Nie wierz „znajomym” z Facebooka
Dostęp do globalnej sieci dodał skrzydeł wielu cwaniakom. Z roku na rok coraz swobodniej poruszają się oni po internecie dopadając kolejne ofiary. Świetnym miejscem ataku jest Facebook.
Ostrożność w sieci obowiązuje. Dziecku wielokrotnie powtarza się, żeby nie ufało nieznajomym, nie podawało swoich danych osobowych, adresu, nie klikało nieznanych linków. Niestety, dorośli ostrzegając młodych, nader często sami zapominają o zasadach bezpieczeństwa. A oszuści są coraz sprytniejsi.
Sieć Europejskich Centrów Konsumenckich szacuje, że w 2014 r. ofiarami oszustwa padło 12 proc. internautów w UE, a 8 proc. zostało okradzionych.
Tym razem przed nowym sposobem działania przestępców ostrzega ING Bank Śląski. Chodzi o wyłudzenia metodą na „znajomego z Facebooka”. Oszust, podający się za znajomego, prosi osobę mającą na FB konto o wykonanie drobnej płatności. Ponieważ kolega, czy koleżanka wymieniają bardzo skromną kwotę, wielu im nie odmawia. W końcu każdy chce się okazać przyzwoitym człowiekiem pomagającym przyjaciołom w potrzebie. „Znajomy” przesyła wtedy link prowadzący do fałszywej strony któregoś ze znanych pośredników w płatnościach internetowych - Dotpay, SkyCash, Przelewy24 itp. Dalej trafia się na stronę banku. Nie zdając sobie sprawy z tego, że jest fałszywa, podaje się nazwę użytkownika i wpisuje hasło. I w tym momencie naiwna dobroć zostaje ukarana. Dane zostają natychmiast wykorzystywane przez oszusta. Loguje się on na prawdziwą stronę banku i dopisuje swój numer konta jako zaufanego odbiorcę. Ponieważ takie działanie wymaga potwierdzenia kodem SMS, bank wysyła kod autoryzacyjny na telefon ofiary, a znajomy prosi o jego podanie na stronie banku – tej fałszywej. Gdy go pozna, zatwierdza zmianę już na prawdziwej stronie. Teraz dysponuje swobodnie pieniędzmi ofiary, bo przelewając je na swoje konto, konto zaufanego odbiorcy, nie potrzebuje już kodu SMS. Podobny scenariusz wyłudzeń realizowany jest za pośrednictwem serwisu ogłoszeniowego OLX i innych serwisów ogłoszeniowych i aukcyjnych.
Ale to nie jedyny sposób na kradzież. Jest ich niestety dziesiątki, jeśli nie setki. O niektórych informuje portal niebezpiecznik.pl. Jesienią ubiegłego roku sporo osób otrzymało link z informacją: „ktoś wrzucił twoje przerobione zdjęcia na Facebooka”. Zdenerwowany użytkownik zanim pomyślał racjonalnie, już chciał zobaczyć, co zrobiono z jego wizerunkiem. Klikał więc w link, który przenosił na dwie strony. Pierwsza służyła do wyłudzenia danych z Facebooka umożliwiając przestępcom przejęcie loginu i hasła, a w efekcie całego konta ofiary. Drugi serwis była to klasyczna strona z SMS premium. Ofiara dowiadywała się, że zobaczy swoje fotografie dopiero po podaniu numeru telefonu i wpisaniu kodu SMS, który otrzyma. Aktywowało to płatną usługę. Niejeden naiwny zdziwił się wysokością rachunku telefonicznego. Chyba, że zorientował się na czas i zablokował usługę.
Poddawać numer telefonu i wysyłać kod musieli także ciekawscy, chętni do obejrzenia reklamowanych na Facebooku ciekawych, często pikantnych filmików. Z czasem to przestało działać, bo ludzie się zorientowali, że to oszustwo, więc przestępcy zmodyfikowali działanie. Już w tym roku zaczęły pojawiać się linki, które pozornie umożliwiały obejrzenie filmu porno z udziałem znajomej czy znajomego z FB. Ofiar było w tym przypadku więcej – nie tylko chętni do popatrzenia na seksualne wyczyny znajomej katechetki, czy kolegi z pracy, ale też sami „aktorzy”. Nie wiadomo bowiem, ile osób uwierzyło, że faktycznie pracowali w pornobiznesie. Ale niezdrowa ciekawość została ukarana, bo zamiast obiecywanej nagości, ciekawscy otrzymywali trudnego do usunięcia wirusa i słony rachunek za telefon.
Przykłady można mnożyć. Łatwo jest żerować np. na czyjejś samotności. Wiadomo przynajmniej o jednej Polce, która straciła fortunę po wdaniu się w internetowy romans z amerykańskim oficerem. Panie nabierały się na rozmaite oferty matrymonialne, np.od fałszywych generałów, czy zagubionych w kosmosie astronautów potrzebujących na gwałt pożyczyć duże kwoty pieniędzy. Wielu panów z kolei naraziło się na szantaż. Tu wyjątkowo niebezpieczne okazały się oferty roznegliżowanych, ponętnych pań, zapraszających na Facebooku do kontaktu i namawiających potem na wspólne rozbierane sesje przed kamerkami. One (a właściwie oni) serwowali fałszywe filmiki udające, że rzeczy dzieją się w czasie rzeczywistym. Kiedy do „zabawy” przyłączała się ofiara, była nagrywana i szantażowana ujawnieniem wśród facebookowych znajomych kompromitującego filmu ze swoim udziałem. Za tymi ostatnimi działaniami stoją Nigeryjczycy. Zrobili oni z internetowych oszustw ogromny biznes i zdążyli zarobić na nich grube miliony dolarów.
Facebookowych oszustów trudno uchwycić i ukarać. Ale jedno trzeba pamiętać – w sieci nie wszystko jest takie, jakie się wdaje. I być szczególnie czujnym.