Jest problem - jest reakcja rządu: Obowiązkowy alkomat w każdym samochodzie. Producenci zacierają ręce
Obowiązkowy alkomat w każdym samochodzie, nowa rzecznik rządu i obarczenie prezesa PiS odpowiedzialnością za słowa Davida Camerona. Premier Donald Tusk przedstawił plany swojego gabinetu.
Spóźniony ponad godzinę premier Donald Tusk w towarzystwie starego rzecznika rządu - Pawła Grasia, nowej pani rzecznik - Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a także ministrów Bartłomieja Sienkiewicza i Marka Biernackiego przedstawiał dziś na konferencji prasowej przyjęte przez rząd założenia.
"Jak już pan minister Graś zauważył, już nie jest rzecznikiem prasowym rządu. Jest dzisiaj uzurpatorem... Podpisałem nominację i zakres obowiązków dla ministra i sekretarza stanu - Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Żegnając Pawła Grasia, a witając panią Małgorzatę, pozwolimy sobie na wspólne prowadzenie przez nich konferencji... Nie jest tak łatwo zastąpić Pawła Grasia, ale któż ma do tego więcej predyspozycji niż pani minister? Według mojej wiedzy nikt w Polsce..." - kokietował premier na początku spotkania.
Tusk przypomniał, że Rada Ministrów zajmowała się głównie rekomendacjami do ewentualnych zmian w prawie karnym. To efekt wypadku w Kamieniu Pomorskim, gdzie pijany kierowca zabił sześć osób. Premier zapewniał, że rekomendacje rządu są korzystne, nie zamykają jednak dyskusji nad zagrożeniami dotyczącymi pijanych za kółkiem. Zadeklarował też, że środowa konferencja prasowa zostanie poświęcona wydatkom związanym z unijnymi pieniędzmi.
Jedną z głównych spraw poruszonych przez premiera Tuska była kwestia finansów Lasów Państwowych. Tusk tłumaczył, że chce, by pieniądze zarabiane przez LP były lepiej pożytkowane przez państwo. Stąd sięgnięcie przez rząd do ich kieszeni, lecz przy zachowaniu ich państwowego statusu. "To ustawa o kapitalnym znaczeniu. Od wielu lat toczyła się dyskusja, jak zachowując status Lasów Państwowych można mieć większy pożytek publiczny z pieniędzy, jakie Lasy Państwowe zarabiają. Pojawiał się bardzo różne koncepcje - uznaliśmy, że najważniejsze jest sformułowanie celu publicznego. I uznaliśmy, że potrzebne są tutaj działania, które na dłuższą metę ustawią zabezpieczenie finansowe Lasów Państwowych, ale zgromadzone środki, nieobłożone żadną daniną poza podatkiem leśnym, pozwalają nam wykorzystać te środki, które są na kontach LP na rzecz programu odbudowy dróg lokalnych. Ten program cieszył się dużym powodzeniem i u obywateli, i w samorządach - popularnie nazwany "schetynówkami"
- tłumaczył premier.
Jak dodawał, na na 2014 rok przeznaczonych na te drogi było - jak podkreślił premier - tylko 250 mln złotych. Pieniądze z kont Lasów Państwowych mają więc trafić na ten program i kolejno w 2014 i 2015 r. wynieść po 800 mln - z czego w każdym roku 650 mln pójdzie na odbudowy dróg lokalnych, a po 150 mln pozostanie w budżecie państwa.
"Dlaczego takie proporcje? Od 2016 r. ta danina będzie miała trwały charakter - 2 proc. od przychodów Lasów Państwowych. (...) W naszej ocenie jest to wariant absolutnie bezpieczny dla Lasów Państwowych, stosunkowo mało opresyjny, pomijając te dwa pierwsze lata. To ciężar, który wymaga od polskich leśników determinacji i samodyscypliny, ale to ciężar do udźwignięcia. Od roku 2016 wysokość tej daniny jest bardzo bezpieczna. Jest też dodatkowy bezpiecznik - od 2015 r. możemy korygować wysokość tej daniny, a od roku 2016 minister środowiska będzie mógł częściowo umarzać czy odstępować od daniny. Jest to wariant bezpieczny z punktu widzenia misji, jaką mają do wykonania Lasy Państwowe" - zapewniał Tusk.
Szef rządu mówił też, że dzięki temu posunięciu - włącznie z środkami z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego - na odbudowę dróg lokalnych trafi ponad miliard złotych. Premier zadeklarował także zmiany w Krajowym Rejestrze Sądowym. Powodem - wedle zapewnień Tuska - jest chęć ułatwienia otwarcia przedsiębiorstwa.
"Od wielu lat walczymy o to, by jedno okienko stało się komfortowe dla tych, którzy chcą założyć działalność gospodarczą. Dotychczasowe działania przynosiły dobre efekty, ale wybiórczo, zależały od dobrej lub złej woli urzędnika. Nie było automatyzmu. Te dzisiejsze decyzje dotyczące KRS, że to nie wola urzędnika, ale automat przepisów spowoduje, że jedno okienko stanie się modelem, o który zabiegamy od kilku lat" - mówił.
Najwięcej miejsca i czasu poświęcono jednak zmianom w prawie związanych z karaniem pijanych kierowców. Tusk nie krył, że to rezultat oburzenia społecznego po wypadkach w Kamieniu Pomorskim czy Łodzi.
"Stanęliśmy przed dylematem, jak nie ulec emocjom, które tak naprawdę podzielamy. Po Kamieniu Pomorskim, po przypadkach jak pijany policjant za kółkiem, mimo dobrych statystyk, nie zmienia to faktu, że oburzenie społeczne jest uzasadnione tymi tragicznymi wypadkami. Ale nie możemy pisać prawa wyłącznie pod wpływem emocji. Musimy uzyskać efekt profilaktyczny - by jak najmniej tego typu zdarzeń na polskich drogach miało miejsce. Nie wyeliminujemy tego zjawiska z dnia na dzień. (...) Bez takiej mocniejszej egzekucji praw i zakazów, i bez pewnych drastycznych jednak zmian w przepisach prawa nie uzyskamy szybko efektu, o który nam chodzi. Dlatego postanowiliśmy przyjąć pierwsze rekomendacje dotyczące tego zjawiska, mające na celu redukcję tego zjawiska. Rząd nie może uczestniczyć w licytacji na wysokość kar. To proste, prostackie ściganie się... W zapasie są zawsze zwolennicy kary śmierci. Jeden ze znanych profesorów proponował obcięcie rąk pijanemu kierowcy..." - stwierdził Tusk, deklarując, że rząd musi działać bez emocji, a prawo wpłynie na zmiany sposobu zachowania kierowców.
Rekomendacje rządu w tej sprawie dotykają kilku aspektów prawnych: "Dziś kto po raz pierwszy został złapany za jazdę po alkoholu - 0,5 promila - to taka osoba traci prawo jazdy od roku do dziesięciu lat. Naszym zadaniem jest podniesienie dolnego pułapu - od minimum trzech lat do piętnastu lat. Osoba po raz drugi przyłapana na jeździe pod wpływem alkoholu traciłaby prawo jazdy na minimum pięć lat. Oczywiście sądy mają możliwość zasądzenia wyroku do piętnastu lat. Dla osoby po raz pierwszy przyłapanej na jeździe po alkoholu będziemy proponowali obligatoryjną nawiązkę - minimum 5 tysięcy złotych. Maksymalna nawiązka to 100 tysięcy. Po trzecie - po raz pierwszy przyłapany na jeździe w stanie nietrzeźwości po otrzymaniu wyroku - będzie on publicznie ogłoszony, także z danymi tej osoby. Podwyższenie pułapu, jeśli chodzi o czas zakazu prowadzenia pojazdów, nie zmienia przepisów grożących więzieniem. (...) Ktoś złapany po raz drugi będzie musiał zapłacić nawiązkę w wysokości 10 tys. złotych" - mówił szef rządu, dodając, że złapany po raz drugi "raczej może spodziewać się bezwzględnego więzienia".
Tusk nawiązał również do problemu prowadzenia samochodów bez uprawnień. "Chcemy przenieść z kodeksu wykroczeń do kodeksu karnego te przypadki... Chcemy, by jazda bez uprawnień była przestępstwem" - podkreślał premier, dodając, że w najbliższym czasie rząd wprowadzi obowiązek zaopatrzenia każdego pojazdu w alkomat.
"Wiąże się to z intencją, by ograniczyć tzw. przypadkowych nietrzeźwych. Ludzie w Polsce siadają często za kółkiem, bo pili poprzedniego dnia i myśleli, że są trzeźwi. (...) Obowiązek posiadania alkomatu zwiększy użytek. To będzie wymagało vacatio legis, Francuzi chcieli wprowadzić to szybko, my zakładamy, że obowiązek od 1 stycznia 2015 r. jest chyba realny. Sprawdzaliśmy koszt tego urządzenia na rynku - u nas to jest ok. 5-10 złotych" - oznajmił Tusk.
Stwierdził też, że będzie to wymagało odpowiedniego czasu, by przystosować alkomaty do wymagań w powszechnym użyciu.
Po szefie rządu głos zabrali obecni ministrowie. Minister sprawiedliwości Marek Biernacki przekonywał - popierając swój wywód liczbami, że w ostatnich latach spadła zarówno liczba wypadków, a także liczby pijanych kierowców na drogach.
Szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz dodawał: "Wielość i różnorodność narzędzi przynosi skutek. Uważamy, że ten trend w Polsce jest generalnie pozytywny, co nie znaczy, że te liczby są zadowalające. Niemniej widać wyraźnie, że musimy wzmocnić sferę prewencyjną, w której wielką rolę odgrywa działanie policji
- oznajmił minister spraw wewnętrznych, dodając, że rząd chce zwiększyć liczbę kontroli na drogach.
Dla nas rzeczą najważniejszą jest to, by każdy, kto prowadzi samochód, tramwaj czy pociąg, zdawał sobie sprawę, że zmieni się zakres tolerancji wobec tego typu zachowań. Jeśli prowadzisz po raz pierwszy po pijanemu - zapłacisz min. 5 tysięcy złotych, na trzy lata stracisz prawo jazdy i być może trafisz do więzienia" - puentował premier Tusk, dodając, że kary za drugi tego typu przypadek będą odpowiednio wyższe.
I dodawał: "Te zmiany w przepisach nikomu nie przywrócą życia, ale chcemy ograniczyć tego typu zdarzenia. Wiemy, że największym takim tym, co sprawia, że tak wielu ludzi siada za kółkiem będąc nietrzeźwym, jest to, że wielu ludzi uważa, że to nic takiego. Mam nadzieję, że za tymi zmianami pójdą też zmiany kulturowe" - mówił szef rządu.
Dziennikarze rozpoczęli od pytań o nową rzecznik rządu. Małgorzata Kidawa-Błońska z uśmiechem na twarzy zapewniała, że musi spotkać się z dziennikarzami i ustalić reguły gry: "Bardzo trudno poprawiać wizerunek, bo z Pawłem pracowało mi się bardzo dobrze i wydawało mi się, że ta współpraca układała się bardzo dobrze... Chciałabym zacząć od spotkania z dziennikarzami. Każdy na swój sposób prowadzi politykę informacyjną. Będę musiała nauczyć się pewnych rzeczy, zmienić zdanie w stosunku do Twittera, dlatego będę podchodziła do tego bardzo spokojnie..." - przekonywała polityk PO.
Tusk zdyscyplinował przy tym dziennikarzy, sugerując, że ci nie zachowują się wzorowo w stosunku do nowej pani rzecznik. Sam - jak przyznał - jest wzorem w tej sprawie i tego samego oczekuje od przedstawicieli mediów.
Szef rządu odniósł się też do wypowiedzi premiera Wielkiej Brytanii, który sugerował, że chce ograniczyć prawa imigrantów dotyczące zasiłków socjalnych. Cameron obarczył winą Polaków. Tusk obiecał, że poruszy ten problem w rozmowie telefonicznej z szefem brytyjskiego rządu.
"Jestem umówiony na rozmowę telefoniczną z premierem Cameronem. Z mojej strony ta sprawa zostanie jednoznacznie postawiona. Rząd brytyjski ma pełne prawo wprowadzać przepisy socjalne dla żyjących w Wielkiej Brytanii. Ale nikt nie ma prawa wskazywać Polaków jako grupę, która szczególnie coś wykorzystuje. Nie będzie akceptacji i zgody, by to były przepisy, które stygmatyzują grupę narodową, w tym wypadku Polaków. Minister Sikorski wyjaśnił, jak wielkim nieporozumieniem są wypowiedzi Camerona. (...) Wystarczy wiedzieć, że jeżeli rodzice są w Wielkiej Brytanii i tam płacą podatki, to jest to dla nich korzyść. (...) Żadne zmiany w prawie europejskim nie będą możliwe, jeśli uczynią jakąkolwiek mniejszość imigrancką w gorszych warunkach niż to wynika z dzisiejszych przepisów. Jeśli Cameron chce zmieniać przepisy dotyczące polityki socjalnej, to ma prawo to zrobić, ale nie może to dotyczyć jakiejś grupy narodowej. Jeśli będzie ktoś chciał zmienić traktat europejski, by było to możliwe, Polska będzie to wetowała dziś, jutro i zawsze" - zapewnił Tusk.
I dodawał: "Widziałem wielu Anglików, którzy zachowują się nagannie w Krakowie, Gdańsku czy Warszawie i nigdy nie przyszło mi do głowy, by użyć narodu Anglików jako przykładu zachowań negatywnych. To nie jest powód, by używać kwantyfikatora, że Polacy są tacy, a Anglicy tacy... Uważam to za nieakceptowalne, zwłaszcza w ustach premiera rządu. Mam nadzieję, że usłyszę jutro wyjaśnienia w tej kwestii" - ocenił Tusk.
Sporo ożywienia w słowach premiera Tuska wywołało pytanie o list Janusza Piechocińskiego, który zaapelował do Jarosława Kaczyńskiego, by wycofał Prawo i Sprawiedliwość z europejskiej frakcji EKiR, w której PiS znajduje się razem z partią Davida Camerona.
"Wiecie państwo... myśmy od kilku lat alarmowali opinię publiczną o sytuacji, która jest szkodliwa z punktu widzenia interesów Polski. To nie jest ostatni przypadek... Było dużo więcej przypadków, w których PiS jako część większej formacji w PE obiektywnie działał wbrew polskim interesom. I to nie dlatego, ze Jarosław Kaczyński tak chciał, bo pewnie subiektywnie czuje się patriotą w stu procentach. To nie jest sztuka deklarować patriotyzm, problemem jest działanie, które sprzyja interesom. Frakcja, w której znajduje się PiS zazwyczaj zajmuje stanowisko, które jest wbrew polskim interesom. Taką sobie rodzinę wybrali... Upór trwania w tym zestawie, jaki prezentuje Jarosław Kaczyński to długa tradycja i wiele razy różne osoby zwracały uwagę, że jest to wbrew polskim interesom. Nie jestem pewien, czy to dotrze do pana prezesa..." - kpił premier.
svit, wPolityce.pl