GAZETA BANKOWA: Ekologiczna wolta Porsche
Porsche pragnie pretendować do miana światowego lidera w obszarze e–mobilności. Za znanym niemieckim producentem ciągnie się jednak niechlubna przeszłość – pisze Wojciech Osiński z Berlina na łamach „Gazety Bankowej”
Najnowszy model Porsche jest jeszcze okryty cenzurą najściślejszą z możliwych. Niedawno uchylono wszakże rąbka tajemnicy. Prototyp nowego modelu, mającego nosić rynkowe miano Taycan, a przez niemieckich koneserów określanego pieszczotliwie „Król Olch” (z ballady Goethego), stoi na parkingu w badeńskim Weissach przed centrum badań stuttgarckiej firmy. Wygląd wersji roboczej, z zamaskowaną karoserią i dwiema sztucznymi rurami wydechowymi, zdradza niewiele. – Samochód trafi na rynek dopiero w grudniu, musieliśmy więc skorzystać ze sposobów skutecznej ochrony przed nieuczciwą konkurencją – tłumaczy Oliver Blume, szef zarządu Porsche AG.
Wyraźna wskazówka, która miała przykuć uwagę mediów, znajduje się pod maską. Zamiast motoru spalinowego są tam dwa ciężkie akumulatory elektryczne. Przekaz jest jasny: Taycan będzie pierwszym Porsche napędzanym elektrycznie. To auto, które w strategii niemieckiego producenta zajmuje miejsce szczególne – ma podbić nie tylko serca miłośników elitarnej marki, lecz także wszystkie globalne rynki e–mobilności.
Ekologiczna wolta ma jednak też odegrać rolę listka figowego dla tzw. Dieselgate (afery spalinowej) w koncernie Volkswagen AG, który jest właścicielem badeńskiej spółki. Porsche zapłacić musi 535 mln euro kary za manipulacje stosowane w silnikach Diesla.
Motoszok kulturowy
Nawet dla zatrudnionych w Porsche naukowców i inżynierów, którym trudno odmówić znajomości powierzonych im zagadnień, Taycan zakrawa na istny „szok kulturowy”. Od prezentacji pierwszego samochodu sportowego krótko po II wojnie światowej emblemat Porsche z czarnym koniem na tarczy z żółtym tłem (nie mylić z Ferrari) uchodził przez 70 lat za synonim głośnych i wyzywających silników spalinowych, które po uruchomieniu swym dźwiękiem kierowcę wprawiały w ekstazę, a przechodniów zmuszały do zatykania uszu. Bezkompromisowy luksus oraz sportowe osiągi opłacone wysokim zużyciem paliwa, a więc i wysoką emisją spalin – oto dotychczasowe DNA niemieckiego potentata branży samochodowej.
– Ekologiczny Taycan schodzi ze ścieżki wyznaczonej kiedyś przez ojca–założyciela Ferdinanda Porsche, bo będzie jeździł bezszelestnie – śmieje się Holger Wittich, redaktor popularnego portalu „Auto–Motor–Sport”.
Jednocześnie Porsche stoi dziś przed wyzwaniem, przed którego podjęciem wzdragają się inni producenci luksusowych aut, jak choćby Maserati czy Ferrari. Ruszając do ekologicznej szarży, Porsche rzucił rękawicę globalnemu pionierowi w dziedzinie e–mobilności, jakim jest kalifornijska firma Tesla. – W przyszłości uda nam się położyć kres przekonaniu, że producent aut sportowych nie może być liderem na rynku e–samochodów – zapowiada Blume.
Podane przezeń wstępne liczby robią wrażenie. Do 2025 r. przynajmniej połowa schodzących z linii pojazdów ma już być zaopatrzona w silniki elektryczne. Natomiast w 2030 r. Porsche chciałby się już przestawić wyłącznie na produkcję e–samochodów. Na końcu 2018 r. rada nadzorcza oświadczyła, że nawet te najlepiej sprzedające się modele jak SUV Macan będą już niebawem zasilane prądem. – Wielbiciele benzyniaków muszą się pospieszyć. W planach mamy jeszcze tylko jedną serię Macan z tradycyjnymi silnikami – zapowiada Blume.
Eksperci twierdzą, że to nie tylko przechwałki. – Otwarcie się na e–mobilność może przynieść Porsche miliardowe zyski, choć jego strategia nie jest pozbawiona ryzyka – zaznacza publicysta dziennika „Handelsblatt” Stefan Menzel. Jak dodaje, e–samochody są wciąż jeszcze na marginesie sprzedaży, bo wymagają nieszablonowego myślenia o energii. – Barierą pozostają wysoka cena i długi czas ładowania akumulatorów – tłumaczy. (…)
Przeciwnicy „e–rewolucji”
Nie brakuje jednak analityków, którzy pozostają sceptyczni. – Porsche startuje ze swoją ofensywą w okresie dalece posuniętej niepewności na rynku e–samochodów. Nikt jeszcze nie wie, czy nowe modele będą się sprzedawać w spodziewanej liczbie – ostrzega ekonomista Volker Votsmeier.
Również wśród pasjonatów stuttgarckiej marki nie brakuje osób, które z dużą ostrożnością patrzą na jej nową strategię. Wskazują, że przeszkodą trudną do pokonania mogą się okazać pokłady nostalgii zaprzysięgłych zwolenników silników spalinowych – zarówno w samej firmie jak i wśród zamożnych klientów. Najbardziej znana w RFN grupa sympatyków o znamiennej nazwie „Żeliwni” („die Gusseisernen”), z byłym rajdowcem i twarzą reklam Porsche Walterem Röhrlem na czele, wydała oświadczenie, że niemiecki producent obrał drogę „najgorszą z możliwych”, a triumfalne fanfary Blumego na rok przed sprzedażą pierwszego Taycana brzmią „groteskowo”.
Tak jest w istocie, zachowania rynków samochodów w Chinach i USA są obecnie niepewne, bo oba kraje są pogrążone we wzajemnej wojnie handlowej. Natomiast jeśli Donald Trump zgodnie ze swoimi pogróżkami naprawdę podniesie cła na import niemieckich samochodów, to akurat Porsche odczuje je dotkliwie, a w każdym razie bardziej niż inni niemieccy producenci. Niemalże każdy czwarty samochód spółki jest sprzedawany na amerykańskim rynku, przy czym nie utrzymuje ona tam żadnych linii produkcyjnych.
Najważniejsza dla śmiałych planów Porsche może okazać się jednak moc nadszarpnięta reputacja niemieckich aut za Atlantykiem (zwłaszcza jeśli chodzi o VW i Audi). – Afera spalinowa kładzie się cieniem na naszej firmie – stwierdził w przypływie szczerości sam Wolfgang Porsche, wnuk ojca założyciela, który zasiada w obecnej radzie nadzorczej.
(….)
Cały materiał o tym, jak Porsche podjęło rynkową jazdę po bandzie oraz więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html