Informacje

Wicepremier Jadwiga Emilewicz: pandemia pokazała, że Polacy są bardzo kreatywnym i przedsiębiorczym narodem / autor: Andrzej Wiktor
Wicepremier Jadwiga Emilewicz: pandemia pokazała, że Polacy są bardzo kreatywnym i przedsiębiorczym narodem / autor: Andrzej Wiktor

TYLKO U NAS

Odbudowa gospodarki to inwestycja w przyszłość Unii

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 12 czerwca 2020, 11:01

    Aktualizacja: 12 czerwca 2020, 16:54

  • Powiększ tekst

Kondycja polskich finansów przed wybuchem kryzysu miała się znakomicie i to właśnie dzięki temu nasze państwo jest obecnie w stanie udzielić wsparcia na tak bezprecedensową skalę. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z „workiem bez dna” – mówi Jadwiga Emilewicz, wicepremier, minister rozwoju w „Gazecie Bankowej” w rozmowie z Maciejem Wośko

Pani Premier, wygląda na to, że zaproponowana przez rząd tarcza antykryzysowa i finansowa zdaje swój egzamin. Przedsiębiorcy w większości przypadków korzystają już z pomocy udzielanej przez państwo, a to pozwala na stopniowe odmrażanie gospodarczej kwarantanny. Jak Pani sądzi, czy można już pokusić się o pierwsze podsumowania, czy też na efekty wsparcia antykryzysowego trzeba jeszcze poczekać?

Jadwiga Emilewicz, Wicepremier, Minister Rozwoju: Bezprecedensowy kryzys, jaki dotknął nas w wymiarze bezpieczeństwa, zdrowia i ładu społeczno–gospodarczego spotkał się z naszej strony z szybką i silną reakcją. Przeznaczyliśmy na pomoc dla polskich przedsiębiorców i pracowników ponad 300 mld zł, co daje ok. 15 proc PKB. To największa skala pomocy w historii współczesnej Polski. Robimy wszystko, by chronić miejsca pracy i gospodarkę. Nie chcemy i nie możemy wrócić do traumy bezrobocia pierwszych dwóch dekad transformacji. Dlatego tarcza antykryzysowa, w tym tarcza finansowa, wspierają ochronę milionów miejsc pracy. Według badań przeprowadzonych przez Bank Gospodarstwa Krajowego około 60 proc. przedsiębiorców już korzysta z tarczy antykryzysowej, a ponad 97 proc. przedsiębiorców zna przynajmniej ogólne założenia tarczy antykryzysowej. To jeden z największych – w relacji do PKB – pakietów pomocowych w UE. Pozytywnie o prognozach dla naszej gospodarki wypowiadają się m.in. KE, EBOR czy Bloomberg. Dane za pierwszy kwartał dotyczące PKB i eksportu były lepsze niż oczekiwania ekonomistów. Również dane z CEIDG pokazują pozytywny trend – według stanu na 12 maja liczba aktywnych działalności gospodarczych w Polsce wyniosła 2,46 mln firm, czyli tyle, ile na początku tego roku. To wszystko pozwala nam na ostrożny optymizm, jeśli chodzi o powrót do stanu równowagi i ścieżki wzrostu. Choć żadna projekcja dotycząca przyszłości w tym czasie nie może być brana za pewnik, ani zwalniać nas z czujności i gotowości do modyfikowania działań antykryzysowych.

Rząd przyjął ambitne programy odrodzenia gospodarki, jednak czy ich realizacja nie napotyka na problemy biurokratyczne? Np. programy, którymi operacyjnie zajmują się banki, finansowane przez PFR, działają sprawnie, decyzje o subwencjach zapadają szybko. Inaczej sprawa wygląda z programami, gdzie szczeblem pośredniczącym są organy publiczne i podlegające samorządom, decydujące np. o pożyczce dla mikroprzedsiębiorstw w wysokości 5 tys. zł. W tym przypadku bardzo dużo zależy od samorządu, w niektórych regionach decyzje zapadają błyskawicznie, w innych, np. w Warszawie, sprawy są odwlekane.

Rozwiązania i kanały udzielania wsparcia przedsiębiorcom poszkodowanym przez kryzys muszą uwzględniać istniejące mechanizmy prawne. Jednak możemy wyciągnąć pouczające wnioski z praktyki udzielania pomocy antykryzysowej. Tarczę finansową obsługuje agencja rządowa – Polski Fundusz Rozwoju. Tylko w ciągu dwóch tygodni pieniądze trafiły do firm, które zatrudniają ponad 1,2 mln osób (stan na 15 maja). Przeczy to mniemaniu, że instytucje centralne są mniej efektywne w porównaniu z tymi samorządowymi, które z założenia są bliżej ludzi i lokalnych uwarunkowań. Istotną rolę odgrywa tu zatem czynnik ludzki oraz poziom organizacji danego urzędu, które powodują, że w niektórych przypadkach wnioski rozpatrywane są nieco wolniej niż w innych. Jestem pełna szacunku dla pracy i oddania urzędników urzędów pracy i ZUS–u, którzy z dnia na dzień znaleźli się w oku cyklonu ze ogromnym strumieniem wniosków do przeprocedowania i to jeszcze w warunkach reorganizacji związanej z przejściem na pracę w trybie zdalnym. Problem dotyczy jednak zdolności zarządzania pracą urzędów pracy, za które odpowiadają władze samorządowe. Na przykład we Wrocławiu, gdy powstał zator w urzędach pracy w związku z wnioskami o mikropożyczkę, prezydent Jacek Sutryk przekierował część urzędników właśnie do powiatowych urzędów pracy, dzięki czemu udało się udrożnić pracę urzędów.

Czy nie uważa Pani, że przedsiębiorcy powinni otrzymywać wsparcie w sposób mniej sformalizowany, bez wypełniania skomplikowanych formularzy? Czy nie wystarczyłoby zwykłe oświadczenie, z którego by wynikało, że firma po prostu potrzebuje pomocy? Czy obecna sytuacja nie jest okazją do tego, by w Polsce wreszcie zmniejszyć bariery biurokratyczne, utrudniające nie tylko pomoc w czasach kryzysu, ale ograniczające rozwój gospodarczy? Czy nie jest to okazja do zmiany nastawienia do biznesu, jako do podmiotów, które z założenia kierują się uczciwymi przesłankami, są odpowiedzialne i przestrzegają prawa?

Idea zwiększenia zaufania administracji publicznej do przedsiębiorców jest czymś co przyświeca działalności kierowanego przeze mnie resortu od lat, a jednym z ważniejszych efektów tych starań jest wdrażana od dwóch lat Konstytucja Biznesu. Jak już wspomniałam, na etapie tworzenia przepisów staraliśmy się zadbać o prostotę procedur i jak najmniejszą liczbę koniecznych do wypełnienia formularzy. Duża część wniosków opiera się obecnie właśnie na odpowiednich oświadczeniach – tak jak choćby w przypadku dofinansowania części kosztów wynagrodzeń pracowników. Są jednak elementy formalne, których po prostu nie unikniemy. Oświadczenia nie mogą sprowadzać się do pojedynczego zdania: „potrzebuję pomocy”. Takie rozwiązanie stanowiłoby dużą społeczną nieuczciwość. Różni przedsiębiorcy, w zależności od swojej wielkości, czy branży, w której działają, zostali bowiem w różnym stopniu dotknięci przez kryzys; jedni do utrzymania się na rynku potrzebują zatem innego poziomu wsparcia – a czasem zupełnie innego rodzaju wsparcia – ze strony organów publicznych niż inni. W konsekwencji, istotna część narzędzi przewidzianych w tarczy antykryzysowej wiąże udzielenie pomocy albo jej wielkość z jakimś warunkiem bądź czynnikiem, np. wielkość dofinansowania wynagrodzeń pracowników zależna jest od liczby tych pracowników i poziomu ich wynagrodzeń. Przekazanie we wnioskach o pomoc pewnych twardych danych liczbowych jest więc często konieczne. Pamiętajmy poza tym, że wsparcie tarczy antykryzysowej stanowi pomoc publiczną, a zatem jego udzielanie podlega dość ścisłym procedurom i raportowaniu do odpowiednich unijnych instytucji. Potraktowanie wszystkich przedsiębiorców hurtowo nie byłoby zasadne także ze względu na możliwości budżetowe naszego kraju. Kondycja polskich finansów przed wybuchem kryzysu miała się znakomicie i to właśnie dzięki temu nasze państwo jest obecnie w stanie udzielić wsparcia na tak bezprecedensową skalę. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z workiem bez dna. Musimy zachować odpowiednią równowagę.

Jak ocenia Pani wykorzystanie nowych technologii w funkcjonowaniu systemów wsparcia antykryzysowego, ale też w funkcjonowaniu państwa – instytucji publicznych (od szkół poprzez urzędy, aż po instytucje zajmujące się rozwojem technologicznym). Czy wykorzystanie dostępnych narzędzi się powiodło, np. tak oczywiste wykorzystanie JPK w systemie subwencji PFR, czy też obecność technologii ograniczyła się do organizowania wideokonferencji i czatów z interesantami?

W dobie pandemii doceniamy rolę nowych technologii, zwłaszcza cyfryzacji, robotyki, druku 3D, dronów, automatyzacji. Wyręczają nas one w wielu codziennych czynnościach i pozwalają prowadzić w miarę „normalne życie”. Z pomocą nowych technologii możemy zdalnie pracować, prowadzić przedsiębiorstwo, szkolić się, uczyć, prowadzić lekcje, płacić za faktury, podpisywać zdalnie umowy, nie narażając siebie i innych, co skłania nas do tego, że będziemy wykorzystywać je częściej w przyszłości. Przestawienie się dużej liczby osób pracujących i uczących się z tradycyjnych sposobów nauczania, szkolenia czy organizacji pracy, w tak krótkim i szybkim tempie jest wyjątkowym doświadczeniem społecznym. Kryzys epidemiczny spowodował, iż wiele firm i instytucji publicznych musiało z dnia na dzień zmienić sposób zarządzania i świadczenia usług. Jestem zdania, że zdaliśmy ten egzamin. Wiadomo, że cyfryzacja przedsiębiorstwa jest procesem złożonym i długotrwałym, ale pozwala firmie działać efektywnie, niezależnie od warunków zewnętrznych, które mogą zatrzymać tradycyjne funkcjonowanie firmy. Dlatego kryzys epidemiczny jest szansą na znaczne przyspieszenie transformacji gospodarki w kierunku rozwiązań cyfrowych i sprostaniu współczesnym wyzwaniom społecznym.

Jak Pani zdaniem zareagowały polskie małe i średnie przedsiębiorstwa na lockdown? Czy dostrzega Pani wśród przedsiębiorców więcej optymizmu, przejawiającego się w poszukiwaniu sposobów nie tyle na utrzymanie firm, co na ich rozwój w nowej rzeczywistości? Czy też raczej okopali się na swoich pozycjach, szukają wsparcia publicznego i czekają na rozwój sytuacji? Kwarantanna wyraźnie pokazała, jak ważna jest dywersyfikacja działalności – zarówno sposobów dotarcia do klientów, kanałów dystrybucji, współpraca z innymi firmami…

Pandemia pokazała, że Polacy są bardzo kreatywnym i przedsiębiorczym narodem. W ciągu kilku tygodni część z nich nie tylko zrewolucjonizowała swój model biznesowy, zmieniła przedmiot działalności, zmieniła sposób świadczenia pracy w firmach i ich organizację, czy też proponowała nowe wynalazki wprost nakierowane na radzenie sobie z koronawirusem. Przedsiębiorcy znaleźli się w sytuacji, w której nagle muszą dostosować swoje modele biznesowe i szukać oszczędności. Ale nie zawsze jest to możliwe. Trudno sobie przecież wyobrazić zdalne usługi fryzjerskie czy wirtualne taksówki albo noclegi na odległość. Takim firmom służą poszczególne instrumenty tarczy antykryzysowej, zwłaszcza te, których celem jest podtrzymanie firm, które zostały odcięte od przychodów i klientów. Jesteśmy w ciągłym w kontakcie z przedstawicielami branż, organizacji pracodawców oraz samymi firmami, zwłaszcza z sektora MŚP, i na bieżąco, elastycznie reagujemy na dynamicznie zmieniającą się sytuację, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Wiemy, że już w pierwszym tygodniu marca wiele firm boleśnie odczuwało negatywne skutki zamrożenia gospodarki. Stąd tak ważne było jak najszybsze wprowadzenie poszczególnych odsłon tarczy, aby firmy ponoszące cały czas koszty prowadzenia działalności i odczuwające spadek sprzedaży i produkcji miały osłonę. W wielu przypadkach natomiast proaktywność i elastyczność wobec zmieniających się warunków rynkowych będzie determinantem dla zachowania ciągłości działania lub w ogóle przetrwania.

(…)

Czy Polska może skorzystać z nowego planu Marshalla? Jak Pani ocenia szanse na skorzystanie z unijnego wsparcia w czasie recesji, z którą będziemy musieli się zmierzyć? Czy Europę stać na taki plan?

Potrzebujemy ambitnego funduszu wsparcia i zapewnienia zwiększonych środków z budżetu UE na lata 2021–2027. W odróżnieniu od Planu Marshalla, nie będzie to jednak pomoc z zewnątrz. Dzisiejsza sytuacja pokazuje, jak bardzo potrzebujemy prawdziwego wewnątrzunijnego poczucia wspólnoty. Sami w UE musimy przełamać egoizmy i na podstawie wewnątrzwspólnotowej solidarności wzajemnie pomóc sobie w potrzebie. Jeśli będzie to wymagać zapewnienia większych środków ze strony tych, którzy nimi dysponują, to powinny być one zapewnione. Dobrobyt najsilniejszych jest dziś możliwy dzięki Jednolitemu Rynkowi i temu, że uczestniczą w nim gospodarki wszystkich państw członkowskich. A także dzięki istnieniu transgranicznych łańcuchów wartości i swobodnego przepływu pracowników i kapitału. Odbudowa europejskiej gospodarki to inwestycja w przyszłość UE, a nie pomoc charytatywna, czy wysokie „kieszonkowe” dla państw, które miałoby być uzależnione od ich dobrego sprawowania i dyscypliny wydatkowej. Od tego zależy przyszłość nie tylko naszej konkurencyjności, ale i przetrwania strefy euro i samej UE. Dlatego pierwszorzędną kwestią jest solidarność, spójność, konwergencja gospodarek UE w oparciu o Jednolity Rynek bez barier. Wspomniany przeze mnie wcześniej różny poziom pomocy publicznej w poszczególnych państwach członkowskich, powinien zostać w związku z tym uwzględniony przy rozdzielaniu wsparcia z przyszłego funduszu odbudowy. Chodzi o to, by nie doprowadzić do trwałych zaburzeń równowagi i aby wszystkie 27 państw członkowskich mogło pełnić rolę lokomotyw europejskiej gospodarki. Premier Morawiecki wskazywał ostatnio na dodatkowe źródła dochodów własnych UE. Te rozwiązania będą jednak skuteczne jedynie wtedy, gdy zostaną wprowadzone na poziomie unijnym. Warto też, by cała Unia podążyła tropem Polski, podobnie jak Dania, Francja czy Belgia, i uzależniła pomoc od uczciwości podatkowej. Trzeba wreszcie postawić tamę unikaniu opodatkowania i oszustwom podatkowym.

Redakcja „Gazety Bankowej” i portalu wGospodarce.pl prowadzi akcję „Kupuję bo polskie”. To podkreślenie znaczenia naszych codziennych wyborów konsumenckich, tak by każdy mógł wspierać polskich producentów. To niejedyna taka akcja podkreślająca wagę patriotyzmu konsumenckiego. Czy Pani zdaniem mamy szansę na wzmocnienie znaczenia gospodarki narodowej? Czy obecność na polskim rynku – opłacanie podatków w Polsce, reinwestycja zysków, wpływ na rynek pracy i właśnie na innowacyjność, powinno mieć znaczenie w ocenie konsumenckiej produktów i usług?

Kupowanie polskich produktów to najprostszy sposób na wsparcie naszej gospodarki – ten przekaz premiera Morawieckiego nabiera teraz szczególnego znaczenia. 79 groszy z każdej złotówki wydanej na produkty, które powstały w naszym kraju, zostaje w polskiej gospodarce. W przypadku zakupu produktów importowanych jest to tylko 25 groszy. Gdybyśmy częściej kupowali polskie produkty, to w Polsce zostawałyby miliardy złotych rocznie. W ten sposób pieniądze zainwestowane w polską gospodarkę wracają do samych producentów, ale też do nas samych, w formie podatków finansujących nasze bezpieczeństwo, szkolnictwo czy ochronę zdrowia. Według badań Centrum Badań i Analiz Rynku aż 90 procent Polaków, chętnie decyduje się na zakup rodzimych produktów. Wydane pieniądze, które zasilą polską gospodarkę, pozwolą polskim przedsiębiorcom zachować płynność finansową i utrzymać miejsca pracy w tym trudnym czasie. Mam nadzieję, że w najbliższych latach moda na polskie produkty będzie rosła. Sprzyja temu ich znakomita jakość. Nie oznacza to jednak, że Polscy konsumenci powinni wstrzymywać się z zakupami zagranicznych towarów, bo zdrowa konkurencja motywuje do innowacyjności. Jeżeli jednak wybór jest porównywalny, warto sięgać właśnie po krajowe produkty. Nasze codzienne wybory konsumenckie przyczyniają się do budowy rodzimego kapitału. A dziś – gdy zmagamy się z bezprecedensowym wyzwaniem w postaci pandemii – znaczenie patriotyzmu gospodarczego nabrało szczególnego znaczenia.

Rozmawiał Maciej Wośko

Pełny tekst wywiadu z wicepremier Jadwigą Emilewicz oraz więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych

„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android

Szczegóły, jak zamówić e-wydanie „Gazety Bankowej”, kliknij tutaj

Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria
Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.