Informacje

Shibuya / autor: Pixabay
Shibuya / autor: Pixabay

Czy grozi nam ta japońska choroba? Hikkimoryzm truje rynek pracy

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 1 grudnia 2020, 21:10

    Aktualizacja: 1 grudnia 2020, 23:03

  • Powiększ tekst

Mają między 40 a 50 lat. Żyją pogrążeni w chronicznej beznadziejności. Większość z nich nadal jest samotna i bezdzietna, a w miejscu pracy oddali już „fartucha”. Stracone - jak się o nim mówi - pokolenie Japończyków pozostaje bezrobotne, niezamężne i mieszkające z rodzicami

Są w wieku od 40 do 50 lat. Są też coraz bardziej przekonani, że resztę życia spędzą na opiece nad starszymi rodzicami w domu, którego tak naprawdę nigdy nie opuścili. Są „straconym pokoleniem” Japonii, nauczką i przestrogą dla pozostałych krajów rozwiniętych oraz tych ze strukturalnymi problemami gospodarczymi.

Według szczegółowego raportu Bloomberga, japoński spis ludności liczy, że jest ich 3,4 miliona w kraju liczącym 126 milionów obywateli. W tamtym czasie dotkniętych było od 13 do 15 milionów, ale obecnie tylko jedna czwarta z nich pozostaje w egzystencjalnym czyśćcu.

Kryzys lat 80 XX wieku spowodował, że wprowadzono surowy rygor, by firmy nie zwalniały, a zatrudniały jak najmniej nowych pracowników. To spowodowało, że firmy niemal zaprzestały rekrutacji w latach 1993-2004. To dramat milionów młodych ludzi. Drzwi na rynek pracy otwierają się tylko raz, a jeśli w młodości nie zdążyłeś przejść przez lejek pracy i utrzymać się na ścieżce kariery, to byłeś skreślony na całe życie, bo całe następne pokolenie już czekało na pracę, także gdy kraj wrócił na właściwe tory. To, dodane do narodowego zaniedbania i rzeczywistości psychospołecznej, takiej jak hikikomoryzm (stres i praca w korporacyjnym wyścigu szczurów w połączeniu w narastającą obawą przed światem realnym i zewnętrznym, prowadząca do nawet psychotycznej aut-izolacji), stworzyło nadwyżkę dzieci, z którymi rządy nie wiedziały, co robić, ani wtedy, ani teraz, gdy dobijają wieku średniego.

Wielu zamknęło się w swoich domach. To przerodziło się w jeszcze większy lęk do otwartych przestrzeni. Nie stać ich na wiele więcej niż konieczne do przeżycia. Odwrócili się od konsumpcji. Stygmatyzacja społeczna ciąży na nich tak bardzo, że organizacje pozarządowe i inne stowarzyszenia promują przeznaczone dla nich miejsca spotkań - studia dzięki czemu uczestnicy mogliby nawiązać relację z innymi ludźmi, bez odczuwania nadmiernej presji. Niby bez presji, ale też by nie zostali wyrzutkami społeczeństwa i próbować odbudowali resztki choćby jakiegoś życia.

Niektórzy, widząc panoramę miasta, porzucali studia, inni kończyli studia, wielu próbowało od czasu do czasu ponownie podjąć pracę, ale szanse są niepewne (praca wymagająca wysiłku fizycznego lub stresu), że nadal się wycofują.

Istnieją już programy rządowe pomagające firmom w zatrudnianiu ludzi ze straconego pokolenia w rekrutacjina przeciętne stanowiska, ale liczba kandydatów jest zawsze znacznie większa niż oferowanych stanowisk. Ponieważ w większości zależą od emerytury rodziców, nie wiadomo, co się stanie, gdy ci umrą.

Dwie prędkości: Aby stawić czoła recesji, zdecydowano się na formułę, która jest nam znana zapewniając zadowolenie starszych i stałych pracowników, ale otwierając wszelkie nowe wakaty na podstawie umów tymczasowych i zewnętrznych o znacznie niższych płacach.

Stworzono dwugłowy rynek pracy, na którym starsi mają dużą liczbę przywilejów kosztem skazania połowy siły roboczej kraju na nomadyzm zawodowy, który uniemożliwia stabilną konsumpcję w gospodarce. Najwięcej płacą zawsze najsłabsi.

Chociaż statystyki mówią, że stopa bezrobocia w tym kraju azjatyckim wynosi 2,2 proc., połowa Japończyków żyje z pensjami od 150 000 do 200 000 jenów (od 5 300 zł do 7 000 zł), co jest ewidentnie niewystarczające, aby planować coś długoterminowo. Wszystko to stworzyło koktajl, w wyniku którego znika klasa średnia, a nierówności i ubóstwo rosną. Politycy od lat próbują to naprawić, ale bezskutecznie.

Japonia jest i bez tego nadmiernie zadłużona przez koronawirusa i wcześniejszą - zbyt ekspansywną finansowo - politykę fiskalną, a niska inflacja, niska konsumpcja i niewielka innowacja powodują obawy, że już szykuje się problematyczne nowe pokolenie, podczas gdy nie wyleczono jeszcze poprzedniego, bardzo chorego pokolenia.

vocal.media, mw

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych