Informacje

Rys. Adam Polkowski
Rys. Adam Polkowski

ZUS nie ma pieniędzy? A władza składek nie płaci

Izabela Kordos

Izabela Kordos

Dziennikarka "Gazety Bankowej"

  • Opublikowano: 20 marca 2013, 14:56

  • Powiększ tekst

Niemal 171 mld zł w zeszłym roku Fundusz Ubezpieczeń Społecznych wydał na emerytury i renty - wynika z najnowszych danych ZUS. To o 9 miliardów złotych więcej niż przed rokiem. Liczba emerytów idzie w górę, rośnie też rzesza bezrobotnych - nic więc dziwnego, ze budżet FUS jest w coraz bardziej opłakanym stanie. W tym roku deficyt wyniesie 21 miliardów. Rząd więc kombinuje: może wprowadzić składki od umów zlecenie? Może przenieść część pieniędzy z Otwartych Funduszy Emerytalnych do ZUS? I w jednym, i w drugim przypadku to oznacza ograbienie Polaków z ich pieniędzy. A może tych należałoby poszukać gdzie indziej? Na przykład w portfelach prezesów banków, wielkich firm - także tych z udziałem Skarbu Państwa oraz przedstawicieli polskiej władzy?

- To nie demografia jest odpowiedzialna za kryzys systemu emerytalnego, lecz zła polityka na rynku pracy i nieszczelny, sprzyjający najbogatszym Polakom system odprowadzania składek emerytalnych

- grzmi Jan Guz przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.

I trudno odmówić mu racji. Oto dowód: okazuje się, że zarówno premier Donald Tusk, prezydent Bronisław Komorowski, wszyscy ministrowie, ba - nawet prezes ZUS - dzięki przepisom należą do grupy uprzywilejowanych. Na czym polega ten przywilej? Otóż osoby, których dochód osiąga określony pułap nie muszą już odprowadzać składek na ubezpieczenie społeczne. Pułap ten to kwota przekraczająca trzydziestokrotność przeciętnego wynagrodzenia i obecnie wynosi 111 390 zł. Wystarczy więc zarobić ponad ten limit i składkami ZUS nie musimy już się martwić.

Czyli jeśli premier Donald Tusk zarabia 18640 zł miesięcznie (na podstawie oświadczenia majątkowego z 2011 roku) zł, to okazuje się, że już po pół roku z opłacania składek ZUS jest zwolniony. Tak samo jest w przypadku prezydenta Bronisława Komorowskiego czy Zbigniewa Derdziuka, szefującego ZUS-owi. Wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski - płaci na ZUS trzy miesiące dłużej.

Jeszcze krócej składki odprowadzają prezesi wielkich firm czy banków. Np. prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło (zarobił w zeszłym roku 2,4 mln zł), już po miesiącu był zwolniony z ZUS.

Jak to możliwe? To rezultat przeprowadzonej przed laty reformy emerytalnej. Z jednej strony zakłada ona, że tyle, ile odłożymy składek, tyle otrzymamy z powrotem w formie emerytury. Ale w przypadku osób najlepiej zarabiających wprowadzono limit. To dlatego, że one odprowadzając bardzo wysokie składki, otrzymałyby w przyszłości gigantyczne emerytury, które dla ZUS-u byłyby ogromnym ciężarem.

- Składka ZUS ma zapewnić nam podstawową emeryturę - wyjaśnia Jeremi Mordasewicz ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.

Pytanie jest jednak takie: skoro rząd szuka pieniędzy, może powinien w pierwszej kolejności zacząć od siebie i innych osób uprzywilejowanych? Zamiast np. w pierwszej kolejności nakładać składki ZUS na umowy zlecenia. Bardzo często korzystają z nich ci Polacy, którzy na inna formę zatrudnienia nie mają po prostu szans. Albo zamiast polować na pieniądze, jakie przez lata odkładaliśmy w Otwartych Funduszach Emerytalnych. W jednym i drugim przypadku na tym dodatkowo stracimy. Po "ozusowaniu" umów zlecenie pracownicy dostana mniej pieniędzy do ręki. Po przekazaniu, jeszcze 10 lat przed emeryturą pieniędzy do ZUS, oszczędności z OFE zostaną wydane na dzisiejsze emerytury i renty. A przyszłym emerytom, zamiast realnych pieniędzy zostanie tylko księgowy zapis w systemie ZUS.

 

Izabela Kordos

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.