Analitycy: ustawa o OZE spowoduje, że inwestycje w panele słoneczne zwrócą się dopiero za 50 lat
Resort energii przekonuje, że zapisy projektu nowelizacji ustawy o OZE umożliwią faktyczny rozwój energetyki prosumenckiej. Analitycy Instytutu Energetyki Odnawialnej wyliczyli, że według tych zapisów inwestycja w panele fotowoltaiczne mogłaby się zwrócić za 50 lat.
W czwartek w Sejmie odbędzie się I czytanie nowelizacji ustawy o OZE autorstwa grupy posłów PiS. Jej główne założenia to preferencje dla stabilnych źródeł energii odnawialnej, nowe zasady aukcji OZE oraz zasada, że prosument, czyli jednoczesny producent i konsument energii, wytwarza ją głównie na własne potrzeby.
Obecny projekt nowelizacji od wielu tygodni przygotowywany był przez resort energii, zdecydowano jednak, że będzie to inicjatywa poselska posłów PiS.
Poprzednia nowelizacja została uchwalona w lutym ub.r. Miała ona pozwolić na uzyskanie do 2020 r. 15-proc. udziału energii odnawialnej w całkowitym zużyciu energii, co wpisuje się w politykę energetyczną Unii Europejskiej. Jednak nowy Sejm przegłosował tzw. małą nowelizację ustawy o OZE w ostatnich dniach 2015 r. Na jej mocy wejście w życie kluczowego w systemie wsparcia dla energetyki odnawialnej rozdziału 4 nowelizacji odłożono o pół roku. Rozdział musi wejść w życie 1 lipca br.
Gdyby to nie nastąpiło, od początku tego roku obowiązywałyby przepisy poprzedniej nowelizacji dot. systemu wsparcia OZE, który ma zastąpić stosowane dotychczas "zielone certyfikaty". System aukcyjny polega na tym, że rząd zamawia określoną ilość energii odnawialnej. Jej wytwórcy przystępują do aukcji, którą wygrywa ten, kto zaoferuje najkorzystniejsze warunki.
Czytaj także: „Nowela o OZE to zły sygnał dla energetyki obywatelskiej, dobry dla koncernów”
W odłożonym grudniową nowelizacją rozdziale czwartym przewidziany jest też system wsparcia państwa dla producentów i jednocześnie konsumentów energii ze źródeł odnawialnych (tzw. zapis prosumencki). Prawo miało dzielić prosumentów na dwie grupy - najmniejsze instalacje do 3 kW i te od 3 kW do 10 kW. W przypadku tych pierwszych wsparcie miałoby wynieść ok. 75 gr na kWh w ciągu 15 lat, w przypadku drugiej 40-70 gr/ kWh. Odłożona nowelizacja przewidywała też m.in. nowy, tzw. aukcyjny system świadectw pochodzenia energii.
Jednak zdaniem resortu energii zapis o taryfie gwarantowanej wiązałby się z "niewspółmiernymi obciążeniami finansowymi", które ponosiliby pozostali odbiorcy końcowi. "Cena 1 MWh wytworzonej w tej instalacji sięgałaby 750 zł przy cenie rynkowej ok. 170 zł" - przekonywało ME. Z jego wyliczeń wynikało, że gdyby rozdział czwarty w obecnym brzmieniu wszedł w życie, na wsparcie w postaci taryfy gwarantowanej państwo musiałoby przeznaczyć 400 mln zł rocznie.
Minister Energii Krzysztof Tchórzewski mówił w środę w Katowicach, że Polska - choć powinna wypełniać zobowiązania dotyczące udziału odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym - nie ma jednak potrzeby, aby wyprzedzała je w stosunku do unijnych wymogów. W ub. roku udział energii odnawialnej w Polsce przekroczył 12 proc. wobec wymaganych na 2015 r. 10 proc.
Z tego powodu - przekonywał minister - wydaliśmy 600-700 mln zł więcej niż musieliśmy. "To ponad pół miliarda zł, które mogły być wydane na inne cele, przy takiej samej ilości zużytej energii. Czy gospodarkę stać na to, żeby w ten sposób hamować wzrost?" - pytał minister. Według danych resortu, w ub.r. energetyka odnawialna kosztowała obywateli i przedsiębiorców w cenie energii 4,7 mld zł.
Nowa propozycja przewiduje, że prosument będzie mógł rozliczyć (dzięki tzw. opustowi) różnicę między ilością energii, którą wyprodukował (np. w panelu fotowoltaicznym), a tą, którą pobrał (w momencie, gdy panel nie wytwarza prądu), w stosunku 1 do 0,7 w przypadku mikroinstalacji do 7 kW; 1 do 0,5 - w przypadku mikroinstalacji o mocy większej niż 7 kW i 1 do 0,35 - w przypadku energii elektrycznej wytworzonej w mikroinstalacji, na którą prosument otrzymał wsparcie ze środków publicznych. Jak wyjaśniał wiceminister energii Andrzej Piotrowski, ze względu na koszty utrzymania systemu prosumenci nie będą mogli odbierać energii w stosunku 1 do 1.
Według zapisów projektu, prosumentem może być każdy odbiorca końcowy energii, który albo nie prowadzi działalności gospodarczej, a jeśli ją prowadzi, to nie będzie ona związana z wytwarzaniem energii elektrycznej. Prosumentami będą mogły być nie tylko osoby fizyczne, ale i np. samorządy, kościoły czy firmy. Jak zapowiadał resort, nowe rozwiązania odbiurokratyzują prosumentów i przewidują abolicje dla tych, którzy nie dopełnili obowiązków informacyjnych.
Podczas swego środowego wystąpienia Tchórzewski wyjaśniał, że nowych rozwiazaniach założono barterowy system wymiany. "Jeśli ktoś zdecyduje się założyć w swoim domu fotowoltaikę, będzie miał dwa liczniki i będzie rozliczał się w ciągu roku" - podkreślił.
"Przewaga tego obywatela nad energetyką zawodową polega na tym, iż sprzedaje energię kiedy chce i bierze kiedy chce, a energetyka zawodowa musi odebrać i dać mu energię wtedy, kiedy jej potrzebuje" - wyjaśnił Tchórzewski. Jak tłumaczył, prosument będzie mógł odebrać 70 proc. dostarczonej energii, co na koniec roku będzie kompensowane "na zero". Według ministra, nowy mechanizm umożliwi faktyczny rozwój energetyki prosumenckiej.
Analitycy IEO szacują jednak, że dla instalacji fotowoltaicznych z "opustem", po uwzględnieniu kosztów kapitałowych i kosztów eksploatacyjnych, prosty okres zwrotu nakładów jest dłuższy niż 50 lat, podczas gdy w systemie taryf gwarantowanych - 10 lat.
"Przy obecnych cenach energii i pełnych kosztach budowy instalacji w Polsce nie ma innego instrumentu wsparcia OZE niż już uchwalone w Ustawie o OZE taryfy gwarantowane (FiT), które zapewniłyby opłacalność inwestycji prosumenckich. Ustawa o OZE ma na celu stworzenie rynku najmniejszych instalacji dzięki instrumentom wsparcia, a nie wykorzystać instrumenty wsparcia do transferu ew. dotacji i strat ponoszonych przez prosumentów do koncernów energetycznych. IEO postuluje utrzymanie taryf FiT w ustawie o OZE i jedynie doprecyzowanie zapisów, zgodnie z pierwotną intencją ustawodawcy - napisali eksperci Instytutu.
Zdaniem analityków IEO koncepcja nowelizacji jest oparta "na niejasnych przesłankach" oraz "niespójnych, systemowo błędnych założeniach, które pozornie tylko służą wytwarzaniu energii z OZE". Uważają oni, że proponowane zapisy świadczą o tym, że państwo chce wspierać określone technologie OZE pod - jak napisali - "niezdefiniowanymi i swobodnie rozumianymi kryteriami stabilności, przewidywalności, bezpieczeństwa".
Proponowane zapisy nowelizacji krytykują też przedstawiciele ruchu energetyki obywatelskiej "Więcej niż energia"; uważają oni, że wsparcie będzie kierowane przede wszystkim do dużych koncernów energetycznych kosztem obywateli.
(PAP)
Zobacz też: Rząd Niemiec dopłaci 1,2 mld euro do zakupu aut elektrycznych