GAZETA BANKOWA: Giełdy w matni algorytmów
Na rynkach finansowych pierwiastka ludzkiego jest coraz mniej. Egzekucja strategii inwestycyjnych w coraz większym stopniu odbywa się poprzez algorytmy i maszyny. Ale strategie inwestycyjne wciąż definiuje jednak człowiek – analizuje Piotr Rosik w „Gazecie Bankowej”
Szefowa Fed Janet Yellen podczas dorocznej konferencji ekonomistów w Jackson Hole powiedziała, że traderzy algorytmiczni i inwestorzy instytucjonalni są obecni na rynkach finansowych w znacznie większym stopniu niż do niedawna. – Ich skłonność do podtrzymywania płynności podczas nerwowej sytuacji stoi pod dużym znakiem zapytania – dodała.
Traderzy algorytmiczni to inwestorzy, którzy posługują się przy zawieraniu transakcji rynkowych oprogramowaniem zdolnym do automatycznego przetwarzania zleceń i do podejmowania decyzji zgodnych z założoną logiką algorytmu, na podstawie analizy danych rynkowych, bez udziału człowieka.
Tego samego dnia, kiedy Yellen zwróciła uwagę na rosnące znaczenie algotradingu, analitycy zauważyli, że reakcje inwestorów na wypowiedź Yellen oraz szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego była tak błyskawiczna, że to niemożliwe, by stał za nią człowiek. Słowa szefowej Fed zostały błyskawicznie potwierdzone: ster na rynku przejęły automaty, które potrafią coraz więcej. Na przykład zaczynają zawierać transakcje natychmiast po przeanalizowaniu treści, by wyprzedzić konkurentów.
Czy automaty stoją za błyskawicznymi krachami?
Już kilka lat temu szacowano, że algorytmy generują od 40 do nawet 70 proc. światowego obrotu giełdowego. Teraz ich udział w handlu dochodzi być może do 90 proc. Anna Motylska-Kuźma z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, autorka pracy „Bańki spekulacyjne a handel algorytmiczny na rynkach finansowych”, uważa, że jest on nieco niższy.
– Około 75 proc. obrotu na rynkach giełdowych dokonywana jest przez algorytmy, potrafiące już nie tylko zauważyć trend, złożyć i zamknąć zlecenie, ale również przeanalizować rynkowe dane jakościowe mało policzalne, np. wypowiedzi szefów banków centralnych, prezydenta czy premiera i zamienić je w decyzję inwestycyjną – mówi.
Rośnie również znaczenie handlu wysokich częstotliwości HFT (ang. high frequency trading). Jest to odmiana algotradingu, która polega na zawieraniu transakcji w jak najkrótszym czasie. Jakie są zalety rosnącego znaczenia algotradingu? – Domykanie transakcji w milionowych częściach sekundy spowodowało, że rynek stał się bardziej efektywny. Ceny aktywów lepiej oddają ich wartość teraz, w dobie algotradingu, niż 10 czy 15 lat temu. Większa efektywność wymusza większą transparentność, a więc i bardziej uczciwe warunki zawierania transakcji. To prawda, że ci inwestorzy, którzy są w stanie wyprzedzać innych podczas handlu na tym zyskują, ale cały rynek zyskuje, gdy ceny są lepsze, lepiej oddają wartość – mówi „Gazecie Bankowej” Gbenga Ibikunle z University of Edinburgh, dyrektor wykonawczy European Capital Markets Cooperative Research Centre.
Problem w tym, że winą za błyskawiczne krachy na rynkach (tzw. flash crash) z 6 maja 2010 r. (spadek indeksu Dow Jones Industrial Average o 9,2 proc. w kilkanaście minut), z 22 października 2010 r. (osłabienie dolara w stosunku do koszyka walut o prawie 4 proc. w zaledwie kilku sekund) i z lutego 2011 r. (spadek ceny cukru o 6 proc. w jedną sekundę), czy też z 15 października 2014 r. (spadek rentowności 10-letnich obligacji skarbowych USA o 33 punkty bazowe w kilkanaście minut) obwinia się właśnie handel wysokich częstotliwości.
Anna Motylska-Kuźma zwraca uwagę, że zagrożenie dominacją technologii na rynkach jest wyjątkowo realne i coraz częściej odczuwalne. Chodzi o to, że automaty potrafią zawiesić swoje działanie lub, na skutek pomyłki, pozamykać pozycje, wywołując tzw. efekt domina na rynku. A inwestorzy-ludzie podlegają instynktowi i wywołanej w ten sposób panice. Ta wada przesłania zalety funkcjonowania automatów, takie jak dostarczanie płynności na rynkach, nawet na najbardziej „egzotycznych” instrumentach. – Jednak większość błyskawicznych krachów jest wywołana agresywnymi zleceniami, a nie błędami automatów. Regulatorzy powinni zastosować odpowiednie regulacje, aby przeciwdziałać takim zjawiskom – uważa Gbenga Ibikunle. (…)
Jednak Anna Motylska-Kuźma zwraca uwagę, że rynkowi finansowemu niespecjalnie zależy na skutecznym rozbrojeniu „bomby technologicznej”. – Właściciele technologii, czyli instytucje finansowe, czerpią niemałe zyski z zawieranych transakcji. Same giełdy też są beneficjentami, bo przecież im więcej zawieranych transakcji, tym większe wpływy z prowizji. Wprowadzone ograniczenia lub zwiększona kontrola może spowodować obniżenie płynności na danym rynku, stąd sami nadzorcy również nie są skłonni do zbyt pochopnych decyzji w tym zakresie – wskazuje Anna Motylska-Kuźma. – Tymczasem inwestorzy, za pomocą technologii, uciekają od nakazów, zakazów i szeroko pojętej kontroli. Przyglądając się tym trendom, można stwierdzić, że dominacja technologii stanowi zagrożenie, ale przede wszystkim dla samych rynków finansowych w tradycyjnej postaci – podsumowuje.
Piotr Rosik
Pełną wersję tekstu o technologicznych zagrożeniach dla rynków finansowych oraz więcej informacji o polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html