W Europie śmierć z rąk islamistów a niemieckie media swoje: To nie imigranci są winni
Choć wiadomo już, że co najmniej dwóch z zabitych terrorystów przybyło do Europy jako imigranci to komentatorzy w niedzielnych wydaniach niemieckich gazet ostrzegają przed obarczaniem uchodźców odpowiedzialnością za terrorystyczne zamachy w Paryżu. Zastanawiają się, czy Niemcy przyjdą Francji z militarną pomocą i czy Berlin zmieni politykę wobec imigrantów.
Kto zamachy w Paryżu łączy bezpośrednio z uchodźcami przebywającymi do Niemiec i Europy czy wręcz widzi między tymi zjawiskami związek skutkowo-przyczynowy, ten nie tylko nie ma racji, lecz "igra z ogniem" - ostrzega "Sueddeutsche Zeitung". Wielu uciekinierów z Syrii i Iraku jest ofiarą duchowych braci i sióstr tych przestępców, którzy mordowali w Paryżu, aby siać przerażenie.
Czy trzeba teraz zamknąć granice? - pyta autor komentarza, redaktor naczelny gazety Kurt Kister. "Nie, gdyż takie posunięcie byłoby jedynie symboliczną akcją" - stwierdza Kister. Przypomina, że zamachy miały miejsce zarówno przy otwartych granicach, jak teraz we Francji, jak i w krajach, gdzie granice są dokładnie kontrolowane, jak choćby w Nowym Jorku w 2001 r., czy też w krajach rządzonych autorytarnie jak w Egipcie.
Kister polemizuje z tezą, iż niebezpieczeństwo zamachów wzrosło ze względu na imigrantów. "Nie, nie jest ono większe, gdyż ci, którzy chcą zabijać, i tak przedostaną się do kraju. Z pewnością nie wsiądą do chybotliwego kajaka i nie będą wędrowali przez całe Bałkany" - zauważa komentator "SZ".
Dotychczasowa strategia powstrzymywania Państwa Islamskiego zawiodła - ocenia "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" dodając, że dotyczy to zarówno "frontu w kraju", jak i terenów bez struktur państwowych pomiędzy Syrią a Irakiem stanowiących bazę wypadową IS.
W tych godzinach "wielkiego zranienia" Francja potrzebuje - aby poradzić sobie ze skutkami zamachów, które mogą przybrać militarne kształty - nie tylko dawnego sojusznika Ameryki, lecz także Niemiec.
W walce przeciwko terroryzmowi Francja była dotychczas osamotniona - czytamy w "FAS". Po zamachach okaże się, czy deklaracje pomocy partnerów z UE były tylko słowami rzucanymi na wiatr. "Po zamachach 11 września 2001 r. Niemcy zdecydowały się na obronę swojej suwerenności także w rejonie Hindukuszu. Teraz Berlin musi postawić sobie pytanie, czy bezpieczeństwa Europy należy bronić na ziemi syryjskiej - razem z Francją" - pisze "FAS".
"Die Welt" zastanawia się, że terrorystyczne ataki w Paryżu spowodują zwrot w polityce migracyjnej kanclerz Angeli Merkel. Autor komentarza Robin Alexander cytuje anonimowego działacza CDU, który miał powiedzieć, że Paryż będzie dla Merkel "drugą Fukushimą". Dziennikarz przypomina, że po katastrofie w japońskiej elektrowni atomowej w 2011 roku Merkel zdecydowała o zamknięciu wszystkich niemieckich elektrowni nuklearnych, chociaż krótko przedtem podjęła decyzję o ich dalszej eksploatacji.
Obarczanie uchodźców za terroryzm byłoby nie fair - podkreśla autor. Jednak w czasie, gdy Merkel decydowała o wyłączeniu elektrowni, także nie było niebezpieczeństwa. Merkel zdecydowała pod wpływem nastrojów społecznych. Podobnie jest teraz; tylko 43 proc. Niemców ocenia pozytywnie politykę migracyjną rządu. "Die Welt" zaznacza, że na razie nic nie wskazuje na taki zwrot. W oświadczeniu wygłoszonym po zamachach nie było ani słowa o zamknięciu granicy.
PAP/ as/