WYWIAD
„Chcę wierzyć, że to jest walka o wizję Warszawy”
O wizji miasta stołecznego, roli centrum i wyzwaniach Zielonego Ładu oraz roli rządu w samorządzie mówi w wywiadzie dla „Gazety Bankowej” dr Tobiasz Bocheński, były wojewoda mazowiecki, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy.
Warszawa jako stolica i duże miasto należy do samorządów bogatych. Raczej nie ma problemu z funduszami, wpływy z podatków są znaczne, tymczasem ponad trzymilionowy deficyt planowany na ten rok świadczy o skali wyzwań, jakie stoją przed samorządem Warszawy w kolejnej kadencji. Z czego wynika ten dysonans finansowy stolicy?
Dr Tobiasz Bocheński: Kiedy analizuje się kolejne budżety Warszawy, widać, że władze mają problem z planowaniem finansowym. Deficyt w tym roku będzie sięgał niemal 12 proc. w relacji do wydatków. Łączne zadłużenie będzie sięgało na koniec 2024 r. prawie 9 mld zł. To, co martwi, to relatywnie niskie nakłady na inwestycje w proporcji do innych wydatków. Budżet stolicy z tej perspektywy to polityka stagnacji, a nie rozwoju.
12-procentowy deficyt zdaniem urzędu miasta stołecznego, który przygotował komunikat nt. budżetu, wynika głównie z działań rządu PiS: „Wystarczy wymienić wprowadzane od 2019 r. zmiany w systemie podatkowym („Piątka” Kaczyńskiego, ryczałt, Polski Ład). Skutkują uszczupleniem (po uwzględnieniu rekompensat) dochodów Warszawy z PIT do 2024 r. w łącznej kwocie 11,3 mld zł”. Tymczasem mniejsze samorządy sprawnie wykorzystały szanse Polskiego Ładu i Programu Inwestycji Strategicznych, by rozpocząć inwestycje dotychczas nieosiągalne. To jak to, pana zdaniem, jest z wpływem decyzji rządu na samorząd?
Samorząd i rząd muszą ze sobą współpracować. W przeciwnym razie samorządy będą w stanie realizować jedynie małe i średnie inwestycje, zaś rząd będzie miał problem ze skuteczną realizacją wielu zadań. Niestety wielkie miasta stały się w latach 2015–2023 bastionami ówczesnej opozycji, a ich prezydenci wcielili się w role polityków walczących z Prawem i Sprawiedliwością. Wymienione w pytaniu programy przekładały się bezpośrednio na jakość życia wszystkich Polaków. Trzeba pamiętać, że obniżenie podatków w postaci zerowego PIT-u dla młodych i emerytów sprawiło przecież, że w kieszeniach warszawiaków zostało więcej pieniędzy. A dochody stolicy w latach 2015–2023 wzrosły z 14,3 mld do 24,4 mld. 10 mld w osiem lat jest zasługą wzrostu gospodarczego Polski, który był wynikiem polityki gospodarczej rządu PiS.
Paradoks polega na tym, że im niższe podatki, a na tym powinno nam przecież zależeć, tym mniejsze dochody samorządów (PIT, CIT) – trudno sobie wyobrazić, że to samorządowcy Koalicji nalegali na wycofanie się z obiecanego przez Donalda Tuska podniesienia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł. Choć potrzeba wpływów, to jednak w interesie rozwijającej się gospodarki są podatki niższe.
Wszyscy znamy krzywą Laffera. Kwota wolna od podatku powinna w Polsce wzrastać, choć nie powinniśmy być głusi na głos samorządów. Warto otworzyć szeroką debatę nad zasadami finansowania samorządów tak, by posiadały one autonomię, a jednocześnie by ich rozwój z punktu widzenia ogólnopolskiego był zrównoważony.
Warszawa potrzebuje dużych inwestycji – system wodociągowo-kanalizacyjny woła o rewitalizację, a przed nami inwestycje wynikające z założeń Zielonego Ładu. Czy powinniśmy się spodziewać audytu planowanych inwestycji związanych z komunikacją w stolicy – choćby tzw. zielonej strefy w centrum, prób wyprowadzenia ruchu samochodowego poza główne arterie przebiegające przez ścisłe centrum miasta?
Poważnych reform wymaga niemalże każdy aspekt funkcjonowania warszawskiego samorządu: począwszy od struktury administracyjnej urzędu miasta, a skończywszy na poszczególnych działaniach inwestycyjnych. Polityka komunikacyjna jest chaotyczna, imitacyjna i zideologizowana. Nie przystaje do potrzeb większości warszawiaków oraz jest przede wszystkim forsowana, a nie wypracowywana w dialogu. Potrzebujemy nowoczesnego transportu zbiorowego, który będzie atrakcyjny i z tego względu popularny. Tak długo, jak go nie zbudujemy, nie możemy pozbawiać mieszkańców sprawnego środka komunikacji, jakim jest samochód.
Samorządowcy mają pana zdaniem świadomość skali wyzwań, jakie stawia choćby kwestia wymaganych przez Unię Europejską norm efektywności energetycznej budynków, a co za tym idzie – termomodernizacji? W przypadku budynków komunalnych koszt takiej operacji staje się ogromny…
Nie wyobrażam sobie, by te szalone pomysły weszły w życie. Ich wdrożenie nieprawdopodobnie silnie uderzyłoby w kieszenie nas wszystkich: rodzin, przedsiębiorców, samorządów. Podobno mamy europejski rząd, zatem powinien on pokazać przywództwo i wynegocjować daleko idące zmiany w tym wymiarze.
Janosikowe to kara dla dużych miast czy naturalna potrzeba wspierania małych przez bogatsze samorządy?
To mechanizm mający za zadanie dążyć do równoważnego rozwoju polskich samorządów. Nie jest on doskonały, ale nikt do tej pory nie zaproponował innego rozwiązania.
Czego dziś Warszawa potrzebuje najbardziej? To nie jest przecież miejsce na duże inwestycje greenfieldowe. Trudno też wyobrazić sobie kolejny stadion czy operę… Takie standardowe tematy kampanijne – sport, kultura, szkoła, raczej charakterystyczne są dla interioru. A może to błędne założenie?
Największą bolączką Warszawy jest niedorozwój sieci komunikacyjnej: ślamazarna budowa metra, korki, brak nowych linii tramwajowych, brak nowoczesnego transportu aglomeracyjnego, zaniechanie budowy obwodnicy Pragi. Jednocześnie mamy wiele do zrobienia w innych sprawach: reforma instytucji miejskich w celu otworzenia się na społeczeństwo obywatelskie, częściowa decentralizacja zadań, problem ze zbyt małą podażą mieszkań na rynku, chaos w zarządzaniu mieniem komunalnym, konieczność doinwestowania ochrony zdrowia, edukacji oraz sportu.
Duże miasta należą raczej do wyborców Platformy Obywatelskiej i jej przystawek. A może barwy partyjne w wyborach samorządowych mają drugorzędne znaczenie?
Chcę wierzyć, że jest to walka o wizję Warszawy; że to plebiscyt na najlepszego gospodarza miasta, a nie konkurs na sympatie partyjne. Spory ogólnopolskie nie mają znaczenia w decydowaniu o budowie metra czy rewitalizacji parku.
Młodzi będą pana zdaniem zasilać duże miasta, takie jak Warszawa, czy raczej trzeba się spodziewać „ucieczki” do tzw. obwarzanka? Podwarszawskie sypialnie stają się już trwałym elementem krajobrazu gmin i dzielnic coraz bardziej oddalonych od serca stolicy. Szlaban, ochroniarz i daleko od coraz mniej atrakcyjnego centrum. Warto walczyć o życie w centrum – kulturalnym, społecznym, biurowym, komunikacyjnym?
Mam nadzieję, że uda nam się przełamać ten niekorzystny trend. Musimy zatrzymać młodych w Warszawie. Jedyną drogą ku temu jest przyjęcie planów zagospodarowania przestrzennego i zaprojektowanie nieużywanych dotąd terenów pod nowe inwestycje mieszkaniowe oraz usługowe. Tak zwany obwarzanek zawsze będzie podbierał nam część mieszkańców, ale chodzi o to, jak ten trend minimalizować. Centrum miasta powinno być miejscem spotkań wszystkich warszawiaków i turystów. Mam nadzieję, że będzie to kiedyś miejsce, które nigdy nie zasypia.
Warszawa odwraca się wreszcie w stronę Wisły. Komunikacja w porównaniu z innymi polskimi miastami jest mimo wszystko zaplanowana i relatywnie tania. Do tego dostępność, do tego instytucje kultury, sport narodowy na Narodowym… Co dodałby pan do atutów stolicy? Za co lubi pan Warszawę?
Za jej różnorodność. Każdy może znaleźć coś dla siebie: nastrój wielkiej aglomeracji, która jest w ciągłym biegu, i spokój zielonego zakątka. Warszawa jest miastem dla każdego i to powinniśmy w niej zachować.
Rozmawiali Maciej Wośko i Michał Karnowski
Wywiad ukazał się w magazynie „Gazeta Bankowa”. Więcej informacji i komentarzy ze świata finansów i gospodarki czytaj w aktualnym kwietniowym wydaniu „Gazety Bankowej” (nr 04/2024), dostępnym także jako e-wydanie, także na iOS i Android
Szczegóły, jak zamówić e-wydanie „Gazety Bankowej”, kliknij tutaj