Informacje

fot. Wikimedia Commons
fot. Wikimedia Commons

Afera podsłuchowa - soczyste cytaty: "suwerenność, srelność"; "ten kraj jest niewypłacalny"; "Smoleńsk, k***a, jakieś pierdoły"; "Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje"

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 16 czerwca 2014, 09:38

    Aktualizacja: 16 czerwca 2014, 09:56

  • Powiększ tekst

Warszawska restauracja Sowa & Przyjaciele na Dolnym Mokotowie. Lipiec 2013 r. Marek Belka, Bartłomiej Sienkiewicz i Sławomir Cytrycki rozpoczynają spotkanie. Początkowo rozmowa dotyczy koniaków, Sienkiewicz opowiada o fascynacji araratem. Fachowo rozprawia o smakach i kolorach trunku.

Donald Tusk a Amber Gold i sponsorowaniu lotnisk pod stołem

Na początku Bartłomiej Sienkiewicz podziwia premiera Hiszpanii który bardzo dobrze sobie poradził z aferą korupcyjną w jego szeregach. W pewnej chwili sprawa przechodzi na grunt polski.

Marek Belka (MB): Ciekaw jestem, jak by to wyglądało u nas, gdyby sytuacja była podobna. Chociaż była podobna. Tylko jak to zawsze mówią, jaki kraj, taki terroryzm, więc jaki kraj, takie awantury. Młody Tusk się okazuje jest zatrudniony w firmie, kurwa, nie wiadomo jakiej.

Bartłomiej Sienkiewicz (BS): OLT [firma lotnicza Marcina P., twórcy piramidy finansowej Amber Gold – red.].

MB: Nawiasem mówiąc, ja o tym nie wiedziałem. Ale kilka miesięcy przed faktem zadzwoniłem do Donalda i powiedziałem mu, że sprawa Amber Goldu jest dość poważna, że jest to piramida finansowa, ale poważniejsza ze względu na to, że oni są właścicielami tego szybko rozwijającego się OLT Express. Że będzie jakaś awantura z tym OLT Expressem, ale przeszło na tematy związane... Ja nie wiem, czy on nie myślał sobie, że ja wiem. Nie, skąd.

Sławomir Cytrycki (SC): On nie wiedział o tym.

MB: No, to bardzo prawdopodobne. Natomiast, natomiast, wiesz, tu jest inna gra... Na przykład moje lotnisko im. Reymonta, czyli w Łodzi. Malutkie lotnisko, chuj wie komu potrzebne, ale jest. Ale jeszcze nie aż tak bardzo niepotrzebne jak lotnisko w Gdyni. [...] Otóż to lotnisko, to lotnisko w Łodzi wisiało na tym OLT. BS: No tak, tak jak wisi... na WizzAirze i Ryanairze. [...] Wisi przecież na... [...] Dlatego my ich dotujemy pod stołem, żeby w ogóle był jakiś ruch lotniczy.

Jestem Marek

Prezes Narodowego Banku Polskiego proponuje ministrowi spraw wewnętrznych przejście na ty.

MB: Ja proponuję, wreszcie, jak rozumiem, jestem tutaj najstarszy, z wyjątkiem tego chuja po prostu, który się o trzy tygodnie wcześniej urodził [Belka urodził się w styczniu 1952 r., Cytrycki w grudniu 1951 r. – red.].

SC: Bez uzgodnienia?

MB: Bez uzgodnienia, ch**u stary.

SC: Inaczej musiałaby mnie donosić matka...

MB: Chciałbym zaproponować, żebyśmy przeszli, że tak powiem, na mości książę i tak dalej, czyli, mówiąc krótko: ja jestem Marek.

BS: Bardzo dziękuję. Bartek.

Prezes i minister o dodrukowaniu pieniędzy

Sienkiewicz wraca do tematu kiepskiej sytuacji budżetowej, podkreślając, że 25 dużych baniek (25 mld zł) jakoś da się wyskrobać, ale 35 dużych baniek się nie wyskrobie. Dopytuje prezesa NBP o możliwość druku pieniędzy. Belka odpowiada, że nie ma takiej potrzeby, bo sytuacja nie jest dramatyczna. Sienkiewicz drąży temat.

BS: Rozmowa nie jest o tym, że jest dramatyczna historia. Tylko tyle Rostowskiego, co słyszałem dwa razy osobiście, raz od premiera, który też nie bardzo rozumiał, o co w tej sprawie chodzi, brzmiała tak: „Mamy zakaz drukowania pieniędzy”.

MB: Tak, to znaczy konkretnie mówiąc, mamy zakaz finansowania przez Narodowy Bank Polski deficytu budżetowego.

BS: Tak. A co to znaczy?

MB: To znaczy, że Belka nie może – w odróżnieniu od Bank of England, Réserve fédérale, Bank of Japan, ale tak jak w innym banku – to się obecnie nazywa European Central Bank – Belka nie ma prawa zakupić bezpośrednio od Rostowskiego papierów wartościowych. Nie ma.

SC: Finansować polskiego długu.

MB: Co by to oznaczało? Ja bym od niego kupił papiery. Ja bym mu dał złotówki, a on by je sobie wydał, czyli to byłoby zwiększenie deficytu budżetowego.

BS: Hm. Ale poza tym istnieje możliwość uruchomienia maszyn nieprzeznaczonych na wykup obligacji, tylko na zwiększenie ilości i masy pieniądza na rynku, tak?

MB: Co ja mogę zrobić? Co ja mogę zrobić? Czego, oczywiście, dżentelmeni nie mówią i o czym on [Jacek Rostowski – red.] kiedyś powiedział publicznie, a ja powiedziałem, że prawnie on ma rację, ale dżentelmeni się na ten temat publicznie się nie wypowiadają. Otóż, gdyby się okazało w jakimś momencie, że minister finansów nie może sfinansować swoich potrzeb pożyczkowych, bo rynki odmawiają zakupu obligacji, polskich papierów, tak jak zrobiły to w przypadku Grecji, Irlandii i innych krajów. No bo uznały, że ten kraj jest niewypłacalny.

SC: A on musi deficyt sfinansować...

MB: Tak. Albo są w stanie kupić te papiery po jakichś niezwykle atrakcyjnych cenach, czyli po wysokiej rentowności. Wtedy – i to jest sens posiadania własnej waluty, a nie euro – wtedy bank centralny Polski może powiedzieć tak: „No, ja bym ewentualnie mógł kupić pewną ilość obligacji, może nie bezpośrednio na aukcji w Ministerstwie Finansów, ale na przykład w BGK lub PKO BP, czyli z czegoś, co formalnie jest niemożliwe”. BS: W tym momencie nie jest.

MB: Oczywiście, że tak.

BS: OK.

MB: Czyli ja bym wtedy mógł kupić te obligacje. Oczywiście, to by musiało być pod jakimiś tam warunkami, coś takiego.

Cele Belki

Marek Belka: My mamy swoje drobne interesiki bankowe. Pierwszym jest powołanie Rady Ryzyka Systemowego, której celem według założeń ma być przyglądanie się sektorowi finansowemu i wykrywanie ryzykownych sytuacji dla całej gospodarki.

Według Belki rady nie chce minister finansów Jacek Rostowski ze względów ambicjonalnych, twierdząc, że nie może on znieść, że byłby w takiej radzie zastępcą Belki.

MB: Ja nie mam żadnego problemu, ja w jakiejś radzie mogę być zastępcą, bo ja mam naprawdę długiego ch*ja, a on nie ma. I w związku z tym musi go sobie sztukować. I to jest problem.

Drugi deal - nowelizacja ustawy o NBP

BS: Macie projekt tej ustawy?

MB: No raczej. Wszystko jest, w ministerstwie. Tam są wytrychy...

SC: Tam nie ma wszystkiego...

MB: Dobrze, ale kurna, jak ja bym miał sygnał od premiera, że mogę tam wstawić to, co będzie trzeba, to wstawimy, różne rzeczy, które umożliwiałyby mi...

SC: Nie mamy partnera dziś do rozmowy...

MB: No, nie mamy...

SC: Czemu macie problem? Że Tusk zrzucił to na kontakty Rostowskiego, doradców.

MB: Ja mu się zresztą nie dziwię, on się na tym nie zna. Natomiast Rostowski sprawia wrażenie, że panuje nad wszystkim. […] On ma tych problemów takich typu, tam wiesz, Smoleńsk, kurwa, jakieś pierdoły.

SC: Co ma wspólnego Rostowski ze Smoleńskiem?

MB: No nic, ale ma Tusk. […]

(...)

BS: Ludzie nie są w stanie poczuć zmian w okresie sześciu miesięcy czy ośmiu. Ja zakładam, że w ekstremalnych sytuacjach można wykonać jakąś gigantyczną operację na dziesięć miesięcy przed wyborami, może osiem, jak się ma wielkie szczęście. Ale to już jest po decyzji, bo sprawa rządu lewicowego [w którym byli Belka i Cytrycki – red.] rozstrzygnęła się co do jego przyszłości na ile?

SC: Dwa lata.

BS: Na dwa lata. To jest dokładnie ten moment. To jest dokładnie ten moment. I liczenie na to, że się jakaś Platforma, która jest dość dziwnym tworem, zepnie się w roku wyborczym, to jest po prostu proszenie się o kłopoty. To jest odmeldowanie się na własne życzenie. Takie rzeczy się rozstrzyga rok przed rokiem wyborczym, a nie w roku wyborczym. Czy ustawa o NBP by to ułatwiała?

MB: Ułatwiałaby, tak. Ułatwiała. Część rzeczy już mamy. To nie jest tak, że jesteśmy na ugorze, jesteśmy w wielkiej kuwecie zwanej Saharą. Tylko że po prostu ja muszę mieć instrumenty, żeby na przykład objeżdżać Radę Polityki Pieniężnej.

Może trzeba mu powiedzieć, jak można go bardziej okraść?

Ujawnione w weekend przez tygodnik słowa Bartłomieja Sienkiewicza o "istnieniu polskiego państwa tylko w teorii" padają w kolejnej części rozmowy, przy okazji rozwijania wątków o problemach we współpracy między NBP i Mennicą Polską, której właścicielem jest Zbigniew Jakubas, jeden z najbogatszych Polaków.

Belka mówi, że Rostowski "zachował się jak ci.." nie doprowadzając ostatecznie do likwidacji bicia monet groszowych. Sienkiewicz radzi jak negocjacje z Mennicą Polską można prowadzić. BS: (…) może trzeba mu powiedzieć, jak można go bardziej okraść. Może zrozumie - mówi o Jakubasie.

Dodaje BS: Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś nikt nie chce korzystać z tej…

MB: Nie ma kultury współpracy instytucji.

BS: Dokładnie. Jak się ją wymusza różnymi gestami, takimi, śmakimi, to się okazuje, że można dostać jakieś przyzwoite narzędzia.

MB: Masz w nas absolutnego sojusznika. To jest rzecz, która nas, można powiedzieć, prześladuje wręcz. Brak współpracy instytucji państwowych.

Zagraniczne banki w Polsce i przejęcie BGŻ

MB: Nie potrafimy wyrównać szeregu i wydobyć z siebie jako państwo wspólnego komunikatu w sprawie banku. [...] Znaczy w Polsce dwie trzecie banków jest we władaniu zagranicznym. To nie jest tak, że ja robię z tego jakiś problem typu PiS-owskiego, wiesz suwerenność, srelność. Dodam, że myśmy per saldo na tym zyskali. [...] Nie jesteśmy pokrzywdzeni. Ci inwestorzy zachowywali się przyzwoicie, zachowują się całkiem przyzwoicie. Tylko że oni są w kryzysie. Część z nich już, proszę ciebie, poszła na ulicę. Te mamusie banków polskich już są przecież skurwione. To widać. Irlandczycy, vide Portugalczycy [...], ale także mamy do czynienia z sytuacjami krańcowymi. Takimi jak w przypadku BGŻ i Rabobank. Rabobank to jeden z najwspanialszych i najbardziej konserwatywnie prowadzonych banków europejskich. [...] Tylko że okazało się, że oni gdzieś ponieśli jakieś straty...

BS: Publicznie nigdzie się nie wykładają, bo są spółdzielnią...

MB: To ci spółdzielcy powiedzieli, kurwa, co mamy zrobić? Sprzedać Polakom. I naraz bank, któremu po prostu nie można niczego zarzucić. Świetnie prowadzony bank, zarówno Rabo, jak i BGŻ, jest do sprzedaży. Ten bank jest na sprzedaż. Oczywiście, problem jest, czy ktoś od niego tego Rabobanka kupi, ale uważam, że Polska nie może pozwolić, żeby kawał polskiego państwa, bo BGŻ to nie jest tylko kawał systemu bankowego, to kawał państwa, żeby po prostu poszedł w ręce jakiegoś, znów nie wiadomo, inwestora. Należałoby wypowiedzieć się ustami premiera lub ministra finansów [...], ale myślę, że już nie niżej, bo prezes Narodowego Banku Polskiego na ten temat może mówić, tylko nic z tego nie wynika, bo on nie ma władztwa. Że każda taka zmiana musi być zaakceptowana przez państwo.

BS: To dlaczego tego nie chcą powiedzieć?

MB: Bo minister finansów jest przeciwny temu. Natomiast albo Donald nie wie, jakie to jest ważne, albo się też boi.

Belka nie kończy narzekania na bezradność państwa polskiego.

MB: Minister finansów nie ruszy palcem. Dla szefa Komisji Nadzoru Finansowego najważniejsze jest, aby jego dupa była kryta. Podkreśla, że BGŻ mógłby zostać przejęty przez Polskie Inwestycje Rozwojowe. Wszak jego koszt to zaledwie 3 mld zł.

BS: Polskie Inwestycje Rozwojowe są, niestety, jak to się górnolotnie nazywa i bardzo eufemistycznie… Ich po prostu nie ma. „To chuj, dupa i kamieni kupa” - bezlitośnie podsumowuje jeden z kluczowych projektów rządu minister spraw wewnętrznych.

Źródło: Wprost/Opr.Jas

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych