Informacje

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Tytoniowy zegar tyka dla Arłukowicza

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 12 lutego 2015, 09:36

  • 0
  • Powiększ tekst

Palenie tytoniu powoduje raka i choroby serca jednak wyraźnie widać, iż może też wywoływać lenistwo - i to w osobach, które może nie palą ale za to zasiadają w rządzie i ministerstwach.

W ubiegłym roku Polscy eurodeputowani wynegocjowali korzystny dla naszego kraju tekst tzw. dyrektywy tytoniowej. Teraz jednak zapisy dyrektywy wymagają szybkiej implementacji do polskiego prawa. To zadanie po stronie Ministerstwo Zdrowia, które, niestety, słynie z powolnej implementacji unijnych dyrektyw i zwlekania do ostatniej chwili z ważnymi ustawami.

W ubiegłym tygodniu w tygodniku wSieci oraz na portalu wGospodarce.pl opisywaliśmy sytuację ustawy. Otrzymaliśmy też odpowiedź z ministerstwa. Na pytania dotyczące procesu implementacji i konkretnych zapisów otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź z której wynika, iż prace nad implementacją trwają i mają zakończyć się w marcu bieżącego roku. Późno, zważywszy, że resort Arłukowicza obiecywał ustawę implementacyjną już na jesień ubiegłego roku.

Dobra, powie ktoś, kogo obchodzi, że będzie mniej tytoniu na rynku? Wystarczy nie kopcić i już! Tylko wyjdzie na zdrowie! To prawda, ale nie do końca. O dyrektywie należy rozmawiać albowiem uprawa tytoniu daje polskiej gospodarce wymierne korzyści i umożliwia zatrudnienie w regionach dotkniętych wysokim bezrobociem. Więc nawet przy założeniu, iż każdy Polak rzuci palenie nasze państwo i tak odnosiłoby duże korzyści, choć, z drugiej strony, minister Szczurek nie byłby z takiego pro-zdrowotnego obrotu sprawy zadowolony - tylko w roku 2013 do budżetu państwa wpłynęło 18,2 mld złotych z tytułu akcyzy od wyrobów tytoniowych, co stanowiło 30% całkowitych wpływów z akcyzy. Obecnie liczby te są podobne.

70 proc. produkcji tytoniowej w Polsce idzie jednak na eksport. Wskutek pro-zdrowotnego szału w UE ostatnich lat produkcja tytoniowa została wypchnięta do Polski. To dobra wiadomość, albowiem plantatorzy tytoniu są jednymi z lepiej prosperujących grup rolników, z kolei dystrybucja, transport i wreszcie - produkcja "fajek" w zakładach daje zatrudnienie ogromnej rzeszy ludzi. Według różnych szacunków - może chodzić nawet o 500 tys. osób. Szybka implementacja kompromisowych zapisów dyrektywy jest tu ważna, albowiem część z nich zakłada zmiany w systemie produkcji, a te - przy tak ogromnym zapotrzebowaniu (Polska realnie wytwarza produkty tytoniowe dla całej Europy) wymagają czasu i wymiany maszyn produkcyjnych. Przy produkcji działającej non stop wstrzymanie działań musiałoby oznaczać zwolnienia.

A te byłyby ciosem w kondycję ekonomiczną dotkniętych wysokim bezrobociem regionów. Lubelskie (46,7 proc. udziału w produkcji), małopolskie (13,8 proc.),świętokrzyskie (11,7 proc.) i kujawsko-pomorskie (10,6 proc.) otrzymałyby potężny cios. Co więcej - region z którego wywodzi się obecna premier - Ewa Kopacz - bezrobocie znajduje się na poziomie 27 proc. Gdyby nie produkujący "fajki" zakład tam zlokalizowany byłoby dwukrotnie wyższe.

W momencie gdy piszę te słowa wciąż trwają zamieszki pod JSW i wciąż rolnicy jadą na Warszawę. Może się okazać, iż już niedługo do protestów dołączą plantatorzy, właściciele firm transportowych, dystrybutorzy i pracownicy fabryk - czyli kolejne setki tysięcy protestujących. Czy rząd poradziłby sobie z protestami niemal pół miliona osób? I to takich, których nie da się zatkać prostym zaklęciem o tym, że dogadamy się i będzie lepiej. Do protestów zresztą mogliby dołączyć ministrowie gospodarki i finansów - wszak co roku sieć branż powiązanych z tytoniową dostarcza do budżetu około 23 miliardy złotych czyli blisko 10 proc. budżetu.

Widok ministra Szczurka i wicepremiera Piechocińskiego stojących na barykadzie wraz z rolnikami i pracownikami byłby doprawdy bezcenny, jednak mimo wszystko mamy nadzieję go nigdy nie zobaczyć. I tym razem minister Arłukowicz swojego lenistwa na UE już nie zrzuci. Czasu jest niewiele albowiem implementacja przepisów dyrektywy do polskiego prawa przypada 20 maja 2016 roku. Zegar tyka ministrze, także dla pana.

Arkady Saulski

Powiązane tematy

Komentarze