Informacje
Janusz Kowalski: rolnicy mają przekonanie, że polskie państwo za nimi nie stoi / autor: Fratria / Andrzej Wiktor x 2
Janusz Kowalski: rolnicy mają przekonanie, że polskie państwo za nimi nie stoi / autor: Fratria / Andrzej Wiktor x 2

WYWIAD

To Donald Tusk jest ojcem chrzestnym umowy Mercosur

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 3 września 2025, 12:09

  • Powiększ tekst

„Rolnicy mają przekonanie, że polskie państwo za nimi nie stoi i wychodzi na to, że PSL bardziej interesuje rolnictwo ukraińskie, brazylijskie czy argentyńskie niż stabilna produkcja polskich rolników” – mówi poseł Prawa i Sprawiedliwości, były wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski.

Agnieszka Łakoma: Komisja Europejska przyśpiesza umowę z grupą Mercosur. Na dodatek sprytnie podzieliła ją na dwie części tak, by do akceptacji tego co najważniejsze, czyli uwolnienia importu produktów rolnych i żywności z Ameryki Południowej wystarczyła akceptacja zwykłej większości, czyli tylko 15 z 27 krajów unii. Jak Pan ocenia taki wybieg?

Janusz Kowalski: Rozdzielenie porozumienia o wolnym handlu na dwie części to politycznie nieuczciwy zabieg, by przyśpieszyć ratyfikację w interesie Niemiec kosztem polskich i francuskich rolników. Skoro Komisja Europejska nie publikuje przez pół roku treści dokumentów, bo rzekomo ma problem z tłumaczeniem, i chwyta się rozwiązania tak kontrowersyjnego, by wystarczyła decyzja podjęta zwykłą większością w Parlamencie Europejskim i poparcie większości, a nie wszystkich krajów w radzie Unii Europejskiej, to oczywisty sygnał, że mamy do czynienia ze złą i szkodliwą umową dla polskiego rolnictwa i przetwórstwa. Dobra jest tylko dla kolegi Ursuli von der Leyen czyli kanclerza Niemiec, który próbuje podłączyć kolejną kroplówkę do niemieckiej gospodarki kosztem interesów rolników. Gdyby porozumienie z Mercosur miało naprawdę służyć UE i nie było groźne dla rolników, to żadne triki przy głosowaniu nie byłyby potrzebne. Na dodatek – o czym też warto pamiętać – szefowa Komisji Europejskiej podpisała porozumienie w grudniu 2024 roku w Montevideo, choć w tym czasie rolnicy w całej UE protestowali. Najwyraźniej od początku przyświecały temu porozumieniu złe intencje.

Donald Tusk jest ojcem chrzestnym umowy Mercosur

Rząd Donalda Tuska miał kilka miesięcy na zbudowanie w unii koalicji krajów, by zablokować umowę. Oficjalnie słyszymy o tym, że podjął takie próby, tylko chętnych nie było.

Nie usłyszałem żadnych konkretów o działaniach, jakie podjął rząd. Opowieści o spotkaniach i podpisywanie deklaracji po niewczasie nie ma żadnego znaczenia. To kolejny dowód na oszukiwanie Polaków, tak samo jak oszukiwał ich kandydat PO na prezydenta, gdy zapewniał, że nie będzie żadnej umowy z Mercosur. Trzeba także pamiętać, że to w latach 2018-19, gdy szefem Rady Europejskiej był Donald Tusk, nastąpił przełom w negocjacjach i przyspieszenie negocjacji UE-Mercosur. Donald Tusk jest ojcem chrzestnym umowy Mercosur. Ostatnie tygodnie to zwykłe domykanie sprawy w interesie Niemiec. Należy się spodziewać, że w Parlamencie Europejskim największa frakcja – Europejska Partia Ludowa, w której są eurodeputowani związani tak z PO jak z PSL-em, zagłosuje za umową Mercosur. „Król Europy” nie ma nawet zamiaru przekonywać EPL do zablokowania umowy, choć jeszcze niedawno był szefem tej partii. Ta umowa o wolnym handlu z Ameryką Południową to klęska PSL i całego polskiego obecnego rządu. Jeśli umowa zostanie przyjęta, to zakładam, że minister rolnictwa z PSL odejdzie z rządu, a PSL powinno opuścić koalicję. Umowa z Mercosur to uderzenie w polskich rolników, a więc partia, która rzekomo ma bronić polskiej wsi, nie może być w rządzie, który tę umowę de facto zaakceptował swoim brakiem realnego działania i sprzeciwu.

Jeśli Polska stanie się importerem żywności, to źle to skończy się dla nas wszystkich

Rolnicza Solidarność grozi protestami. Powstaje wrażenie, że polscy rolnicy znaleźli się swoistych kleszczach – z jednej strony otwarcie unijnego rynku na towary z Ameryki Południowej, z drugiej – napływ artykułów z Ukrainy i wreszcie wyjątkowo niskie ceny skupu tak zbóż jak owoców.

Groźba protestów nie powinna zaskakiwać nikogo, kto choć trochę interesuje się branżą i jej sytuacją. Rolnicy mają przekonanie, że polskie państwo za nimi nie stoi. Wychodzi na to, że PSL bardziej interesuje rolnictwo ukraińskie, brazylijskie czy argentyńskie niż stabilna produkcja polskich rolników. Obie umowy to uderzenie w polski eksport rolno-spożywczy na rynki UE, bo popyt na te nasze towary spadnie. Poza tym uderzą w polskich konsumentów. Jeśli komuś wydaje się, że ukraińskie czy brazylijskie zboże i żywność są lepszej jakości niż krajowe, to się bardzo myli. A do sieci zagranicznych hipermarketów, nastawionych na wysokomarżowy zysk, nie będzie trafiać polska produkcja, ale spoza UE.

W poniedziałek przed budynkiem ministerstwa związkowcy wprost mówili, że jeśli rząd nie zrekompensuje strat, rolnictwo upadnie. Apelują więc do ministra rolnictwa, by wystąpił do premiera o wsparcie. Czy ktoś ich wysłucha?

NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych to silny związek, który podejmuje akcję integrowania ruchów oddolnych na polskiej wsi. Dobrze, że jego przewodniczący Tomasz Obszański jest doradcą prezydenta Karola Nawrockiego. Ufam, że inne związki przyłączą się do protestów, bo tu chodzi nie tylko o interesy rolników i o ochronę jednego z najlepszych sektorów gospodarki, ale o obronę bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Jeśli Polska stanie się importerem żywności, to źle to skończy się dla nas wszystkich. Musimy mieć i utrzymać możliwości produkowania żywności z własnych zasobów.

Potrzebujemy rzetelnego audytu finansowego kosztów członkostwa Polski w UE

Ceny zbóż są za niskie, tona pszenicy wyceniana jest na ok. 700 zł a koszty produkcji – około 1000 zł. Podobne są problemy sadowników, skoro na przykład jabłka przemysłowe można sprzedać za 60-65 groszy za kilogram, i ta cena jest co najmniej o połowę za niska - nieadekwatna do nakładów.

Gdy pojawiły się problemy z cenami, rząd PiS interweniował. Rolnicy wiedzieli, że nie zostawimy ich samym sobie. Często to był trudny i twardy dialog. Teraz też tak być powinno, ale po obecnym rządzie nie spodziewam się wiele. Natomiast biorąc pod uwagę obecną sytuację, to wydaje się, że jedynym logicznym wyjściem jest rezygnacja z wdrażania niekorzystnych dla rolników regulacji unijnych. Warto wziąć przykład z Berlina, który - gdy unijne rozwiązania nie są zadowalające - implementuje je w wygodny dla siebie sposób i to jest zdroworozsądkowy państwowy egoizm. Weto prezydenta RP w sprawie środków ochrony roślin to dobry początek takiego podejścia. Należy też wypowiedzieć inne unijne regulacje uderzające w polskich rolników, bo zagrażają również polskiemu bezpieczeństwu żywnościowemu.

W tym kontekście i nie tylko gdy chodzi o rolnictwo uważam, że w ogóle potrzebujemy rzetelnego audytu finansowego kosztów członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Już dawno Polska uwzględniając koszty polityki klimatycznej jest płatnikiem netto w UE. Realizując kosztowne unijne strategie klimatyczne, migracyjne i inne, generujemy bowiem niepotrzebne koszty dla gospodarki. W końcu może nadeszła pora, by to wszystko podliczyć. Poza tym powinniśmy wykorzystać w starciu z Brukselą atuty, jakie mamy, czyli choćby rolę hubu logistycznego, jaki pełni nasz kraj wobec Ukrainy.

Kto chce zarobić na wyłączeniu kontroli nad importem z Ukrainy

Dotychczas tego atutu w ogóle nie używaliśmy, a ostatnia rekomendacja ministra rolnictwa dla uchylenia systemu monitorowania produktów przywożonych do Polski spoza UE - tak transportem ciężarowym jak koleją - jest tego najlepszym przykładem. Rolnicy alarmują, że do Polski bez kontroli znów będzie wjeżdżało wiele produktów rolnych, w tym świeże maliny, porzeczki, borówka amerykańska, jagody, truskawki a nawet mąka pszenna i mieszanka pszenicy i żyta z Ukrainy. Czy minister Stefan Krajewski nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji takiej rekomendacji?

Choć trudno uwierzyć w to, że polski minister w ogóle podpisał się pod taką rekomendacją, to oczywiście on dobrze wie co, robi. Nasuwa mi się w tym przypadku skojarzenie z umową gazową z Rosją i słynnym pytaniem Waldemara Pawlaka – „czy rosyjski gaz źle się pali w kuchence?”. Powstaje wrażenie – oby mylne – że PSL wrócił z impetem na tory lobbingu na rzecz zagranicznych interesów. Decyzja o wyłączeniu części importowanych owoców z systemu monitorowania bez wątpienia jest dla jakichś firm bardzo korzystna. Nie jest tajemnicą, że w naszym kraju są pewne grupy biznesowe zainteresowane jak największym importem z Ukrainy, nawet jeśli to odbędzie się kosztem polskich rolników, a w tle jest wizja dużych zysków. Może - w związku z tą wydaną przez ministra rekomendacją - trzeba skontrolować i ustalić listę osób, z jakimi w ostatnich tygodniach spotykali się dyrektorzy i kierownictwo resortu rolnictwa. Wtedy okaże się, w czyim interesie zapadają tam decyzje. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Dlatego apeluję do sygnalistów o informacje, kto chce zarobić na wyłączeniu kontroli polskiego państwa nad importem z Ukrainy.

Rolnicza Solidarność żąda też, by ziemia - którą przez wiele lat dzierżawiły zagraniczne koncerny, wróciła do zasobów Skarbu Państwa i została udostępniona polskim rolnikom. Dlaczego tak nie jest, skoro wydaje się to sprawą oczywistą?

Zawsze mówiliśmy, że to polskim rolnikom - po tym okresie 30-letniej dzierżawy – powinna teraz przypaść ziemia. Udało mi się wygrać bitwę o 10 tys. hektarów na Opolszczyźnie z największym zagranicznym dzierżawcą w Polsce, a część areału już do rolników trafiła. I to pomimo nagonki medialnej, z jaką się mierzyłem. Polski rolnik chce się rozwijać, ale ma głód ziemi. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa powinien – po zakończeniu okresu dzierżawy – natychmiast przejąć polską ziemię i rozdysponować ją między polskich rolników, a nie zagranicznych dzierżawców. To nie powinno podlegać ani żadnym negocjacjom ani dyskusjom. To ministrowie z PSL doprowadzili do tego, że od kilkunastu miesięcy ta ziemia nie jest rozdysponowywana. Nie dziwę się, że rolnicy postawili ultimatum i żądają załatwienia problemu w ciągu tygodnia. Skoro zagraniczne koncerny, pomimo że upłynął termin dzierżawy nadal dysponują ziemią, to jest skandaliczne. Bierność ministerstwa powoduje, że trzeba stawiać pytania o to, czy nie mamy do czynienia z systemem korupcyjnym lub jakimś układem. Mamy jednoznaczne przepisy, że po 30-letniej dzierżawie ziemia ma wrócić Skarbu Państwa, więc wyjątków nie powinno być żadnych.

Rozmawiała Agnieszka Łakoma

»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Rządu Tuska miłość do wiatraków. „Branża na skraju bankructwa”

500 zł kary dla właścicieli psów. Kiedy ją zapłacisz?

Nowy rekord. „FT”: Cena złota przekroczyła 3500 dol. za uncję

»»Daniel Obajtek o tym, czy w Polsce może zabraknąć prądu: potrzebne są elektrownie bilansujące – oglądaj na antenie telewizji wPolsce24!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych