Opinie

Strefa euro jest poddawana obecnie próbie dalece bardziej niebezpiecznej niż kryzys zadłużenia po 2008 r. / autor: Fratria / AS
Strefa euro jest poddawana obecnie próbie dalece bardziej niebezpiecznej niż kryzys zadłużenia po 2008 r. / autor: Fratria / AS

TYLKO U NAS

Egzamin dojrzałości strefy euro

Jerzy Bielewicz

Jerzy Bielewicz

Finansista, doradca w Departamencie Zagranicznym NBP, były prezes stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Absolwent IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, były doradca Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, specjalista w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw. Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP

  • Opublikowano: 31 stycznia 2022, 12:40

  • Powiększ tekst

Wstąpić czy też nie? Liberalni ekonomiści raz jeszcze apelują, by Polska przystąpiła do strefy wspólnej waluty, która liczy sobie już 30 lat. Czy to właściwy moment, czy też rodzaj rocznicowej mantry bez odniesień do realiów? A jednak temat zaiste wart poruszenia, gdyż stanowi dobry pretekst, by bez uprzedzeń przeegzaminować, jak radzi sobie Europejski Bank Centralny w trudnych czasach – rozpoczyna felieton na łamach „Gazety Bankowej” Jerzy Bielewicz

Strefa euro jest poddawana obecnie próbie dalece bardziej niebezpiecznej niż kryzys zadłużenia po 2008 r. Przed z górą dekadą źródłem problemów była Grecja z długiem publicznym przekraczającym 130 proc. PKB. Dziś potencjalnych kandydatów na czarną owcę jest kilku. Poza Grecją (206 proc. długu publicznego do PKB na koniec 2020 r.) to przede wszystkim Włochy (156 proc.), potem Portugalia (136 proc.), Hiszpania (120 proc.). Co zaskakujące, na tej krótkiej liście znalazła się Francja (116 proc.)! Nie znamy jeszcze danych dotyczących zadłużenia tych państw na koniec 2021 r., ale wiemy już, jak kształtowała się inflacja w grudniu w poszczególnych krajach członkowskich, gdyż średnia dla całej strefy euro, choć rekordowa (5,1 proc.), nie oddaje dysproporcji ani napięć, które uniemożliwiają racjonalną politykę monetarną na całym tym obszarze walutowym.

Należy zatem zadać podstawowe pytania: jaka polityka monetarna i kiedy zostanie zastosowana? Czy ta odpowiadająca Litwie i Estonii ze wskaźnikami inflacji rok do roku w grudniu na poziomie odpowiednio 10,6 i 12,3 proc.? A może zwyciężą racje po stronie Malty, Portugalii i Francji z analogicznymi wskaźnikami inflacji na poziomie odpowiednio 2,4 i 2,8 oraz 2,8 proc.? Czy też pogodzą te państwa Niemcy, w których poziom inflacji – 5,3 proc. jest najwyższy od niemal 30 lat? Na ten obraz nakłada się odmienna sytuacja na rynku pracy w poszczególnych krajach członkowskich. I tak w Grecji oraz Hiszpanii wskaźnik bezrobocia na koniec grudnia 2021 r. kształtował się na poziomie odpowiednio 13,3 i 14,6 proc., podczas gdy w Niderlandach i Republice Czeskiej było to 2,7 i 3,5 proc. Czyj zatem interes zwycięży?

Odpowiedź jest stosunkowo prosta – EBC dostosuje swoją politykę monetarną do sytuacji, by skutecznie chronić najsłabsze ogniwa Wspólnoty, a Niemcy muszą się pogodzić z wysokim poziomem inflacji w średnim okresie.

„Zielona” inflacja już tu jest!

„Zielona” inflacja (greenflation), czyli wzrastający koszt transformacji od energetyki konwencjonalnej (ropa, gaz, węgiel) do tej opartej na odnawialnych źródłach energii (OZE), jest już z nami, co też pośrednio przyznała przedstawicielka RFN w Zarządzie i Radzie Dyrektorów Europejskiego Banku Centralnego – Isabel Schnabel. Jej wypowiedź cytują agencje informacyjne od Reutersa po Bloomberga, międzynarodowe media oraz wpływowe periodyki, jak „Wall Street Journal”, „The Economist” czy „Financial Times”. Co tak ważnego czy oryginalnego powiedziała? Otóż: „Zielona transformacja stwarza realne i mierzalne ryzyko wzrostu inflacji w średnim okresie” („Green energy transition poses measurable upside risk to our baseline projection of inflation over the medium term”), co może doprowadzić do „zmiany nastawienia i kierunku polityki monetarnej EBC”.

Hm, nic w tym sensacyjnego, jedno ze stanowisk w wewnętrznej dyskusji… stara nuda rzadko wychodząca poza mury budynku EBC we Frankfurcie nad Menem. Konkluzja wypowiedzi Isabel Schnabel burzy jednak spokój ducha bankowców centralnych, ba – w dużej mierze wręcz podważa wiarę w ich dotychczasowe instrumentarium analityczne! Niemka twierdzi, że „w pewnych sytuacjach banki centralne powinny odejść od obowiązującego konsensusu, że polityka monetarna, której celem jest stabilność cen w średnim okresie, powinna ignorować (look through) skutki wzrostu cen na rynku energii”.

Chodzi zapewne między innymi o to, że podstawowym kryterium wpływającym na decyzje monetarne banków centralnych pozostaje tzw. inflacja bazowa – wzrost cen z wyłączeniem wpływu cen energii i żywności ze względu na ich dużą zmienność (spadki i wzrosty), a dopiero w drugiej kolejności inflacja konsumencka, która uwzględnia również te zmienne. Jeśli przetłumaczymy ten tok myślenia na język zwykłych śmiertelników, to pani Schnabel chce nam powiedzieć, że mamy do czynienie ze splotem okoliczności, w których rosnące ceny energii mogą się przełożyć na znaczny wzrost inflacji w średnim, ale też w… nieco dłuższym okresie. Innymi słowy, „zielona” inflacja może się okazać uporczywa i odczujemy ją nie tylko poprzez wyższe rachunki za gaz i prąd, lecz również spowoduje ona trwałe podwyżki cen żywności oraz innych dóbr konsumenckich czy usług – w tym nie tylko transportowych.

Splot niekorzystnych okoliczności

Frans Timmermans, pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i komisarz UE ds. klimatu, twierdzi, że w odpowiedzi na kryzys energetyczny Unia powinna ograniczyć swoje uzależnienie od tradycyjnych nośników energii jak gaz ziemny, ropa naftowa i węgiel. Brzmi prosto? Realia nie chcą się jednak dostosować do życzeniowego sposobu myślenia tego polityka, bo najzwyczajniej w świecie nie zawsze i nie wszędzie świeci słońce oraz wieje wiatr… Z tego prostego powodu, dopóki nie nauczymy się, jak w sposób wydajny przechowywać wyprodukowaną energię, a także efektywnie przesyłać ją na czas, gdy może jej brakować, odnawialne źródła jak OZE pozostaną niepraktyczne i w takim sensie… „nieodnawialne”, bo trudno przewidzieć ich wydajność i moc, co powoduje, że nie zagwarantują stabilności dostaw energii elektrycznej.

Przekonali się o tym Niemcy, którzy poza OZE stawiają na gaz ziemny i węgiel brunatny. Wie o tym Francja, która niezależnie od inwestycji w OZE twardo obstaje przy energetyce atomowej. Świadomi sytuacji pozostają Amerykanie, rozbudowując w pośpiechu zdolności wydobywcze, przesyłowe i produkcyjne gazu skroplonego (LNG). Niewątpliwie największymi beneficjentami zamieszania na rynku energii, mimo zaklęć i pobożnych życzeń Fransa Timmermansa, okazują się dziś jednak Gazprom i Rosja Władimira Putina. Kreml zyskał tak silną pozycję negocjacyjną, że po raz kolejny stosuje szantaż gazowo-energetyczny wymierzony tym razem w całą Unię Europejską. Żąda bezwarunkowej zgody na przesył gazu przez gazociąg Nord Stream 2, wbrew regulacjom obowiązujących w UE. Jak to możliwe?

Globalna gospodarka wraca do zdrowia po kryzysie związanym z pandemią COVID-19, a tym samym gwałtownie rośnie popyt na energię. Analitycy przewidują, że już w tym roku zapotrzebowanie na gaz, ropę i węgiel przewyższy stan sprzed 2020 r., bijąc historyczne rekordy. Jednocześnie sektor wydobywczy po kryzysie 2008 r. przez lata pozostawał niedofinansowany, gdyż inwestycje w energetykę konwencjonalną spotykały się z niechęcią ze strony wielu instytucji i sektora finansowego. Trwała moda na OZE, a politycy prześcigali się w deklaracjach, jak ratować świat przed skutkami katastrofy klimatycznej. Komisja Europejska przedstawiła strategię Fit for 55, która stawia dalece wygórowane cele klimatyczne, proponując m.in. rozszerzenie handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS) na kolejne sektory: transport i budownictwo.

Program ETS już teraz działa jednak wadliwie, a ceny uprawnień wzrosły z 4 euro do ponad 80 euro w ciągu zaledwie pięciu lat (w ciągu ostatniego roku z około 30 do ponad 80 euro, czyli grubo ponad dwuipółkrotnie!). O skali wzrostów niech świadczy fakt, że niemiecka umowa koalicyjna między partiami SPD, FDP i Zielonymi, które objęły rządy w Niemczech, uzgodniona zaledwie przed kilku tygodniami, przewiduje, że ceny uprawnień do emisji nie mogą spaść poniżej 60 euro za tonę CO2 .

Można by rzec, że ten punkt umowy między zainteresowanymi stronami nieco się w międzyczasie zdewaluował, by nie powiedzieć – uległ presji inflacyjnej. Choć jego wymowa dalej jest jednoznaczna: Niemcy zamierzają narzucić całej UE swój własny kierunek oraz cele polityki klimatycznej, mimo że ta polityka poniosła porażkę i spowodowała wymierne straty, wywołując globalny kryzys w sektorze energetycznym. I właśnie te okoliczności zapewne wywołały głośne wystąpienia Isabel Schnabel oraz rezygnację z końcem ubiegłego roku ze stanowiska Jensa Weidmanna, byłego już teraz prezesa Deutsche Bundesbanku. Czy są/byli przeciw ratowaniu ziemi przed katastrofą klimatyczną? Nie, oni słusznie przewidują, że obecna strategia Komisji Europejskiej i EBC prowadzi do uporczywej „zielonej” inflacji, która może zdusić wzrost gospodarczy, a tym samym zapoczątkować okres stagflacji znany nam dobrze z lat 70. XX w., kiedy szok cenowy na rynku energii zdusił wzrost gospodarczy przy wysokiej uporczywej inflacji.

W tej sytuacji apele opozycji i liberalnych ekonomistów w Polsce o ponowne rozważenie kwestii przystąpienia do strefy euro wydają się zwyczajnie nieroztropne. Warto docenić to, co mamy: wzrost PKB grubo powyżej 5 proc., zadłużenie na poziomie 56 proc. i niski wskaźnik stopy bezrobocia. I dlatego powinniśmy, jak nigdy przedtem, pielęgnować, chronić oraz poszerzać naszą suwerenność zarówno w sektorze energetycznym, jak i w polityce monetarnej, z jedną z najważniejszych instytucji zaufania publicznego w Polsce, jaką jest Narodowy Bank Polski.

Jerzy Bielewicz

Więcej informacji i komentarzy ze świata finansów i gospodarki czytaj w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” (nr 02/2022), dostępnym także jako e-wydanie, także na iOS i Android

Szczegóły, jak zamówić e-wydanie „Gazety Bankowej”, kliknij tutaj

Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria
Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych