Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Program PiS-u – edukacja – podstawa do dyskusji?

Wojciech Książek

Wojciech Książek

Przewodniczący „Solidarności” oświatowej Regionu Gdańskiego, Wiceminister Edukacji Narodowej w latach 1997-2001

  • Opublikowano: 7 marca 2014, 15:38

  • 18
  • Powiększ tekst

Chociaż ogłoszenie programu Prawa i Sprawiedliwości nastąpiło trochę niefortunnie w dniu, gdy Polacy świętowali dwa złote medale olimpijskie, trzeba w sposób poważny potraktować jego wartość.

Na pewno na to zasługuje. Nie jako fragment  czczej gadaniny o szkole, ale  podstawa poważnej rozmowy o Polsce. Do takiej dyskusji zaprasza we wstępie lider PiS – Jarosław Kaczyński. A to jest nam potrzebne jak tlen w obliczu exodusu młodych ludzi, często po studiach (prawie pół miliona w samym 2013 roku), braku perspektyw wielu rodzin i regionów, spadającej liczby urodzeń.

Rację mają autorzy programu, że wzywają do rozmów poważnych, z gronem ekspertów, nie zaś na jakieś socjotechniczne chwyty, jak w 2007 roku, jeszcze dodatkowo z tzw. ustawkami widzów, aby wytrącali z równowagi lidera PiS (patrz: spotkanie telewizyjne z udziałem późniejszego premiera Donalda Tuska).

Wyrażam nadzieję, że tego rodzaju dialog będzie dotyczył także spraw szeroko rozumianej edukacji, bo jedną z zauważalnych zalet tego programu jest zazębianie się różnych sfer, np. tak ważna opieka zdrowotna w szkołach znajduje się w rozdziale dotyczącym kondycji służby zdrowia.

Ważne jest to, iż liczący prawie 170 stron dokument zaczyna się od swoistej preambuły, przypomnienia katalogu zasad i wartości, którymi powinno się kierować polskie życie publiczne. One są przed opisem – diagnozą i trzema fundamentami programu, tj. „Rodziną” „Pracą”, „Zdrowiem”. Z nich wynikają inne, takie jak „Naprawa państwa”, czy „Polska w Europie  i świecie”. A w rozdziale „Społeczeństwo” znajdują się zapisy dotyczące spraw oświaty oraz szkolnictwa wyższego, nauki.

W tym dotyczącym edukacji pojawiają się zapisy, nie kryję, dosyć kontrowersyjne. Szkoda też, że zapisane językiem autorytarnym , który nie zachęca do debaty.   Zakłada się, że praktycznie wszystko, a przynajmniej wiele z tego, co było zmianą w polskiej szkole i to nie od 1999 roku, a dziesięć lat wcześniej, było błędem. Że konieczny jest powrót do przeszłości. Ale jakiej? Tej rodem z PRL? I czy to możliwe, a jeszcze bardziej, czy potrzebne?

Problem oceny tego materiału z mojej strony jest o tyle trudny, gdyż mam świadomość, iż reforma z 1999 roku została mocno pokiereszowana w następnych latach, a w paru segmentach, nigdy nie weszła w życie.

Zgadzam się z diagnozą autorów założeń, że potrzebne są zmiany w programach kształcenia i wychowania, że model kształcenia liniowego, wdrożony przez minister Katarzynę Hall, mniej utrwala wiedzę, od spiralnego, gdzie na kolejnych etapach kształcenia wraca się do fragmentów wiedzy nauczanych np. w gimnazjum. Dyskusji i poważnych korekt wymaga system egzaminów. Ale czy należy w ogóle odejść od pytań testowych? Czy pisanie kilkustronicowej rozprawki z języka polskiego jest remedium na obecne problemy? Czy wyższe uczelnie ochoczo zgodzą się na matury bez elementu porównawczego (czyli egzaminy wstępne będą znowu normą)?

Godne poparcia są plany nadania odpowiedniej rangi zadaniom MEN i kuratoriów. Wprowadzenie większych zabezpieczeń społecznych, jeżeli chodzi o zamiary likwidacji, czy oddawania szkół osobom fizycznym i prywatnym osobom prawnym (przykład szkoły w Kokoszkach w Gdańsku aż się prosi o takie rozwiązanie). Za niezwykle ważne i potrzebne należy uznać zapisy, które mają na celu odbiurokratyzowanie szkoły, koncentrację dyrektora, nauczyciela nie na „papierach, kwitach”, a na powierzonym ich pieczy uczniach.

Dobrze, że w programie znalazł się fragment dotyczący nauczycieli. Co godne poparcia, to refleksja, że trzeba zacząć od zmian w przygotowaniu kandydata do zawodu przez wyższe uczelnie, nadające kwalifikacje pedagogiczne. Tu warto pamiętać o potrzebie wzmocnienia rangi praktyk szkolnych w okresie studenckim. Dyskusyjny jest plan wdrożenia dodatkowych stopni specjalizacji zawodowej po uzyskaniu tytułu nauczyciela dyplomowanego, chociaż takie oczekiwania też się pojawiają. Ważny jest akcent na doskonalenie zawodowe w celu osiągania  mistrzostwa w zawodzie.

Dyskusyjny jest też fragment dotyczący ustroju szkolnego, w tym miejsca w nim gimnazjów. To ciekawe, że tak jednoznacznie negatywnie ocenia się obecny ustrój szkolny, który obowiązywał od tzw. reformy Janusza Jędrzejewicza do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Kiedyś tzw. „mała matura” po gimnazjum budziła wielki respekt. Czy powodem takiej oceny nie jest przypadkiem to, iż nauka w tamtym gimnazjum nie była obowiązkowa jak obecnie?  Należy zaoferować młodym ludziom, którzy mają kłopoty z nauką w gimnazjum, ścieżkę uzawodowioną (zachowując konstytucyjne prawo do nauki niekoniecznie we własnym obwodzie szkolnym). Ileż problemów wychowawczych zdjęto by wówczas z gimnazjów. Oczywiście należy też dbać o mniejszą liczebność uczniów w oddziałach gimnazjalnych, odejście od wielkich gimnazjów, podejmowanie różnych działań na rzecz tworzenia zespołów: gimnazjum + szkoła ponadgimnazjalna, rozwój gimnazjów prozawodowych („uzawodowionych”), szersze zatrudnianie doradców zawodowych, pedagogów, psychologów. Ważne, że w programie akcentuje się znaczenie dogłębnej analizy praw i obowiązków uczniów i ich rodziców, aby szkoła – dyrektorzy, nauczyciele nie pozostawali w roli służebnej, by nie rzec służalczej.

W programie, co warte podkreślenia, jest szereg zapisów konkretnych, szczegółowych, które świadczą o wrażliwości i stosowaniu zasady solidaryzmu społecznego. Taki jest chociażby zapis o zagwarantowaniu każdemu uczniowi spożycia pełnowartościowego posiłku we wszystkich szkołach. To jest odpowiedź na postępującą likwidację stołówek szkolnych ale i fakt, iż około 20% uczniów żyje w rodzinach poniżej minimum socjalnego.

W programie trochę brakuje odniesień do roli samorządów terytorialnych. One są ważnym ogniwem prowadzenia szkół i przedszkoli. Potrzeba im wsparcia, czasami kontroli, żeby mniej było w nich przysłowiowego „rancza”, ale ich znaczenia nie można pomijać.

Jak mowa o organach prowadzących, to nasuwają się pytania o finanse w oświacie. Skąd wziąć środki na różne zapisane tu cele? Takie oszacowanie skutków finansowych proponowanych zmian powinno być przedmiotem pracy w najbliższym czasie, bo na pewno będzie to ważny oręż krytyków programu.  Szacunkowo widać, że potrzeba co najmniej kilku miliardów złotych (co jest niezbędne, bo oświata jest od lat niedofinansowana). Czy i gdzie się znajdą takie środki? Na jaki czas rozkłada się realizację tych zadań? Co z podwyżkami płac pracowników oświaty? Co, i jest to jedno z pytań kluczowych, z wcześniejszymi emeryturami dla nauczycieli (przy ustawie do 67 roku życia łącznie dodano nauczycielom ok. 12 lat pracy). To jest katastrofalna perspektywa pracy, życia dla wielu z nich.

Myślę, że o ile plany odwrócenia ustroju szkolnego będą budziły kontrowersje w środowisku ludzi oświaty (a jest to liczny elektorat), to wskazanie zmian w systemie emerytur pomostowych dla nauczycieli na pewno wzmocniłoby poparcie dla proponowanych rozwiązań (w programie mowa jest o przywróceniu progu emerytalnego: 60 lat – kobiety, 65 lat – mężczyźni, co już jest pewnym pozytywem).
Podsumowując – poważną debatę czas zacząć. Środowisko „Solidarności” gdańskiej niedawno skierowało pismo do MEN z zestawem pytań na temat ustroju szkolnego, gimnazjów. Chcemy rozmawiać na podstawie faktów, z uwzględnieniem badań międzynarodowych typu PISA, żeby nie psuć tego, co dobre i sprawdzone we współczesnej edukacji. Trzeba mądrze poprawiać, a kolejną rewolucję najlepiej zostawiać przed drzwiami polskich szkół. Czy jest to możliwe? Zobaczymy.

Powiązane tematy

Komentarze