Scenariusz cypryjski w Polsce
W dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej" Paweł Rochowicz odpowiada na pytanie czy Polsce grozi scenariusz cypryjski? I odpowiada: na razie nie, ale podatnicy i tak są łupieni przez państwo.
(...) w naszych bankach ulokowano depozyty na ponad 800 mld zł, a więc znacznie więcej niż w bankach cypryjskich. Tam leży „tylko" 68 mld euro czyli około 282 mld zł. Wydawałoby się, że nasz fiskus mógłby sięgnąć po tak łakomy kąsek.
Dziennikarz w swoim komentarzu prawnym wskazuje, iż jest mozliwe, aby rząd nałożył taką daninę na obywateli.
Oczywiście można sobie wyobrazić, że rządząca partia przepycha przez parlament ustawę o podatku zjadającym oszczędności obywateli. Bujna wyobraźnia podpowie nawet, że potem sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w poczuciu odpowiedzialności za państwowa kiesę z dystansem spojrzą na ustawę zasadniczą, gwarantującą nienaruszalność własności prywatnej (czyli w tym przypadku pieniędzy w bankach). Można być też spokojnym o prawo europejskie, bo co do podatków majątkowych kraje członkowskie mają w zasadzie wolną rękę – inaczej, niż przy VAT czy akcyzie.
Jednak polski system podatkowy już jest bardzo opresyjny wobec obywateli.
Nasz fiskus lubi raczej bawić się w szczegóły. A to potraktuje olej silnikowy jak paliwo (i sięgnie po akcyzę), a to motocykl uzna za samochód (i nie da firmie odliczyć VAT), a kiedy indziej wlepi tysiąc drobnych mandatów za rzekome przewinienia. Czasem wymyślnym trikiem proceduralnym sięgnie po przedawnione podatki. Taka kreatywność skarbówki niejednego polskiego przedsiębiorcę przyprawiła o ból głowy i wściekłość. To samo czują rosyjscy biznesmeni, którym Cypr zabierze część oszczędności. Ale u nas fiskus przyjął starą rosyjską zasadę – cicho jedziesz, dalej dojedziesz. I niby wszystko gra, cypryjski scenariusz nam nie grozi, ale czy podatnicy mogą się czuć bezpiecznie?
Rp.pl/ as/