zegarków - wiedziałem, ile to będzie kosztować" - zapewnił Piotr W.
Oskarżający w procesie prokurator Przemysław Nowak pytał świadka, jak i kiedy oskarżony przekazał mu pieniądze na zegarek i kiedy odebrał zakup. "Jeśli pamięć mnie nie myli, to spotkałem się ze Sławkiem gdzieś w okolicy Wiejskiej i tam on przekazał mi pieniądze, w moim samochodzie. Chyba jeszcze tego samego dnia przekazałem mu zakupiony zegarek - gdzieś w restauracji albo też w moim samochodzie" - odpowiedział.
Pytany, czy w sklepie dostał paragon potwierdzający zakup, Piotr W. odparł, że nie zwrócił na to uwagi. "Prawie nigdy nie zabieram paragonów. Z zegarkiem dostaje się certyfikat autentyczności i kartę gwarancyjną, więc w razie potrzeby to są wystarczające dokumenty. Nie przypominam sobie, abym wracał do tego sklepu po odbiór jakiegoś dokumentu" - zeznał. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek rozmawiał z Nowakiem na temat wpisania daty do karty gwarancyjnej zegarka.
Ten temat wypłynął na poprzedniej rozprawie, gdy Nowak oświadczył, że na posiadanym przez niego paragonie widnieje data dzienna z lutego 2011 r., zaś - według prokuratora - istnieją zdjęcia z wcześniejszego okresu, na których przedmiotowy zegarek widnieje na nadgarstku polityka. Oskarżony nie potrafił tego wyjaśnić, nie kwestionował datowania tych zdjęć.
"Wyleczyłem się z zegarków. Nie byłem w tym sklepie od roku i po tych wszystkich zdarzeniach nie mam już ochoty kupować sobie nowych zegarków. Przez to wszystko ciągle mnie pytają, która godzina; gdy się spóźnię, to robi mi się różne uwagi" - zeznał na koniec Piotr W.
Szefowa gabinetu politycznego ministra Nowaka Karolina K. (dziś szefowa marketingu w jednej ze spółek kolejowych), przyznała, że to ona przygotowywała oświadczenia majątkowe szefa - jak mówił sam Nowak. Dodała, że miała do dyspozycji kopie jego PIT-ów i pytała go jeszcze co roku o poziom jego oszczędności, co w zasadzie mogło być jedyną zmienną w corocznych oświadczeniach majątkowych. Zapewniła, że nigdy w rozmowach z Nowakiem związanych z jego oświadczeniem nie pojawił się temat wpisania tam - bądź niewpisania - zegarka.
Jak twierdziła, zarówno wtedy jak i teraz ma wątpliwość, czy przedmiot osobisty taki jak zegarek, należy tam wpisywać. "Nie mam takiego zegarka wartego powyżej 10 tys. zł, ale gdybym nawet go miała, to bym nie wpisała. Nie chodzi o wartość takiego przedmiotu, tylko o to, że jest to coś osobistego. Nie wpisałabym go nawet gdyby kosztował 20 albo 50 tysięcy" - powiedziała, dodając, że to samo tyczy się biżuterii, pamiątek o sentymentalnej wartości, czy drogich elementów garderoby.
Jak zeznawała, nie zna wprawdzie definicji "elementów mienia ruchomego" - jak stanowi odpowiednia rubryka w oświadczeniu majątkowym - ale uznała, że skoro w tej rubryce jest wskazanie, że gdy chodzi o pojazdy mechaniczne, to trzeba podać jaki to model pojazdu i rocznik, to jest dla niej jasne, że chodzi właśnie o te sprzęty. "Czy książka, telewizor, krzesło, to jest mienie ruchome?" - pytał sąd. "Nie wiem" - odpowiedziała Karolina K. Sąd będzie ją jeszcze przesłuchiwał.
Sąd nie zgodził się na wniosek prokuratora i obrony, by odstąpić od wzywania na rozprawę pracowników sklepu z zegarkami oraz biegłych, którzy ocenili wartość zegarka Nowaka na powyżej 10 tys. zł. Prok. Przemysław Nowak mówił, że wnosił o to wcześniej, bo b. minister w śledztwie nie składał na ten temat wyjaśnień; w sądzie jednak nie zaprzeczył, że zegarek jest wart powyżej 10 tys. zł.
Oddalając ten wniosek sędzia Radlińska uznała, że przesłuchanie świadków i biegłych jest tym ważniejsze, że oskarżony Nowak złożył już wyjaśnienia - i teraz przez pryzmat zeznań i ekspertyz - będzie można je lepiej zweryfikować.
(PAP)