Informacje

Henryk Kowalczyk, były minister środowiska / autor: Fratria
Henryk Kowalczyk, były minister środowiska / autor: Fratria

Kowalczyk: Musimy przekonać innych do ograniczenia emisji CO2

Kamil Kwiatek

  • Opublikowano: 23 grudnia 2019, 20:00

    Aktualizacja: 23 grudnia 2019, 20:10

  • Powiększ tekst

Sytuacja, w której tylko Unia Europejska będzie próbowała dojść do neutralności klimatycznej, doprowadzi do czegoś, co ja nazywam „eksportem emisji CO2” — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Henryk Kowalczyk, były minister środowiska.

wPolityce.pl: Choć szczyt Unii Europejskiej dot. neutralności klimatycznej, który odbył się w Brukseli, zakończył się kilka dni temu, to temat często powraca, chociażby za przyczyną opozycji, która mówi o kapitulacji polskiego rządu. Panie ministrze, może warto jeszcze raz przypomnieć, jakie racje stały za podjętą przez premiera Mateusza Morawieckiego decyzją, aby wynegocjować zwolnienie Polski z zasady stosowania polityki neutralności klimatycznej już w roku 2050.

Henryk Kowalczyk: Chcemy znać precyzyjne warunki dotyczące dojścia do neutralności klimatycznej przez Unię Europejską. Zależy nam na tym, aby wiedzieć, jakie będą źródła finansowania transformacji energetycznej, a także, do kiedy i jakie zobowiązania mamy przyjąć.

Tego w Brukseli nie było?

Nie było, brakowało precyzyjnego planu. Było jedynie rzuconych kilka ogólnych haseł typu „neutralność klimatyczna do roku 2050”, którą różnie rozumieją różne kraje. Jeżeli chcemy doprowadzić do tego, aby każdy kraj pochłaniał tyle CO2, ile emituje, to jest to absolutnie nierealne. Musimy wziąć pod uwagę różnicę miedzy tym, czego nie zdołają pochłonąć oceany, które są głównych źródłem pochłaniania dwutlenku węgla i wtedy tą różnicę dopiero próbować zneutralizować. To można osiągnąć i do tego powinniśmy aspirować. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy zdołali przekonać cały świat do redukcji emisji CO2, bo cóż z tego, że tylko Europa postawi sobie ambitne cele, skoro doprowadzi to do jeszcze gorszych efektów.

To znaczy?

Sytuacja, w której tylko Unia Europejska będzie próbowała dojść do neutralności klimatycznej, doprowadzi do czegoś, co ja nazywam „eksportem emisji CO2”. Towary, które były produkowane na terenie UE, będą produkowane z wykorzystaniem gorszych technologii poza Unią, co sprawi, że emisja dwutlenku węgla, będzie jeszcze większa, a przecież nie o to walczymy. Jesteśmy gotowi do zmiany myślenia i przestawienia się na energię odnawialną, na odchodzenie od węgla, ale to musi następować powoli, bezpiecznie dla odbiorców prądu, bezpiecznie dla gospodarki, a do tego potrzebujemy czasu.

„Eksport emisji CO2” poza Unię, o którym Pan mówi, miałby trafić w głównej mierze do Chin, które przecież wytwarzają dwutlenku węgla więcej, niż USA i Unia Europejska razem wzięte. Jaki więc w tym sens?

Jeżeli ktoś myśli, że jak wypchniemy emisję CO2 z Unii Europejskiej, to mówiąc kolokwialnie „zbawimy świat”, to jest w błędzie. W takiej sytuacji przyczynimy się do tego, będzie jeszcze więcej emisji CO2. To jest właśnie naszym wielkim zadaniem, aby przekonać nie tylko państwa UE do ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Osobiście żałuję, że nie udało się uzgodnić na COP25 w Madrycie handlu emisjami czy polityki finansowej dot. emisji CO2. Szczyt w Madrycie niewiele w tej materii przyniósł, bo tego nie udało się ustalić również na ubiegłorocznym szczycie w Katowicach, a była to jedyna rzecz, której nie udało się wtedy ustalić.

Czy 100 mld euro, o których się mówi, że mają stanowić budżet Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, z którego ma iść pomoc na transformację gospodarczą, to duże pieniądze?

Ta kwota jest na razie deklaracją. Do tej pory jedyną konkretną ofertę złożył Bank Światowy, który już w Katowicach zapowiedział, że może na ten cel przeznaczyć 50 mld euro. Może jeszcze kilka miliardów jest w bogatych krajach azjatyckich czy europejskich, ale jednak wciąż brakuje sporo do tej kwoty. Bez precyzyjnego rozpisania kosztów transformacji energetycznej, będzie bardzo trudno Polsce, ale także innym państwom, podjąć decyzję o przystąpieniu do planu osiągnięcia neutralności klimatycznej.

Minister Krzysztof Tchórzewski powiedział, że koszty transformacji energetycznej dla Polski są obecnie zbyt wysokie. Minister przyznał, że całościowy koszt transformacji mógłby wynieść nawet 900 mld euro. Te 100 mld euro, które leży na stole, wydaje się być kroplą w ocenianie potrzeb.

Żeby Polska przeszła na energetykę prawie bezemisyjną, to po pierwsze musimy rozbudować OZE, a po drugie musimy zainwestować w energetykę jądrową. Bez tego nie będzie stabilizacji energetycznej, a przecież OZE takie nie są. Niemieccy europosłowie SPD swego czasu zaproponowali poprawkę do unijnej deklaracji ws. kryzysu klimatycznego, w której zawarli zapowiedź wyłączenia europejskich elektrowni jądrowych. Poprawka nie została uwzględniona, ale sam pomysł wydaje się raz, że absurdalny, a dwa niebezpieczny.

Jeśli wypiszemy energetykę jądrową z neutralności, to w ogóle nie będziemy mieli alternatyw.

Jakub Wiech z portalu energetyka24.com wyjaśniał, że „Niemcy walczą z czystą energetyką jądrową w Europie, by w jej miejsce weszły jednostki opalane gazem - a tym paliwem handlować ma Berlin”. Gaz ma oczywiście pochodzić z budowanego Nord Stream 2. Przypomnę, że gaz to paliwo kopalne, które emituje CO2, więc jeśli chcemy wyłączać atom, to tym samym zwiększymy emisję dwutlenku węgla.

Jeżeli chodzi o polskie warunki, co będzie dla naszej gospodarki najlepsze i co szybciej może wdrożyć, jeżeli chodzi o dojście do neutralności klimatycznej?

Na pewno najszybsze do wprowadzenia są Odnawialne Źródła Energii (OZE). W Polsce rozwija się energetyka odnawialna, wprowadzono ostatnio program „Mój prąd”, energetyka rozproszona, fotowoltaika czy energetyka wiatrowa. To są ważne elementy, ale abyśmy mieli stabilną dostawę energii, to musimy mieć energię jądrową, które jest bez emisyjna i stabilna.

Na jakim etapie jesteśmy, jeśli chodzi o budowę polskiej elektrowni atomowej?

W tej chwili trwają prace koncepcyjne, uzgodnieniowe, lokalizacyjne, środowiskowe, to są pracę, które są niewidoczne, ale one trwają i prowadzą do ostatecznej decyzji o budowie elektrowni atomowej.

Jest jakaś data, którą może Pan wskazać, jaką tą, kiedy elektrownia zacznie działać? Myślę, że 10-12 lat jest datą dość realną.

Jedna elektrownia nam jednak nie wystarczy, dziś mówimy o ilu?

Oczywiście, jedna nam nie wystarczy. Potrzebujemy więcej, a dziś mówimy o pracach nad budową dwóch - trzech elektrowni.

Panie mistrze, co rząd robi w walce ze smogiem? Ostatnio Donald Tusk odnosząc się do rezultatu szczytu, o którym rozmawialiśmy, powiedział, że rząd postanowił nadal truć Polaków.

W ubiegłym roku 2018 rozpoczęliśmy bardzo realne programy walki ze smogiem. Mówię tutaj m.in. o programie „Czyste powietrze” czy program transportu nisko emisyjnego. Oczywiście nie wygra się z tym problemem w ciągu jednego roku, ale mamy konkretny plan, jak to zrobić i bardzo konkretne wyniki. Mamy ponad 100 tys. wniosków jeśli chodzi o program „Czyste powietrze”. Z kolei program transportu nisko emisyjnego powoli się rozpędza. To wszystko jest późno, ale przypomnę, że wyrok TUSE i raport NIK wskazał, że w latach 2007-2015, nasi polityczni przeciwnicy nic w tej kwestii nie zrobili. Gdyby 8 lat temu zaczęto walczyć ze smogiem, to dziś byśmy już finalizowali walkę z tym problemem.

Rozmawiał Kamil Kwiatek, wPolityce.pl

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych