Krajobraz po bitwie
Ostatnie tygodnie pokazały Polakom, że warto wspierać to, co nasze. Egzamin zdały polskie firmy, dzięki którym nie zabrakło nam towarów i usług pierwszej potrzeby
Dla wielu Polaków kwiecień był końcem ich marzeń zawodowych. Niepewność wydarzeń, brak perspektyw zbytu i niewiedza jak długo może to wszystko potrwać wygasiła działalność wielu firm. Ich właściciele i pracownicy mają wciąż szansę na przeżycie. Pierwszą pomocą jest rządowa tarcza antykryzysowa. Jednak nie o to chodzi, aby firmy postały na zasiłkach. Szansę na przetrwanie i rozwój mają wtedy, kiedy będą mieć klientów.
Wspieranie polskich przedsiębiorstw nie musi być wyrzeczeniem. Dla klienta ważna jest jakość i cena towaru, etyka działania firmy, odpowiedzialność społeczna czy tworzenie nowych miejsc pracy w naszym otoczeniu. Dobra firma ma szansę przetrwać, bo te zasady są standardem przedsiębiorstw o dobrej reputacji. Takich producentów, dostawców, hodowców, usługodawców wybierzemy chętnie i z przekonaniem.
Ogromne wsparcie mogłoby popłynąć również ze strony samorządów. Lokalnie – znamy się lepiej. Lokalnie – mamy większą jasność wyboru. Lokalnie – zrobimy to taniej. Lokalnie – możemy szybko ocenić owoce dobrej współpracy. Niektóre mądre samorządy odkryły te prawdy długo przed nadejściem wirusa.
Nie jest jednak łatwo przełamać bariery stereotypu, które w nas się zakorzeniły: opinii, że duży zagraniczny koncern zrobi to szybciej, lepiej i taniej, a przede wszystkim wyręczy nas z zaangażowania. Nie mniej trudno jest przełamać takie układy trwające od lat, niezależnie od tego jak niekorzystne się okazują.
Dla firm „śmieciowych” (mowa o wywozie nieczystości, a nie złodziejskiej metodzie zatrudniania pracowników) sprawdzian nadszedł wcześniej niż pandemia.
Ten rynek to grube miliony złotych, które płyną z naszych obywatelskich kieszeni miesiąc w miesiąc do kas zagranicznych korporacji wygrywających przetargi w polskich gminach. Ustawa śmieciowa sprezentowana nam przez rząd PO-PSL, narzucone ekologicznymi (ale czy rzeczywiście?) wymogami regulacje, rosnące koszty obsługi, ale przede wszystkim brutalne wycinanie z rynku mniejszych, biedniejszych i niedofinansowywanych z zewnątrz przedsiębiorstw podporządkowało prawie całą polską gospodarkę odpadami zagranicznym monopolistom.
W ostatnich dniach na problem ten zwrócił uwagę prezes UOKiK. Tomasz Chróstny postawił zarzut zmowy przetargowej siedmiu przedsiębiorcom zajmującym się odbiorem odpadów w wielkopolskich gminach. Podejrzewa, że konsorcjum założone przez przedsiębiorców służyło do ograniczenia konkurencji w 15 zamówieniach publicznych na odbiór, transport i zagospodarowanie odpadów komunalnych na lata 2018-2022 organizowanych przez Związek Międzygminny „Gospodarka Odpadami Aglomeracji Poznańskiej”, które objęły miasto Poznań oraz osiem okolicznych gmin. Po wygraniu przetargów firmy prowadziły działalność samodzielnie na terenie, który był przez nie obsługiwany w poprzednich latach. To dowodzi, że firmy mogły zrealizować zamówienie bez pomocy innych podmiotów, a konsorcjum zostało założone w celu uniknięcia rywalizacji w przetargu.
Brak konkurencji w przetargu oznacza zawsze wyższe ceny. Tym samym wielkopolskie gminy oraz ich mieszkańcy mogli przepłacać za odbiór odpadów. Taka praktyka jest niedopuszczalna. Jeśli nasze podejrzenia się potwierdzą, przedsiębiorcom grożą surowe kary wynoszące do 10 proc. ich rocznego obrotu – mówi prezes UOKiK.
Na taką pomoc liczą ze strony administracji polskie uczciwe firmy: na obronę przed nieuczciwą konkurencją, nie tylko na zasiłki pomocowe. Te okażą się niepotrzebne, kiedy polscy przedsiębiorcy otrzymają pomocną dłoń z każdej strony: i w postaci ochrony państwa, i otwartych na wspólne działanie samorządów, i świadomych gospodarczo obywateli. Uczciwa konkurencja przedsiębiorców oznacza w końcowym rozrachunku niższe ceny dla nas wszystkich, pewny dostęp do usług i nowe miejsca pracy w Polsce.
Jak bolesna jest utrata zysków przez zagraniczne koncerny można też przekonać się śledząc losy polskich zwycięzców przetargów. Ich pojawienie się i odebranie zleceń dotychczasowym monopolistom spotyka się z dużą agresją przegranych. Komunalnik to młode polskie przedsiębiorstwo, które sukcesywnie zdobywa kontrakty wywozu odpadów i obsługuje już około pół miliona Polaków. W niektórych postępowaniach od początku było na pozycji straconej wobec silnych konsorcjów, jednak z powodzeniem wygrało inne. Do portfolio firmy dołączył ostatnio Gorzów. Trudne chwile pandemii nie okazały się jednak tak wielką przeszkodą, jak kłody rzucane pod nogi przez przegranego konkurenta, któremu odebrano rynek. Eneris, dotychczas obsługujący miasto, zostawił na terenie swoje pojemniki (dziś już pełne), których nie chce przekazać Komunalnikowi, ani też opróżnić i zabrać. „Śmierdzący problem” obciąża nową firmę…
Mamy zgłoszenia, że stoją jeszcze ich pojemniki pełne odpadów. Nie możemy ich odebrać i opróżnić, choć byśmy pewnie to zrobili nawet na nasz własny koszt, ale mamy zakaz nałożony przez ich właścicieli. Przy zmianie dochodzi zwykle do porozumienia dawnej i nowej firmy obsługującej wywóz nieczystości, aby zmniejszyć uciążliwości dla mieszkańców. Nowy realizator przejmuje za odpowiednią opłatą pojemniki firmy, która kończy realizację tej usługi w tym miejscu. Wyszliśmy z taką propozycją kilkukrotnie, aby odkupić pojemniki. Jednak nie doszło to do skutku i nie bardzo wiemy z jakich powodów – mówi Adrian Cisowski z Komunalnika.
Cierpią mieszkańcy, miasto, wizerunek nowego odbiorcy odpadów. To taka nieuczciwa zemsta za przegraną w uczciwym postępowaniu.
Nie trzeba było nam pandemii, aby dostrzec jak giną polskie firmy na własnym rynku, ale ten czas wyostrzył nam widzenie. Miejmy nadzieję, że nie wrócimy już do dawnych nawyków. Otwarte granice i przywrócona normalność, której tak jak oczekujemy zastanie nas już nowymi ludźmi. Z pewnością chętnie wyruszymy w świat, ale warto pamiętać o tych, dzięki którym bez obaw przetrwaliśmy izolację. I korzystać z tej wiedzy jak z daru losu, zdobyczy cywilizacji.