Po przejęciu polskich oddziałów francuskich firm energetycznych przez PGE i Eneę budżet zarobi więcej
Odkupienie polskich spółek należących do francuskich koncernów energetycznych ma zagwarantować bezpieczeństwo dostaw prądu w kraju. Ale będzie jeszcze inny efekt – wzrost dochodów budżetu. Francuzi bowiem część dochodów transferowali za granicę
PGE poinformowało o podpisaniu umowy wstępnej na zakup aktywów należących do francuskiego EDF. Jak poinformowała polska spółka, cena zakupu wyniesie 4,51 mld zł, z czego 2,45 mld zł przypada na wartość kapitałów własnych, zaś 2,06 mld zł pójdzie na spłatę wewnętrznych długów Grupy EDF. Warto zwrócić uwagę na tę drugą wartość – oznacza ona, że pożyczki, udzielone przez francuską spółkę-matkę oraz inne firmy z grupy polskim oddziałom, miały wartość 2,06 mld zł.
»» O szczegółach transakcji czytaj tutaj:
Jednym ze sposobów na redukcję obciążeń podatkowych jest korzystanie z finansowania udzielanego przez firmy z grupy, mające siedzibę w innym kraju. Odsetki naliczane od pożyczek dla polskiej firmy stanowią koszt, a więc obniżają dochód. Im wyższe oprocentowanie, tym niższy dochód, a więc i podatek. Dług rzędu przeszło 2 mld zł jest kwotą na tyle dużą, że jego obsługa musiała znacząco wpływać na zyski, a więc i na podatek dochodowy.
Ten sam mechanizm – i to w jeszcze bardziej skrajnej wersji – można było dostrzec w Elektrowni Połaniec, spółce, która w marcu tego roku została odkupiona od francuskiego koncernu Engie przez polską Eneę. Tam wartość transakcji wyniosła 1,26 mld zł. W momencie zakupu Połańca spółka nie miała już żadnych długów wobec firm z grupy Engie. Ale wcześniej wyglądało to zupełnie inaczej.
Marek Siudaj
Mianowicie jednym z warunków, na których Enea zgodziła się kupić od Francuzów Połaniec, była konwersja całego zadłużenia w stosunku do grupy Engie, na kapitał. To zadłużenie przed konwersją wynosiło aż 1,34 mld zł. Problem został rozwiązany w ten sposób, że 1,22 mld zł długu zostało przekształcone w kapitał, zaś 113 mln zł z kasy spółki poszło na spłatę reszty. Jednocześnie wartość kapitału obrotowego Połańca wynosiła zaś zaledwie 58 mln zł.
To oznacza, że Połaniec pod francuskim rządami korzystał prawie wyłącznie z kapitałów pożyczanych przez spółkę-matkę. I zapewne lwia część środków wypracowywanych przez spółkę szła na spłatę pożyczek oraz odsetek. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że przy takiej strukturze – 58 mln zł własnego kapitału obrotowego oraz 1,3 mld zł długu – budżet państwa nie dostawał od Połańca ani złotówki.
Takie rozwiązanie – w którym spółka praktycznie nie dysponuje własnym kapitałem, a wszystkie działania finansowane są z pożyczonych przez zagraniczne spółki pieniędzy – w języku specjalistów od podatków nosi nazwę „cienka kapitalizacja”. To znana na całym świecie metoda unikania podatków. Kilka lat temu było o niej głośno i wiele krajów próbowało z tym walczyć, wprowadzając m.in. konieczność finansowania się w spółce-matce czy innych firmach z grupy po cenie kapitału zbliżonej do rynkowej. Tyle że nie jest łatwo ustalić rynkową cenę kapitału.
Oczywiście, trudno powiedzieć, że duże koncerny energetyczne stosowały takie sztuczki dla uniknięcia podatków w Polsce. Ale na pewno obsługa pożyczek musiała wpływać na wyniki finansowe ich spółek w naszym kraju. Obecnie, kiedy te polskie spółki znowu wróciły w polskie ręce, tego efektu już nie będzie. Bo nawet gdyby obie firmy nadal prowadziły działalność w oparciu o kapitał pożyczony, to ich spółki-matki mają siedziby w Polsce. A więc zyski pojawią się wynikach PGE oraz Enei, co oznacza albo większe wpływy z podatków, albo przynajmniej większe kwoty, jakie oba koncerny będą mogły wydać na inwestycje.
Odkupienie spółek energetycznych pokazuje, że repolonizacja spółek ma spore znaczenie dla dochodów budżetu. Nie jest tajemnicą, że działające w Polsce oddziały zagranicznych firm płacą znacznie, bo niższe podatki niż podmioty mające siedzibę w kraju. To często jest połowa tego, co wpłacają polskie firmy, a w wielu przypadkach różnice są jeszcze większe.
Marek Siudaj