Jednoosobowe powstanie przeciwko... wirusologom!
Od trzech tygodni trwa policyjna obława na byłego żołnierza, Jurgena Coningsa, który groził głównemu wirusologowi kraju Marcowi Van Ranstowi. 50 tys. osób poparło Coningsa na Facebooku, a flamandzcy nacjonaliści nazywają go symbolem swoich politycznych praw - pisze portal Politico.
Poszukiwany Jurgen Conings znajdował się na liście osób, które stanowią zagrożenie terrorystyczne i ze względu na swoje skrajnie prawicowe poglądy polityczne był obserwowany przez resort spraw wewnętrznych.
Były wojskowy groził za pośrednictwem mediów społecznościowych kilku osobom, w tym Marcowi Van Ranstowi - wirusologowi, który należy do najbardziej wpływowych ekspertów doradzających rządowi Belgii w sprawie działań przeciwepidemicznych. Van Ranst został wraz z rodziną objęty policyjną ochroną i przebywa w bezpiecznym miejscu. Na podstawie publikowanych przez Coningsa listów również inne osoby otrzymały dodatkową ochronę policyjną.
Według policji poszukiwany Conings uzbrojony jest w granatnik, karabin automatyczny oraz pistolet. Przed zniknięciem wysłał pożegnalne maile, w którym stwierdził, że „zaatakuje wirusologów i przedstawicieli reżimu”.
Kiedy w pierwszych dniach obławy żołnierze przeczesywali park narodowy Hoge Kempen w Limburgii na wschodzie kraju- gdzie znaleziono samochód Coningsa - dziesiątki tysięcy Belgów wyrażało poparcie dla niego w Internecie, a grupa na Facebooku „Murem za Jurgenem” zrzeszała ok. 50 tys. członków i została usunięta przez władze serwisu. Kilkuset fanów protestowało na ulicach, trzymając m.in. transparenty „Jurgen’s life matters” (na wzór Black lives matter).
Poparcie dla Coningsa, wraz z rosnącym poparciem dla skrajnie prawicowej partii Vlaams Belang (Interes Flamandzki- PAP), ujawnia problem Flandrii, północnej części Belgii, gdzie ponad 40 proc. mieszkańców chce poluzować więzy z biedniejszym, francuskojęzycznym południem - pisze Politico.
„Dla niektórych flamandzkich prawicowców sprawa Coningsa jest uosobieniem wykluczenia z rządu flamandzkiego prawicowego ruchu nacjonalistycznego (którego Conings był członkiem). Conings, który w liście pożegnalnym stwierdził, że nie może już żyć +z kłamstwami ludzi, którzy potem decydują, jak powinniśmy żyć+, nagle zmienia się w symbol głębszego flamandzkiego niezadowolenia i wyobcowania” - komentuje brukselski portal.
Przewodniczący Vlaams Belang, Tom Van Grieken, wyjaśnia, że „kiedy wybuchła pandemia, belgijski rząd zmusił wszystkich do pozostania w domu, we własnych izolatkach”. „Podczas pandemii opozycja prawie nie pojawiła się w mediach. Minister zdrowia Frank Vandenbroucke, który odegrał dużą rolę w kryzysie, nawet nie ma wyborczego mandatu. (…) Politycy byli zbyt tchórzliwi, by tłumaczyć nowe ograniczenia i pozostawili to wirusologom, by bronili podjętych środków” - powiedział Van Grieken.
Politico zwraca również uwagę, że publiczna demonstracja poparcia dla Coningsa zbiegła się w czasie z nowym sondażem, według którego Vlaams Belang - której Conings był członkiem w 2020 r. - zdobędzie jedną czwartą flamandzkich głosów (w 2019 r. było to 18,5 proc.). Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, wraz z konserwatywnym i nacjonalistycznym Nowym Sojuszem Flamandzkim miałyby razem większość miejsc we flamandzkim parlamencie.
PAP/ as/