Czy w Nowym Jorku dzieci pójdą do szkoły?
Chociaż Nowy Jork należy do miast najskuteczniej zwalczających pandemię koronawirusa, a do rozpoczęcia roku szkolnego zostało mniej niż trzy tygodnie, decyzja w sprawie powrotu uczniów do szkół jeszcze nie zapadła. Zdecydowanie przeciwne są związki zawodowe nauczycieli.
Trwająca od dłuższego czasu debata nie przyniosła rozwiązania. Burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio podkreśla w kontekście pandemii, że to miasto jest najbezpieczniejsze w Ameryce. Przyrzeka, że nie otworzy szkół, jeśli będzie to stwarzało zagrożenie. Związki zawodowe nauczycieli przyjmują to ze sceptycyzmem i grożą strajkiem uzasadniając, że plany władz nie są przejrzyste ani wystarczająco szczegółowe.
Nowy Jork jest największym w USA okręgiem szkół publicznych. Kształci ponad 1,1 miliona uczniów i zamierza rozpocząć nowy rok do połowy września w formie hybrydowej. Większość uczniów przebywałaby klasach zgodnie z zamierzeniami najwyżej trzy dni w tygodniu.
Wciąż nie wiadomo jeszcze jak miałby dokładnie wyglądać harmonogram. Władze miejskie podały, że trafi do rodziców do 26 sierpnia.
De Blasio przypominał, że siedmiodniowa średnia wskaźnika testów na obecność koronawirusa z pozytywnym wynikiem utrzymuje się na wysokości 1 procent lub mniej i jest jedną z najniższych w kraju. W ostatnich tygodniach dobowy bilans ofiar śmiertelnych czterokrotnie wynosił zero. W ciągu ostatniej doby zmarła jedna osoba.
„Nasz plan ponownego otwarcia szkół jest najbardziej rygorystyczny w kraju i chcę, aby rodzice wiedzieli, że podejmujemy absolutnie wszelkie środki ostrożności, aby ich dzieci były zdrowe i bezpieczne” – przekonywał burmistrz.
Związki zawodowe żądają jednak m.in. żeby ze względu na bezpieczeństwo każdego dorosłego i dziecko, którzy wchodzą do szkoły, przebadano na obecność koronawirusa lub przeciwciał. Władze do tego zachęcają, ale nie traktują jako obowiązek.
Oliwy do ognia w gorącej debacie dodał jeszcze w piątek gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo. Pytany w jednym z wywiadów, czy gdyby miał dziecko w wieku szkolnym, wysłałby je na zajęcia w mieście, odmówił odpowiedzi. Twierdzi, że władze wciąż pracują nad ostatecznym rozwiązaniem.
„Miałbym wiele pytań, rodzice mają dużo pytań. Bądźmy szczerzy, to ryzykowny krok bez względu na to, jak to zrobisz. (…) Wprowadzasz wielu ludzi do miejsc zbiorowych. Czy masz testy? Czy jest monitorowanie (osób podejrzanych o kontakty z zakażonymi – przyp. PAP)? Czy spełnione będą wymagania dotyczące dystansu społecznego?” – wyliczył.
Mówił, że w wielu regionach po otwarciu szkół w ciągu tygodnia pojawiły się kłopoty. „Mamy 700 okręgów szkolnych i jestem pewien, że w Nowym Jorku będziemy mieli 700 różnych odpowiedzi” – ocenił gubernator.
Tymczasem władze stanowe potwierdziły w sobotę, że z ponad 94 000 testów przeprowadzonych poprzedniego dnia na obecność koronawirusa z pozytywnym wynikiem było 653, czyli 0,69 proc i 15. dzień z rzędu spadły poniżej 1 procenta. W ciągu ostatniej doby zmarły trzy osoby.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)