Informacje

fot. PAP / Andrzej Grygiel
fot. PAP / Andrzej Grygiel

Zagłębie Dąbrowskie „wygaszone”. „Kazimierz-Juliusz”, ostatnia czynna kopalnia, oficjalnie zakończyła wydobycie

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 30 maja 2015, 11:23

  • Powiększ tekst

Ostatnią tonę węgla uroczyście wydobyto w piątek na powierzchnię kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu. Była to ostatnia czynna jeszcze kopalnia węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim. Przez poprzednie lata była spółką zależną Katowickiego Holdingu Węglowego.

Kopalnia Kazimierz-Juliusz to ostatnia czynna jeszcze kopalnią węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim. Poprzedni zarząd KHW chciał zakończyć eksploatację węgla z końcem września ub. roku, tłumacząc to wyczerpaniem się dostępnych złóż oraz narastaniem problemów związanych z opłacalnością i bezpieczeństwem resztkowego wydobycia.

Już w ub. roku zdecydowano o przekazaniu spółki Kazimierz-Juliusz do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Ok. 800 z 915 ówczesnych pracowników przeniesiono do KHW (część z nich oddelegowano jeszcze do pracy w Kazimierzu-Juliuszu). Na stanie spółki Kazimierz-Juliusz pozostało ok. 80 górników, którzy mają zapewnioną pracę w SRK. W grudniu ub. roku zdecydowano też, że wydobycie zakończy się z końcem maja br.

W związanej z tym piątkowej uroczystości uczestniczyło kilkadziesiąt osób, m.in. przedstawiciele władz kopalni, prezydent Sosnowca i biskup diecezji sosnowieckiej. Przyszli bardzo nieliczni górnicy; może więcej było nawet ich żon. Uroczystość była krótka. Górnicy otworzyli drzwi klatki szybowej i wypchnęli do nadszybia szybu Kazimierz I wagonik, na którego burcie napisano: „KWK Kazimierz-Juliusz. Ostatnia tona węgla”.

Żony górników robiły telefonami zdjęcia.

„To tyle, co nam pozostało. Niemiła sytuacja, jest nam bardzo przykro. Choć z drugiej strony wiadomo, jak się sytuacja potoczyła, jednak mój mąż tę pracę będzie miał. Nie zakończyło się tak, że nie będzie pracy i zostaniemy z niczym. Tak samo, jeśli chodzi o mieszkania zakładowe, sprawa jest w toku – z tego się cieszymy” - mówiła Agnieszka Maj. „Natomiast jest emocjonalne przywiązanie do tego miejsca. To od tylu lat... Mój tata tutaj robił do emerytury; mąż wyjechał rano, ostatnią dniówkę przerobił i nie był w stanie tu już teraz przyjść. Przykro” - dodała Agnieszka Maj.

Wagonik z ostatnią toną węgla wytaczał m.in. Marek Błaut, który na Kazimierzu pracował przez sześć lat – jako sygnalista. Teraz przejdzie na mysłowicką kopalnię Wesoła – ma tam pracować jako cieśla szybowy. „To była fajna kopalnia, dobrze się tu pracowało. Dobra załoga. Było w porządku. Co będzie dalej, zobaczymy” - mówił.

„To smutny moment, ale co zrobimy. Taka jest kolej rzeczy. Kopalnia się kończy, zamykamy, nie ma węgla, a życie toczy się dalej. Trzeba iść do innej pracy. Każdy ma przydział na inną kopalnię. Część na Staszic, część na Wesołą. Rozejdziemy się po tamtych kopalniach i będziemy pracować dalej” - zaznaczył Błaut.

Na stanie spółki Kazimierz-Juliusz pozostało pod koniec kwietnia 82 pracowników. Te osoby mają zapewnioną dalej pracę w Spółce Restrukturyzacji Kopalń, która stała się właścicielem udziałów w kopalni i stanie się właścicielem jej majątku.

Kierownictwo Kazimierza-Juliusza akcentuje, że zakończenie wydobycia w tym zakładzie nie oznacza natychmiastowego przekazania oddelegowanych pracowników KHW do kopalń Holdingu. Po tej dacie stopniowo prowadzony będzie bowiem proces likwidacji sosnowieckiej kopalni - w pierwszych etapach wymagający m.in. zabezpieczenia ruchu zakładu górniczego.

Prezes spółki Kazimierz-Juliusz Krzysztof Kurak przypomniał w piątek, że formalnie dół kopalni Kazimierz-Juliusz jest przekazywany do SRK 31 maja. Do końca 2016 r. potrwa likwidacja zakładu górniczego, dołu kopalni, a do 2018 r. likwidacja powierzchni. Sam Kurak będzie teraz najprawdopodobniej pełnił funkcję likwidatora. „To niemiła funkcja. Nie utożsamiam się z nią” - zastrzegł.

Pytany przez PAP prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński ocenił, że zakończenie wydobycia w kopalni ma dla miasta przede wszystkim wymiar społeczny. Wielu z jej pracowników mieszkało w pobliskiej dzielnicy Kazimierz Górniczy; jeśli będą przenoszeni do zakładów kilkanaście kilometrów dalej, mogą się z niej wyprowadzić.

Pod względem finansowym miasto straci głównie na wpływach z podatku CIT; podatek od nieruchomości nadal będzie wpływał. „Natomiast jeśli nie będzie pracy, dzielnica może umierać. I to będą największe straty. Musimy szybko myśleć, co dalej, żeby zagospodarować te tereny, rewitalizować je, być może część my, jako gmina” - wskazał Chęciński.

Poprzedni zarząd KHW chciał zakończyć eksploatację w Kazimierzu-Juliuszu z końcem września ub. roku, tłumacząc to wyczerpaniem się dostępnych złóż oraz narastaniem problemów związanych z opłacalnością i bezpieczeństwem resztkowego wydobycia. Nie zgadzali się na to związkowcy.

Górnicy przez kilka dni prowadzili podziemny protest, który zakończył się podpisaniem porozumienia 27 września, po wielu godzinach negocjacji, z udziałem szefów spółek węglowych, związkowców i przedstawicieli rządu. Dokument zapewnił przedłużenie działania kopalni o kilka miesięcy i zagwarantował pracownikom zatrudnienie w innych zakładach. W porozumieniu zapisano też przejęcie kopalni przez SRK i jej dofinansowanie.

Realizując zapisy porozumienia, 6 listopada KHW sprzedał SRK kopalnię za złotówkę. Transakcja była możliwa dzięki szybkim pracom legislacyjnym. Chodziło o zmianę ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego, co umożliwiło przejęcie kopalni przez SRK i w konsekwencji pokrycie przez budżet państwa jej zobowiązań w wysokości ok. 120 mln zł i kosztów likwidacji, szacowanych na 160 mln zł.

Prezes Kurak akcentował w piątek, że kopalnia w swojej historii miała sukcesy i trudniejsze okresy. Przypominał jednak, że już w 2000 r. brano pod uwagę jej zamknięcie - w związku z wyczerpywaniem się partii możliwych do eksploatacji systemem ścianowym.

"Na koniec pokazała - kopalnia i zarządzający nią - że nawet w trudnych warunkach można istnieć" - ocenił Kurak.

Ówcześni specjaliści z Kazimierza-Juliusza zaproponowali bowiem unikatowy w skali co najmniej kraju tzw. system podbierkowy z chodnika eksploatacyjnego z zawałem stropu. System ten umożliwił eksploatację niektórych partii silnie nachylonego (nawet pod kątem 45 stopni) i grubego (nawet do 24 metrów) pokładu 510.

Jak wyjaśniał naczelny inżynier kopalni Zbigniew Gach, to metoda znacznie bardziej niż system ścianowy wykorzystująca pracę ludzką, umożliwiła jednak wydobycie znacznej ilości wysokogatunkowego węgla. „Kopalnia wybrała węgiel bardzo po gospodarsku, do końca, nie zostało już węgla, który mógłby już być celem eksploatacji” - podkreślił Gach.

Zastosowana w Kazimierzu-Juliuszu metoda podbierkowa zakłada drążenie kolejnych (schodząc w dół nachylonego pokładu) chodników eksploatacyjnych, z których przodków górnicy wykonują do góry otwory strzałowe. Przodki zabezpieczane są zestawami podporowymi, których klapy po strzelaniu otwiera się, uwalniając rozkruszony węgiel, który spada na przenośnik zgrzebłowy.

Gach przypomniał też w piątek, że pierwsze udokumentowane wydobycie węgla na terenie późniejszego działania Kazimierza-Juliusza miało miejsce w 1814 r. Było to wydobycie odkrywkowe. Kopalnia głębinowa Kazimierz powstała tam w 1874 r. Kopalnia Juliusz zaczęła działać w 1914 r. Oba zakłady połączono w 1938 r. W ostatnich latach zakończono wydobycie w Juliuszu.

PAP, sek

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.