Już niedługo z mapy Polski zniknie 2000 km linii kolejowej
Internet obiegły mapy sieci kolejowej w Polsce, który ukazują ich regresję w ostatnich dwudziestu latach. Jak napisał w komentarzu do tych map dla czasopisma „Rynek Kolejowy” ich autor dr Szymon Komusiński, ekspert ds. geografii transportu, dla wielu był to zwyczajny szok bowiem skala zmniejszenia liczby połączeń jest tak duża, że wywołuje tego typu reakcję, a wiele osób po ich obejrzeniu myśli, że w dzisiejszej Polsce jest mniej kolei niż za komuny.
Zgrzyt znikania
Tak jak w przyrodzie tak również w życiu społeczno-gospodarczym nie bierze się nic z niczego. Obecne problemy polskich kolei mają swój początek już w poprzedniej epoce ustrojowej. – W Polsce zjawisko zmniejszania liczby połączeń kolejowych występowało przez cały okres PRL-u – mówi dr Szymon Komusiński. – Nasilenie znikania sieci miało miejsce zdecydowanie po 89 roku – podkreśla.
Gdy Polska w 1989 roku odzyskała niepodległość proces nabrał większego tempa. – Tak naprawdę likwidacja sieci nie jest zależna ani od tego rządu ani od wcześniejszych. Likwidacja sieci wiąże się z tym, że Polska postawiła na drogi, a nie kolej – wyjaśnia Łukasz Malinowski, redaktor naczelny miesięcznika „Rynek Kolejowy”. – Od lat z roku na rok coraz więcej Polaków podróżuje samochodami niż koleją. Z tego powodu kolejne rządy i ministrowie transportu czy też infrastruktury, bo różnie się te urzędy nazywały w różnym okresie, nie uważali kolei jako priorytetowego środka transportu. W rezultacie kolej była niedoinwestowana. I taka dotrwała aż do dziś. Wiadomo, że bez głębokiej restrukturyzacji niewiele da się zrobić – dodaje Malinowski.
Przekładając słowa eksperta na język ludzki znaczy to tyle, co likwidację połączeń. I tutaj pojawił się zgrzyt. Otóż po opublikowaniu map biuro prasowe PKP Polskie Linie Kolejowe SA w wypowiedzi dla portalu Onet.pl nie potwierdziło, iż to co zostało pokazane na mapach jest prawdą, a jedynie odesłało do map na stronie internetowej spółki, podkreślając, że tylko one są aktualne.
Skąd te rozbieżności? Otóż zdaniem dr Szymona Komusińskiego wynika to z podejścia. – Na moich mapach zaznaczone są wyłącznie czynne odcinki linii w ruchu pasażerskim, a nie zaś kolei w Polsce w ogóle – wyjaśnia ekspert. – Tymczasem na mapie PLK pokazane są nie tylko linie, na których ruch faktycznie się odbywa, ale mapa zawiera także odcinki całkowicie nieprzejezdne wskutek zaprzestania ich eksploatacji. Innymi słowy czego PLK oficjalnie nie skreśli z ewidencji to istnieje, choćby ani metr szyny na miejscu się nie ostał - dodaje.
Okazuje się, że pozostawienie zapomnianych linii na oficjalnych mapach jest konieczne. Wymaga tego prawo. Jak tłumaczy znawca problematyki kolejowej w Polsce Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, na całkowitą likwidację nas nie stać, a gdyby ją przeprowadzić, to prawo stawia określone wymagania. – Zgodnie z prawem kolej musiałaby dokonać rekultywacji oraz odkażenia tego terenu. Po przeprowadzeniu tego pojawiłby się problem, co z tym terenem zrobić. W większości przypadków nikt tego od kolei nie kupi. Jakby tego było mało, to obowiązujące prawo stanowi, że jeżeli na jakimś terenie jest linia kolejowa, choćby nawet nieczynna, to kolej zachowuje ustawową 100. procentową ulgę w podatku od nieruchomości. Gdyby więc nie było tam linii, a jedynie pozostał teren, to kolej musiałaby zapłacić podatek – mówi Adrian Furgalski.
2 tys. km
Kilkanaście dni temu PKP Polskie Linie Kolejowe SA opublikowały dokument „Optymalizacja sieci kolejowej w Polsce”. Wynika z niego, że spółka podjęła decyzję „o czasowym wyłączeniu 2 tysięcy kilometrów linii kolejowych”. W komunikacie podkreślono, że „wybrano łagodny wariant optymalizacji”, a oszczędności z tego tytułu szacowane są rocznie na 60-80 mln zł i będą przeznaczone „na utrzymanie linii intensywnie eksploatowanych przy znikomych kosztach społecznych”.
Zdaniem Adriana Furgalskiego to bardzo dobry pomysł i polska spółka nie robi niczego, czego nie zrobiono nigdzie indziej na świecie. W przeszłości zrobiły to Niemcy oraz Wielka Brytania. – Już dawno trzeba było to zrobić tylko się bano od strony politycznej takiego ruchu, że będą protesty związane z likwidacją kolei w Polsce, mimo że na wielu obecnie likwidowanych liniach już od dawna nie jeździ żaden pociąg. To i tak jest skromniejsza reforma niż na początku przewidywano, bo mówiono o 3-3,5 tys. km. Tylko przez konieczną konsultację z samorządami oraz przewoźnikami ta liczba została zmniejszona – mówi ekspert.
Słowa Furgalskiego potwierdza Łukasz Malinowski z pisma „Rynek Kolejowy”. – Nie ma się co oszukiwać nie jesteśmy bogatym państwem, które byłoby w stanie utrzymać bardzo gęstą sieć kolejową. Więc tą sieć trzeba było skrócić. Rodzi się pytanie, czy te odcinki do likwidacji przez PKP PLK SA są tymi, które należało wybrać – komentuje i zastanawia się Michalski.
Podobne wątpliwości ma dr Szymon Komusiński. – Często zupełnie nie jest zrozumiałe likwidowanie połączeń wokół aglomeracji takich jak gdańskiej, krakowskiej, warszawskiej czy katowickiej. W tych miejscach należy lepiej przemyśleć likwidację połączeń – uważa ekspert w zakresie geografii transportu.
Czasowe wyłączenie
Największą zagadką jest, co znaczy „czasowe wyłączenie”. W tym celu skontaktowaliśmy się mailowo z biurem prasowym PKP Polskie Linie Kolejowe SA. Dyrektor projektu ds. media relations Robert Kuczyński poinformował nas, że „czasowe wyłączenie oznacza, że z założeń do tworzenia rozkładu jazdy 2013/2014 proponowanych przewoźnikom, zostanie wyłączonych 90 odcinków linii kolejowych, po których przewoźnicy nie będą planować prowadzenia ruchu od grudnia 2013 roku”.
Jak podkreśla Łukasz Malinowski przez ostatnie lata Polskie Linie Kolejowe wyłączały kolejne odcinki bo na wielu liniach już dawno nie istnieje ruch pasażerski, a na niektórych jest prowadzony tylko towarowy i to w niedużym zakresie. Największe emocje budzą te linie, na których odbywa się ruch osobowy i to wcale niemały. Te linie ujęte zostały przez Polskie Linie Kolejowe jeszcze jako nie definitywnie wyłączone.
Eksperci zgodnie podkreślają, że utrzymanie danego połączenia, które jest obecnie eksploatowane będzie zależało od determinacji samorządu przez obszary którego biegnie linia. Ale to będzie dla nich wiązało się z ponoszeniem kosztów utrzymania takiej linii. – W takiej sytuacji PKP zapewne z radością taką linię przekaże samorządowi lub komuś innemu, kto zechce taką linię utrzymywać – mówi Łukasz Malinowski, redaktor naczelny „Rynek Kolejowy”.
Choć dyrektor projektu ds. media relations w PKP Polskie Linie Kolejowe SA Robert Kuczyński nie podał nam w odpowiedzi na nasze pytania daty końca stanu czasowego wyłączenia, to władze samorządowe, które są najbardziej zainteresowane utrzymaniem połączeń kolejowych nie mają wątpliwości, że obecne czasowe wyłączenie będzie mieć charakter trwały. Choć chcieliby by je zachować, to ich samych – jak podkreślają – nie stać na ich utrzymanie.
Z kolei emerytka z Warszawy Hanna Sikorska, która wiele podróżuje pociągami uważa, że już za czasów PRL-u tymczasowość była powszechnie obowiązującym rozwiązaniem. Dlaczego? – Bo prowizorki w polskiej rzeczywistości są najtrwalsze – komentuje pani Hanna decyzję o czasowym wyłączeniu linii kolejowych.
Z kolei ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR wyjaśnia, że Polska idzie modelem niemieckim, czyli wyłączenie nie polega na fizycznej likwidacji linii. – Chodzi o to by nie likwidować nasypu lub śladu po którym biegnie linia kolejowa. Być może kiedyś tam wróci ruch – podkreśla Furgalski.
Powrót ruchu kolejowego teoretycznie na te wyłączone odcinki w przyszłości jest możliwy. W praktyce wymagałoby to jednak sporych nakładów finansowych, bo wiele tras nadaje się jedynie do generalnego remontu, włącznie z wymianą torów i wszelkich instalacji elektrycznych. W niektórych miejscach został już tylko ślad wskazujący, że kiedyś tamtędy jeździł pociąg, bo wszystko, co się dało rozkraść już zostało rozkradzione, włącznie z szynami. Pocieszające jest, że to w tym roku Polskie Linie Kolejowe nie planują kolejnych wyłączeń.
Jacek Strzelecki, wGospodarce.pl